
A w sobotę, na doświadczonym ulewą dnia poprzedniego, trudnym własnym boisku podejmowali właśnie finalistę pucharowego - Energię Kozienice. Dużo niżej notowany rywal realistycznie ocenił różnice poziomów obu zespołów i wybrał bardzo asekuracyjną taktykę. Kiepski stan murawy i postawa gości, którzy „zamurowali” się na własnym przedpolu stanowiły dla raciążan duży problem. W pierwszej połowie przewaga w polu była, ale sytuacji bramkowych zabrakło. A przyjezdni, po jednym z rzutów rożnych, mogli nawet zdobyć gola, ale piłka musnęła poprzeczkę bramki Dawida Kręta.
Po przerwie Błękitni coraz śmielej zaczęli atakować na połowie rywala. I przyniosło to efekty. W 61 minucie na prowadzenie gospodarzy wyprowadził skutecznym uderzeniem głową Adam Radwański, a kilka minut później kibice w Raciążu cieszyli się też i z drugiej bramki, po kolejnej celnej „główce” - tym razem Mariusza Holika. Drużyna z Kozienic kompletnie rozbita nie potrafiła w żaden sposób zagrozić Błękitnym, a ci mieli jeszcze bardzo dobrą końcówkę, w której błysnął Kamil Majkowski. W 88 minucie napastnik raciążan w swoim stylu zdołał przebić się w pole karne, gdzie został sfaulowany. Jedenastkę pewnie wykorzystał sam poszkodowany, a na chwilę przed końcowym gwizdkiem sędziego Kamil Majkowski ustalił wynik spotkania na 4:0.
Bezpośredni rywale też jednak wygrywali i Błękitnym do miejsca w wymarzonej siódemce nadal brakuje siedmiu punktów. Raciążanie jednak nie poddają się, wygrywają i być może doczekają momentu, w którym zespoły z górnej części tabeli pogubią punkty. Wiele w tej kwestii wyjaśnią najbliższe dni, kiedy to trzecioligowcy zagrają dwie kolejki. A dojdzie w nich do kilku bezpośrednich starć między czołówką i warto podtrzymać dobrą passę. Choć będzie to niezwykle trudne zadanie, bowiem Błękitni dwukrotnie zagrają na wyjeździe w dodatku nie ze słabeuszami. W środę, 18 maja, raciążanie zmierzą się z Bronią Radom, zaś w niedzielę z Lechią Tomaszów Mazowiecki.
Pod znakiem derbów
W okręgówce nadal z kryzysu nie może otrząsnąć się sochocińska Wkra, która na wyjeździe zmierzyła się z Borutą Kuczbork. I niestety ponownie zawiodła gra ofensywna - sochocinianie nie zdołali zdobyć żadnej bramki. A stracili trzy. Co prawda nigdy nie można zawczasu wskazywać zwycięzcy piłkarskiego meczu, ale w najbliższych dwóch spotkaniach nadal nie zapowiada się, by Wkra była w stanie wrócić na zwycięskie tory. Rywalami wszak będą: trzecia w tabeli Makowianka i zdecydowany lider Tęcza Łyse. Na szczęście załamywać rąk nie ma co, bo końcówka rozgrywek będzie dla Wkry łaskawsza. I być może decydująca jeśli chodzi o utrzymanie. Sochocinianie zagrają z Pełtą Karniewo, Troszynem, Tęczą Ojrzeń i PAF Płońsk. Szansa na podreperowanie dorobku, i zakończenie sezonu w dobrych humorach, bardzo duża.
Ale wydarzeniem kolejki w okręgówce, były niedzielne derby powiatu płońskiego w Nowym Mieście między Soną a PAF Płońsk. Pomimo iż goście okupują dolne rejony tabeli gospodarze spodziewali się ciężkiej przeprawy, gdyż dla PAF-u był to kolejny mecz z serii „o życie”. W Nowym Mieście jednak nikt nie brał pod uwagę innego scenariusza niż zwycięstwo wicelidera.
