
Policjant przed sądem
W piątek, 31 sierpnia w Sądzie Rejonowym w Płońsku rozpoczął się proces, w którym policjant płońskiej drogówki jest oskarżony o żądanie i przyjęcie korzyści majątkowej w postaci 100 zł. Przed sądem zeznawał oskarżony, a także kierowca, który twierdzi, że dał mu łapówkę oraz kilku świadków.
Początek tej historii miał miejsce 20 listopada 2006 roku ok. godz. 21 w Dzierzążni. Policjanci płońskiej drogówki zatrzymali do kontroli drogowej kierowcę autobusu (mieszkaniec województwa lubelskiego).Tuż po kontroli mężczyzna zadzwonił z zastrzeżonego numeru na policję i powiedział, że w Dzierzążni stoją policjanci, którzy wzięli od niego łapówkę. Dyżurny policji usiłował połączyć się z rozmówcą, ale bezskutecznie. Udało się go namierzyć później. Zeznał, że policjanci mieli od niego zażądać łapówki w zamian za odstąpienie od ukarania mandatem za przekroczenie prędkości. Twierdził, że dał 100 zł, bo tyle akurat miał. Śledztwo prowadziła najpierw płońska, potem płocka prokuratura. Ostatecznie jednego z policjantów - Zbigniewa O. oczyszczono z zarzutu i umorzono przeciwko niemu postępowanie. Do Sądu Rejonowego w Płońsku trafił natomiast akt oskarżenia przeciwko drugiemu policjantowi Andrzejowi M.
Nie popełniłem tego czynu
Płocka prokuratura oskarżyła Andrzeja M. - policjanta z wieloletnim stażem o to, że 20 listopada ubiegłego roku, pełniąc służbę zatrzymał do kontroli drogowej autobus, po czym zażądał i przyjął od kierowcy 100 zł w zamian za odstąpienie od ukarania go mandatem za przekroczenie prędkości.
- Absolutnie się nie przyznaję - powiedział w sądzie Andrzej M. zapytany przez sąd, czy przyznaje się do zarzucanego czynu. - Nie popełniłem tego czynu, chcę złożyć wyjaśnienia.
Policjant mówił, że tego dnia pełnił służbę wraz ze Zbigniewem O. oznakowanym radiowozem w wyznaczonym rejonie. Jednym z miejsc była Dzierzążnia.
W kierunku Płońska jechał autobus. Andrzej M. zauważył, że ma źle ustawione światła i jedzie zbyt szybko. Nie mierzył prędkości radarem, ale wiedział to z wieloletniego doświadczenia. Radaru nie mógł użyć, ponieważ nie było znaku o obszarze zabudowanym - zdjęto go z uwagi na roboty drogowe, ale nie było również znaku ograniczającego prędkość. Nie miał więc podstaw, by miernika użyć. Poza tym ten fakt musiałby być zgłoszony dyżurnemu policji.
Kierowca autobusu został poproszony o dokumenty i podszedł do radiowozu. Oskarżony twierdzi, że przez radiostację sprawdził, czy kierowca nie jest poszukiwany i tylko taką informację od dyżurnego uzyskał. Potem kierowcę pouczył, by po powrocie do domu ustawił światła i by nie przekraczał prędkości. Kierowca odjechał. Zdaniem policjanta nie było podstaw do ukarania kierowcy mandatem. W tym czasie drugi policjant był w radiowozie, wykonywał swoje czynności. Tuż po zdarzeniu dyżurny policji wezwał ich do bazy. W komendzie dowiedzieli się, że był telefon, informujący o łapówce. Oficer kontrolny sprawdził, jakie mieli pieniądze, oskarżony twierdzi, że miał przy sobie tylko 5 zł. Zdaniem Andrzeja M. zatrzymany przez niego kierowca był zdenerwowany, nie podobało mu się, że został zatrzymany. Sądzi, że kierowca zadzwonił na policję ze złośliwości, z chęci dokuczenia policjantom.
Więcej tu nie przyjadę
Tuż po oskarżonym policjancie zeznawał kierowca autobusu, 28-letni Robert P., który poinformował policję o wręczonej przez siebie łapówce. Był wyraźnie zdenerwowany, szczególnie, gdy pytania zadawała mu obrona, został nawet upomniany przez sąd.
