Reklama

Magiczna powieść  odcinek 31

23/11/2017 05:34
O braku przestępstwa i sercowym problemie…
Jedno jest pewne! Moja mama, jak zechce, potrafi być kosmicznie gościnna. Taką przesadną gościnność objawiła bowiem wobec tajemniczego osobnika, który twierdził, że jest zainteresowany zakupem domu ciotki Zuzanny i był ze mną umówiony na jego oglądanie.

Owszem, dziwiła się, że chcę dom sprzedać, a jeszcze bardziej, iż nic o tym nie mówiłam, co nie przeszkodziło jej w oprowadzaniu tegoż osobnika po całym domostwie, w tym mojej sypialni. Tyle się dowiedziałam, że osobnik był dość młody, przyzwoicie ubrany, przyjechał jasnym autem. Jakim, to mama nie wiedziała, a ojciec był akurat na spacerze w lesie.

 

- No i co takiego się stało? – wzruszyła ramionami, zagniatając ciasto. Bo tym razem uwzięła się na kruche, korzenne ciastka i piekła je od tygodnia bez opamiętania. Wszystkie słoiki i puszki, jakie tylko były dostępne w domu, tymi ciastkami zostały już wypełnione…

- Mogłaś przynajmniej do mnie zadzwonić, sprawdzić, czy to prawda, zamiast wpuszczać jakiegoś nieznajomego - patrzyłam na powstającą nową partię ciastek i pomyślałam, że część będę musiała zanieść Gabrysi. - On pewnie miał złe zamiary…

- I po co zaraz te spiskowe teorie dziejów? Nie napadł na mnie i niczego nie ukradł - mama znów wzruszyła ramionami.

- Ale chciał obejrzeć dom w środku, dowiedzieć się, co i jak - odparłam, choć nie chciałam wtajemniczać jej w szczegóły. Moim zdaniem ten ktoś doskonale wiedział, że jestem w pracy i wymyślił sobie pretekst. Może chciał poznać dom od środka, żeby mnie potem napaść, albo żeby wzbudzić strach. No bo chyba zdawał sobie sprawę, że rodzice mi powiedzą o tej wizycie i że będę się nad tą sprawą zastanawiać. No, ale o co w tym wszystkim chodzi…?!

Policja nie chciała przyjąć zgłoszenia w tej sprawie. Policjant powiedział mi prosto w oczy, że chyba jestem przewrażliwiona.

- Przyszedł oglądać dom i został wpuszczony - tłumaczył mi cierpliwie. - Nie wtargnął więc na teren prywatny a to, że ktoś chce kupić nieruchomość, to nie przestępstwo.

- Ale on skłamał - tłumaczyłam równie cierpliwie. - Powiedział, że dałam ogłoszenie o sprzedaży i że się ze mną umówił. A to nieprawda. Niczego nie sprzedaję, niczego nie ogłaszałam i z nikim się nie umawiałam na żadne oglądanie.

- Może myślał, że pani sprzedaje - policjant zaczął się irytować. - Może pomylił adres i chodziło mu o kogoś innego… Nie widzę tu podstaw do wszczęcia dochodzenia.

Świetnie! Dlaczego nie chcą dostrzec, że ta wizyta może mieć związek z tymi wszystkimi wcześniejszymi zdarzeniami. Najpierw ktoś podpala mi drewutnię, wydzwania do mnie ktoś charcząc, z krzaków mnie ktoś podgląda a potem schodzi z tego łez padołu. O paczce z pudełkiem zapałek, czy przecięciu wszystkim opon w moim aucie nie wspomnę… Proste więc, jak sznurka metr, że ta tajemnicza wizyta ma z tymi sprawami związek. A w każdym razie może związek mieć!

Zaczyna mnie to wszystko przerastać. Bo żeby to tylko o te dziwne zdarzenia chodziło… Ale w dodatku uczuciowe życie zaczęło mi się sypać… A przynajmniej z mojej strony tak to wyglądało.

Zaplanowany i wymarzony weekend nad morzem okazał się kompletnym, druzgocącym niewypałem. Był, co prawda taki moment, że zamierzałam uprzedzić Adasia, że wykupiłam romantyczny wypad, ale potem doszłam do wniosku, że zrobię mu niespodziankę. W końcu jak szaleć, to szaleć. Domem i zwierzakami mieli zająć się rodzice.

W listopadowy piątek zapakowałam więc walizkę do auta i podjechałam pod Adasia dom. Nie dzwoniłam, nie pukałam do drzwi, było otwarte, więc weszłam.

- Adaś! Uwaga, niespodzianka! Ruszamy w drogę! - wrzasnęłam już w przedpokoju. Adaś chyba mnie nie usłyszał, w domu było cicho, poza tym, że z salonu dobiegała mnie cicha muzyczka i trzask palącego się w kominku drewna. Może Adaś śpi? Poszłam więc do salonu.

- Zbieraj… - i zdania nie dokończyłam. To ja miałam zaskoczyć Adasia, tymczasem to mnie zaskoczono. Druzgocąco i absolutnie! Sparaliżowało mnie po prostu i stojąc w drzwiach salonu poczułam się żałośnie upokorzona.

W adasiowym salonie, przy stole siedziała ta obrzydliwa larwa, dziennikarka z jego redakcji. Blond kudły miała związane w koński ogon i choć ubrana była tym razem dość zwyczajnie, w dżinsy i biały top, to nadal wyglądała, jakby zlazła z okładki magazynu dla panów. Tym bardziej, że za ciasne, co najmniej o trzy numery spodnie i zbyt obcisły podkoszulek uwydatniały jej zalety w sposób oczywisty.

Oderwała wzrok od ekranu stojącego na stole laptopa i spojrzała na mnie. Oczywiście, jestem przekonana absolutnie, że było to spojrzenie szydercze.

- A… to ty. Adaś jest w łazience. Zawołać go? - zapytała i upiła łyk z mojej filiżanki. Mojej, tej samej, którą podarowałam Adasiowi, w czerwone maki. Co to ma być? Ona mówi o moim Adasiu Adaś? I proponuje, że go zawoła? Co ona tu robi?

Adaś pojawił się w salonie bez wołania. I nie da się ukryć, że był zaskoczony.

- Ewunia? - cmoknął mnie przelotnie w czoło. - Na wieczór byliśmy umówieni. Teraz pracujemy, mamy taki ważny tekst o kandydatach na prezydenta. Szykuje się prawdziwy czarny koń w przyszłorocznych wyborach.

- Adaś, niespodzianka to jest, jedziemy nad morze. Zarezerwowałam domek nad morzem. Pakuj się… - postanowiłam, że z planów co do romantycznego weekendu się nie wycofam i wyborczy czarny koń w tym momencie interesował mnie w niewielkim stopniu.

- Ewka… Trzeba było mnie uprzedzić, to bym sobie robotę ustawił… Nie mogę teraz wszystkiego odkręcić, jutro jestem umówiony na wywiad - Adaś wyglądał na bardzo zaskoczonego. Przynajmniej to mi się udało.

Blond dziwa spojrzała na mnie z wyraźną satysfakcją i upiła kolejny łyk kawy z filiżanki w czerwone maki.

I po prostu sobie stamtąd wyszłam… I najgorsze w tym wszystkim było to, że Adaś za mną nie wybiegł…

KObieta

rys.: Jacek Łukaszewski
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do