O męce zazdrości, dziwnej wizycie i przychówku Obraz blond zdziry klejącej się do Adasiowego ramienia prześladował mnie niemiłosiernie… Tym bardziej, że uzmysłowiłam sobie, iż zabójcza uroda Adasia jest widoczna nie tylko dla mnie. Dla innych też. Niestety… Gdyby się dało go troszkę oszpecić, jakieś gorsze ciuchy jakby założył…?
- To twoja koleżanka? Ta blondynka pod ratuszem? - zapytałam Adama, starając się, by nie zabrzmiało rozpaczliwie. Ale zabrzmiało.
Gmerałam pogrzebaczem w kominku, udając, że wcale nie czekam w napięciu na odpowiedź.
- Pracuje w redakcji od niedawna. Nowa dziennikarka - odparł Adaś. - Uczy się. Kończy dziennikarstwo zaocznie.
Niech to szlag! Wolałabym, żeby to była jakaś urzędniczka, albo baba z innej gazety. Nie miałaby wtedy okazji często się do Adasia tak bezczelnie kleić…! A tak?! Przecież codziennie się widują! Co robić… Co robić?! Powinnam właściwie być na taki scenariusz przygotowana, przecież Adaś jest cudny, trudno go nie zauważyć a zdzir na tym łez padole nie brakuje. Nigdy nie brakowało i nie zabraknie!
A co, jeśli Adasiowi ta blond piękność się spodoba? - myślałam grzebiąc dalej w kominku. Nie da się nie zauważyć, że urody to jej los nie skąpił. I ubrana była dobrze, choć zdzirowato. Rzuci mnie! Adam znaczy… A ja głupia, przyzwyczaiłam się do myśli, że tak ma być już na zawsze. Będziemy spacerować, oglądać gwiazdy, zachody słońca, zamieszkamy razem, urodzimy dzieci. To znaczy, ja urodzę, ale za jego udziałem… Mnóstwo dzieci, a nawet cała gromadka błąkała się w mojej świadomości.
- Szukasz czegoś w tym kominku? - zapytał Adam, przyglądając się uważnie pogrzebaczowi, który trzymałam w ręku.
- Trzeba czasem dobrze pogrzebać - wymyśliłam w panice. - Czytałam o tym w Internecie.
- Wszystko w porządku? Trochę dziwnie się zachowujesz. Co cię tak trapi?
- Nic mnie nie trapi, naprawdę wszystko jest w porządku - chciałam jeszcze coś dodać, ale zadzwoniła komórka Adama. Przeprosił i odebrał.
- Muszę już lecieć, mam materiał do zrobienia - zakomunikował mi. - I jeszcze muszę zabrać Igę, bo mamy ją przyuczać.
- Igę?
- To ta nowa dziennikarka. Musi zdobyć doświadczenie, jeżdżąc w teren ze starymi dziennikarzami. Wpadnę jak wrócę. Niedługo. I nie grzeb już w tym kominku…
Cmoknął mnie w czoło i poszedł. Jeszcze i to! Będzie ta blond z moim Adasiem jeździć! I będą sami! I w dodatku ma na imię Iga! Nie mogłaby mieć jakoś inaczej? Nie wiem dlaczego, ale jakoś to imię wydało mi się wyjątkowe.
Tak, wiem, zaufanie w związku to podstawa, ale cóż mogę poradzić na to, że ogarnęła mnie straszliwa, wściekła zazdrość. A obraz wdzięczącej się blond wywłoki nie chciał opuścić mojej podświadomości. Co już prawie dochodziłam do momentu, gdy Adaś z obrzydzeniem zdejmuje jej rękę ze swojego ramienia i mówi: kocham tylko Ewę, to Adaś się rozmyślał w ostatnim momencie i uśmiechał się do niej promiennie…
Czarne myśli przerwał dzwonek do drzwi. Za progiem stał policjant, wiedziałam kto to jest. To był ten sam gość, który z prezydentem knuł przeciwko Adamowej gazecie. Tylko, że nie wiedział, że ja o tym wiem… Oznajmił, że przyszedł mnie przesłuchać w sprawie ostatnich zdarzeń, podpalenia, anonimowych telefonów do mnie, zwłok w lesie i tak dalej. Przedstawił się: Leszek Jarecki.
- Zawsze wzywano mnie na komendę - byłam trochę zdziwiona, bo wydawało mi się, że trzeba kogoś najpierw wezwać na przesłuchanie, by to mogło się potem w śledztwie liczyć jako ważne. A tu nawet do mnie nikt nie zadzwonił.
- Tak, zgadza się, ale to trochę takie nieformalne przesłuchanie. To takie, powiedzmy, czynności operacyjne - policjant Jarecki rozsiadł się wygodnie w fotelu.
- Co pan chce wiedzieć? Ja właściwie wszystko powiedziałam. Pan teraz prowadzi to śledztwo?
- Czy pani kogoś podejrzewa? - policjant nie odpowiedział na moje ostatnie pytanie i jakoś nabrałam przekonania, że wcale nie prowadzi tego śledztwa. Coś mi tu śmierdzi… - O to podpalenie? Jak pani sądzi, kto i dlaczego mógłby panią obserwować? Czym się pani wcześniej zajmowała, przed pracą w ratuszu? Czy ciotka, po której odziedziczyła pani gospodarstwo, mówiła coś, co mogłoby mieć związek z tymi zdarzeniami?
- Ciotka nic nie mówiła… Ale gdyby zdążyła, mogłaby powiedzieć, że wiele osób nagle zainteresowało się jej ziemią i ją nachodziło w tej sprawie…
- Panią też nachodzili?
- A czemu pan nie protokołuje tego przesłuchania? Może pan pokazać swoją legitymację służbową…? - pan Jarecki zaczął mi działać na nerwy.
Coś chciał odpowiedzieć, ale nie zdążył, bo do salonu wpadła Tosia żałośnie skomląc. Położyła się przy moich nogach, spoglądając na mnie prosząco. Co się dzieje? Zeżarła coś i jej zaszkodziło? Dopiero po chwili zorientowałam co się dzieje! Tosia rodzi! Trzeba działać! Rodzice pojechali do kina, Adaś jeszcze nie wrócił… Dam sobie radę.
- Proszę już iść, nie mam teraz czasu, będę poród odbierać. Najlepiej będzie, jeśli wezwiecie mnie na komendę - oznajmiłam policjantowi.
Nic nie powiedział i wyszedł. A Tosia już rodziła, w salonie, przed kominkiem. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć… Tak więc teraz mam kota, psa i piątkę szczeniąt…
Komentarze opinie