Pierwsza połowa spotkania to akcje z obydwu stron. Goście grali odważnie, konstruowali ładne dla oka akcje, jednak w ostateczności brakowało decydującego podania. Sona zaś próbowała grać szybko, jednak raziła brakiem dokładności. Jednak w 26 minucie to właśnie gospodarze mogli wyjść na prowadzenie, ale po strzale Michała Ernesta z rzutu wolnego piłka minimalnie minęła bramkę Mateusza Bońkowskiego. Po zmianie stron zaczął się prawdziwy derbowy pojedynek. W 46 minucie swoją szansę wykorzystał Damian Wierzchowski. Piłka po jego uderzeniu trafiła jeszcze w nogę obrońcy z Nowego Miasta i wpadła do bramki strzeżonej przez Rafała Wieczorkowskiego. Na odpowiedź gospodarzy kibice czekali dokładnie dwie minuty. Sygnał do ataku dał płońszczanin w barwach Sony Radosław Cytloch, który wykorzystał dośrodkowanie Michała Ernesta i strzałem głową umieścił futbolówkę w siatce. Goście rzucili się do ataku, jednak poprawnie spisywała się defensywa gospodarzy oraz dobrze interweniujący Rafał Wieczorkowski. Po drugiej stronie najlepszą okazję do zdobycia bramki miał Maciej Białorudzki - piłka po jego strzale odbiła się od poprzeczki, a potem od murawy, choć zdaniem sędziego nie przekroczyła linii bramkowej. Sona skutecznie uderzyła w 61 minucie. Łukasz Brzeszkiewicz obsłużył dokładnym podaniem Karola Drążka, a ten bez problemu wyprowadził Sonę na prowadzenie. Zanim płońszczanie otrząsnęli się po stracie bramki, gospodarze zadali kolejny cios. Swoimi umiejętnościami w 64 minucie popisał się niezawodny w takich sytuacjach Michał Ernest. Najpierw zwiódł kilku zawodników gości, po czym został sfaulowany na 25 metrze. Sam podszedł do piłki i mocnym uderzeniem zdobył piękną bramkę, ustalając tym samym wynik spotkania na 3:1 dla Sony.
W walce o utrzymanie PAF, po remisie Ojrzenia, ma do niego już osiem punktów straty, a do kolejnych zespołów dziewięć (Szreńsk) i dziesięć (Sochocin). Do zakończenia rozgrywek można zdobyć jeszcze osiemnaście punktów. Dopóki więc matematyczne szanse istnieją trzeba walczyć. A przeciwnikami PAF będą kolejno: Wkra Żuromin, Żak Szreńsk, Żbik Nasielsk, Iskra Krasne, Korona Ostrołęka i Wkra Sochocin.
Gladiator bije lidera
W rozgrywkach A klasy też ciekawie. Niestety dwie nasze drużyny, bez zdobyczy bramkowej, poniosły porażki. Niespodziewanie na własnym boisku, z przedostatnią drużyną w tabeli - Bartnikiem Myszyniec - przegrała Jutrzenka Unieck. Goście zwycięską bramkę zdobyli w 90 minucie spotkania, a warto też zauważyć, że już od 35 minuty musieli grać w dziesięciu. Faktem godnym odnotowania jest też obroniony w 25 minucie rzut karny przez Michała Szymańskiego.
Dużo trudniejsze - wyjazd do Kryształu Glinojeck - zadanie miała Korona Karolinowo. W dodatku musiała borykać się z brakiem bramkarza, a między słupkami zmuszony był wystąpić Marcin Droziński. Meczu życia rozegrać nie zdołał, a Kryształ wygrał 2:0, wynik ustalając już do przerwy.
Sensacyjnie zaś zakończyła się potyczka w Słoszewie. Po raz enty okazało się, że bez względu na pozycję w tabeli, na własnym boisku Gladiator potrafi być groźny dla każdego. A szczególnie dzieje się tak wówczas, kiedy słoszewianie dokładają do tego charakter. Tym razem przekonał się o tym lider A klasy - Orzyc Chorzele. A mecz był niezwykle emocjonujący. Gladiator wyszedł na prowadzenie już w 8 minucie, kiedy do siatki rywali trafił Mariusz Krzemiński. Reszta goli padła w drugiej części gry, a dramaturgii dodały dwie czerwone kartki dla zawodników gości. Mimo osłabienia lider jednak zdołał nie tylko wyrównać, ale także wyjść na prowadzenie. Zmasowane ataki słoszewian przyniosły efekt dopiero w ostatniej fazie spotkania. W 88 minucie wyrównał Robert Rutkowski, a zwycięskie trafienie przyniosła dopiero trzecia z doliczonych minut. A akcję na wagę trzech punktów przeprowadził Robert Rutkowski, Damian Kozłowski i finalizujący ją golem Tomasz Kaczyński. Mimo tak znaczącego sukcesu sytuacja słoszewian w tabeli nadal nie jest do pozazdroszczenia - choć jeśli Gladiator będzie z taką determinacją walczył do końca rozgrywek, to utrzymanie nie pozostaje jedynie w sferze marzeń.
Porażki na najniższym szczeblu
W dwóch najniższych ligach - zarówno mężczyzn jak i kobiet - zwycięstw w minionej kolejce nie było.
W B klasie wolny termin miał GKS Gumino, a baboszewskie Orlęta nie przełamały niemocy w pojedynku wyjazdowym z wiceliderem. Opia Opinogóra wygrała 4:1, a bramkę honorową dla baboszewian zdobył Paweł Bogdański.
Także jedynie z honorowym trafieniem Anny Domżalskiej zakończyły pojedynek z Królewskimi Płock zawodniczki DAF. Mimo że mecz rozgrywany był w Płońsku, wyżej notowane rywalki nie dały płońszczankom żadnych szans, wygrywając 5:1.
Krzysztof Lewandowski, Łukasz Majkowski, Artur Kołodziejczyk
foto: Łukasz Wielechowski
Więcej zdjęć w Galerii
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie