O policji ustaleniach, metamorfozie i kolacji… Adaś przyniósł świeże wieści z policji. Od znajomego policjanta dowiedział się, iż nieszczęsne zapałki, pocztowym kurierem mi przesłane, nadano w Łomiankach. Paczkę nadał pan wyglądający na miłośnika mocnych trunków, który podał dane: Jan Kowalski. Pani z poczty dobrze go zapamiętała, bo dziwnie się zachowywał, drapał się tu i ówdzie dość intensywnie i zanim paczkę nadał, to i ją wszystko swędzieć zaczęło…
Niewiele te ustalenia dawały, bo zdaniem policji, ktoś dał parę groszy jakiemuś przypadkowemu menelowi, by paczkę nadał. Ale zawsze to coś… Policja znała już przyczynę śmierci gościa, którego zwłoki w lesie znalazłam. Owszem, ślady pobicia miał, a może nawet wielu pobić, nie to go jednak zabiło, ale zawał…
- Przecież to młody człowiek był? - zdziwiłam się.
- Młody też może mieć zawał - Adaś sięgnął po kolejne kruche ciastko, których potworne ilości produkowała ostatnio moja mama. - Ale jeśli to był ten sam gość co podglądał dom z krzaków, to umarł zaraz potem, jak go spłoszyliśmy. Może się przestraszył a serce miał słabe…?
No, też wymyślił. Nawet jeśli to był rzeczywiście ten podglądacz, który w jakiś sposób na mnie czyhał i nawet jeśli to on podpalił moją drewutnię, to nie chcę go mieć na sumieniu! Nie chcę myśleć, że ktoś przeze mnie umarł. Zresztą w końcu to Adam go przecież gonił…
- Nie przejmuj się tak - Adaś musiał zauważyć moje zdenerwowanie. - Po pierwsze, nie wiadomo na pewno, czy to podglądacz, po drugie był pod wpływem narkotyków, badania to potwierdziły, a w jego kieszeniach znaleźli jakieś środki, najpewniej to dopalacze. Mógł od tego zejść. A teraz najważniejsze… Nie wiadomo, co prawda, czy to on podpalił, ale to on do ciebie dzwonił charcząc…
- On? - zrobiło mi się nieswojo. Rzeczywiście od jakiegoś czasu nie dzwonił do mnie charczący ktoś. - To pewne?
- Sprawdzili bilingi numeru komórki, którą przy sobie miał. To nawet nie był jego telefon, ale konkubiny. Konkubina zresztą nagle doznała olśnienia i wiele rzeczy sobie przypominała. I okazuje się, że różne fakty zna. Otóż niedługo przed tym, jak jej facet zaczął jeździć do roboty, odwiedził go jakiś gość, kasą śmierdział na kilometr i ona jest przekonana, że to on coś zlecił. Rysopis podała, bo zdążyła go sobie dobrze obejrzeć. Rysownicy robią portret. Tak w ogóle policja podchodzi do tej sprawy bardziej niż ambitnie i jeszcze nie wiem dlaczego… Ale są przekonani, że chodzi o twoją ziemię…
Gabrysia wpadła, gdy Adaś wychodził do pracy, musiał obsłużyć jakąś wieczorną imprezę, ale miał wpaść potem na kolację. Środowy wieczór zapowiadał się romantycznie, bo rodzice pojechali do siebie, sprawdzić, czy wszystko w porządku i kwiaty podlać. W lodówce czekał na pieczenie wielki kurczak i chłodziło się winko. Na czwartek wzięłam sobie urlop w ratuszu, więc tym bardziej optymistycznie do świata nastawiona byłam.
- Przyszłam ci pomóc. Musisz zrobić się na bóstwo - orzekła Gabrysia lustrując mnie uważnie. - Faceci lubią być zaskakiwani. Fryzura konieczna nowa i makijaż bardziej zdecydowany, bo trochę myszowato wyglądasz. Metamorfozę ci zrobię! Tak jak w telewizji!
A mogłam odmówić! Dlaczego się zgodziłam?! Gabrysia przywlokła ze sobą arsenał kosmetyków, ciuchów i jakąś cud płukankę do włosów.
- Nadaje włosom cudowny, złoty blask - przekonywała mnie, masując moją głowę cudownym, jak twierdziła, specyfikiem. Potem nałożyła mi maseczkę, zmyła płukankę, nakręciła włosy na papiloty. - Zobaczysz, Adaś oszaleje z miłości, jak cię zobaczy. Jak metamorfoza, to metamorfoza, zasłaniam lusterko.
- Ja pierwsza oszaleję - mruknęłam, drapiąc się po policzku. - Dlaczego to tak swędzi?
- Bo działa… Skórę odnawia, to swędzieć musi - Gabrysia przystąpiła do makijażu. - Zobaczysz, będziesz odmieniona.
Wreszcie skończyła i zdjęła obrus z lustra… O, Boże!!! Byłam odmieniona!!! Sparaliżowało mnie! Czy to ja!? Z lustra patrzyła na mnie dziwna, obca gęba otoczona loczkami typu mokra Włoszka w kolorze niemowlęcej kupy po spożyciu marchewki. Co ona mi zrobiła?! Gdzie ten złoty blask?!
- Co to jest? - wycharczałam w kierunku nieco spłoszonej Gabrysi.
- Ślicznie wyglądasz, oszałamiająco - Gabrysia wrzucała kosmetyki do kuferka. - To udanej kolacji ci życzę, bo muszę uciekać. Ziemniaki mi się przypalą…
I uciekła! Małpa jedna! Trudno, stało się, trzeba podejść do sprawy konstruktywnie. Może jeszcze zdążę to odkręcić przed przyjściem Adasia…
Niestety, nie zdążyłam. Adaś wrócił wcześniej niż wrócić miał. Tak to jest z facetami, nigdy nie dotrzymują słowa. Nie wiem, co sobie o moim wizerunku pomyślał, ale jedno jest pewne, pod wrażeniem był!
- Och… kurczę… Co się stało? To ty? - zapytał i jestem pewna, że miał chęć się roześmiać. Szczęka mu podejrzanie drgała… - Pięknie wyglądasz. Inaczej niż zwykle, ale intrygująco…
Postanowiłam być dzielna i się nie rozryczeć. Jutro pozbędę się nowego wizerunku, a dziś spędzę z Adasiem fantastyczny wieczór. Wrzuciłam więc kurczaka do piekarnika i poszłam się przebrać. Adaś zapalił świece i wyjął z lodówki winko.
Niestety, jak pech to pech. Nieszczęścia parami podobno chodzą. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam. W progu stała blond dziwa z gazety Adasia. Obejrzała mnie uważnie i moim zdaniem była to czynność szydercza.
- Adasia szukam. W pilnej sprawie. Wypadek poważny jest, a on nie odbiera telefonu - powiedziała i weszła, wyginając ten swój obrzydliwie chudy kadłub i potrząsając bujnymi kudłami.
Bezczelna! Weszła sobie i już! A tak w ogóle to skąd wiedziała, gdzie Adasia szukać? O co tu chodzi…?
Komentarze opinie