Świadek twierdzi, że wracał z Torunia, gdzie kupił autobus. W Dzierzążni został zatrzymany przez policjanta, ponieważ przekroczył prędkość. Policjant sprawdził dokumenty, a drogą radiową punkty karne i przez radiostację padła odpowiedź „16 aktywnych” - liczba się zgadzała - dostał je za kolizję i prędkość. Funkcjonariusz dał mu do zrozumienia, że można sprawę załatwić inaczej, bez mandatu. Kierowca powiedział, że policjant był nachalny, domagał się łapówki, używał słów, że można bez fakturki, z nami jak z księżmi, co łaska. Dał mu więc 100 zł, bo tylko tyle miał, a zanim wręczył oskarżonemu pieniądze, w radiowozie zgasło światło. Wcześniej policjanci mieli go wypytywać o jego działalność, czy można na niej zarobić. Po kontroli odjechał kawałek i zadzwonił na policję. Zrobił to, bo jak stwierdził, on musi ciężko pracować, by te 100 zł zarobić, a policjant zarabia i jeszcze dorabia. Twierdził, że pokazano mu zapis jego prędkości na radarze, groził mu mandat, zdał sobie sprawę, że tylko łapówka wchodzi w grę.
Kierowca mówił, że nie ma żalu do policji, został dwa razy ukarany, ale słusznie. Na pytanie obrony, dlaczego nie odebrał telefonu od policji, tuż po swoim anonimowym zgłoszeniu, odparł, że nieznajomych numerów o tej godzinie nie odbiera, odbiera te, które chce. Zresztą pytania obrony wyraźnie wyprowadziły go z równowagi, i odpowiadał niegrzecznie, za co został upomniany przez sąd.
Odczytano - w obecności kierowcy - stenogram rozmowy między policjantem a dyżurnym (są nagrywane), z którego wynika, że dyżurny po usłyszeniu numeru pesel podał tylko imię i nazwisko, oraz informację, że nie jest poszukiwany, nie padła natomiast informacja o punktach. Świadek podtrzymał jednak swoje zeznania. Na koniec stwierdził, że więcej tu nie przyjedzie, chyba że w kajdankach i że zaczyna żałować, iż powiadomił policję.
Zeznawała również żona kierowcy, która jechała autobusem, ale nie uczestniczyła w zdarzeniu, oraz czterech policjantów. Z zeznań dyżurnego policji, który kontaktował się z patrolem drogą radiową wynika, że nie mogła paść informacja o punktach karnych kierowcy. Z zeznań policjantów, w tym bezpośredniego przełożonego Andrzeja M. wynika, że oskarżony cieszył się dobrą opinią, nie było na niego żadnych skarg, a tuż po anonimowym zgłoszeniu oficer kontrolny wykonał czynności.
Policjant, który pełnił służbę z oskarżonym potwierdził jego wersję. Zarówno fakt, że byli razem w radiowozie, nie używali radaru, a kierowca został zatrzymany w związku z jakąś usterką, co nie dawało podstaw od mandatu, jak i to, że przez radio nie padła informacja o punktach karnych kierowcy. Mężczyzna został tylko pouczony. Policjant nie słyszał, ani nie widział, by kolega żądał i przyjmował pieniądze.
Zeznał, że kierowca był niezadowolony z faktu zatrzymania, że przeszkadzała mu praca policji. Nie był wypytywany o swoją działalność, sam wygłaszał monolog, że policjanci mu przeszkadzają, utrudniają pracę. Potem radiowóz został wezwany do bazy, tu wykonano z nimi czynności kontrolne, on miał około 20 zł, oskarżony w bilonie jeszcze mniej. Nie wiedzieli, że anonimowego zgłoszenia dokonał kierowca autobusu.
Sąd przychylił się do wniosków dowodowych obrony, by przesłuchać oficera kontrolnego policji, zastępcę dyżurnego, który przyjmował anonimowe zgłoszenie od kierowcy autobusu i aby odsłuchać nagranie tej rozmowy. Sąd zdecydował również, by odsłuchać zapis rozmowy przez radiostację między oskarżonym a dyżurnym, by stwierdzić, czy stenogram w aktach sprawy dotyczy całości rozmowy.
Proces odroczono do 5 października.
Katarzyna Olszewska
foto: archiwum
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie