Reklama

Nie wiem, czy chodzi o wzajemne koneksje, czy o pieniądze... - rozmowa z wywłaszczonym mieszkańcem Ilinka

- Ma pan jeszcze siłę i wolę, by walczyć z urzędniczą machiną? Ile to już trwa?

- Urzędy są po to, by służyć obywatelom, a nie po to, byśmy z nimi walczyli. Nie tędy droga. Przepisy mają nam ułatwiać życie, regulować sporne kwestie, ale gdy są przez urzędy nadużywane i interpretowane na korzyść konkretnej strony, to jest to patologia, z którą bezwzględnie należy walczyć, co czynię już od ponad półtora roku.

- Niech pan krótko przypomni o co chodzi?

- Moje siedlisko graniczy z jednej strony z polną drogą gminną nr 150, wykorzystywaną przez okolicznych rolników jako dojazd do łąk. Do pewnego czasu droga była zapomniana, nie naprawiana przez gminę, a rolnicy pozostawieni sami sobie. Sytuacja diametralnie uległa zmianie, gdy pojawił się inwestor, firma Olkop, planujący budowę stacji paliw na sąsiedniej działce. Wtedy droga ta stała się paradoksalnie „najważniejszą” inwestycją w gminie. Jest to jedyna inwestycja, w której gmina skorzystała ze specustawy, by wywłaszczyć obywatela z części siedliska. Aby przekonać mieszkańców do słuszności przebudowy tej drogi, wójt Aleksander Jarosławski zorganizował w sierpniu zeszłego roku spotkanie z okolicznymi mieszkańcami. Będąc na tym spotkaniu rozdałem mieszkańcom mapy z zaznaczonym planem przebiegu drogi. Dopiero wtedy zrozumieli, jaki ta przebudowa ma charakter. Po tym spotkaniu  38 rolników podpisało protest przeciwko planowanej przebudowie, która odetnie rolnikom obecny publiczny wjazd na łąki. Pozostanie im możliwość przejechania przez teren stacji paliw lub zrobienie nawrotki na rondzie przy Elandersie, by móc bezpiecznie i zgodnie z przepisami zjechać z ul. Płockiej na drogę prowadzącą do ich pól.  Tylko jeden mieszkaniec, były właściciel gruntu na którym ma powstać stacja był za planowaną przebudową.

- Piszę na temat tej sprawy od wielu miesięcy. Na tzw. „chłopski rozum” wysuwane przez pana zarzuty dotyczące naruszeń wielu procedur już od samego początku inwestycji, były merytoryczne i uzasadnione. Dlaczego według pana wiele instytucji - nawet jak podziela Pana opinie - ostatecznie prawie nic praktyczne nie zrobiło?

- Organy, do których się odwołuję mają charakter nadzorczy i opiniotwórczy. Mogą zlecić sprawę do powtórnego rozpoznania, lub ją umorzyć. Całość inicjatywy jest po stronie Urzędu Gminy w Płońsku, który nawet wysyła ponaglenia do wojewody, by szybciej załatwił sprawę. Ostatecznie sprawę rozstrzygnie sąd. Problemem jest tylko fakt, że mimo toczących się postępowań Urząd Gminy w Płońsku dalej forsuje przebudowę spornej drogi. Przecież stacja paliw nie może zostać oddana do użytku bez wyjazdu.

- Z treści różnych opinii pana prawnych pełnomocników i fachowców budowlanych wynika, że nieprawidłowości było wiele i inwestycja nie powinna dojść do skutku. Jednak ta merytoryka na razie nie ma znaczenia. Jest pan zdziwiony?

- Zaczynam rozumieć, na jakiej zasadzie działa ten mechanizm. Aby rozpoznać merytoryczne argumenty musi być chęć, żeby się z nimi obiektywnie zapoznać. Nie ma takiej woli ze strony gminy i starostwa, które wzajemnie podbijają sobie kolejne dokumenty i pchają sprawę do przodu.

- Obecnie ta droga, na rzecz której musi pan oddać swoją własność stała się „najważniejszą” drogą w całym regionie. A przecież jeszcze niedawno podczas przebudowy ul. Płockiej nie uwzględniono nawet wyjazdu z niej. Ona była po prostu ślepa. Teraz gmina chwali się, że będzie to droga dla mieszkańców. Nie boi się pan, że będzie przedstawiany jako wichrzyciel przeciwny drodze, która będzie służyć wielu osobom?

- To jest po prostu obłuda ze strony Urzędu Gminy w Płońsku. Proszę zapytać najbardziej zainteresowanych, czyli okolicznych mieszkańców, rolników, którzy korzystają z tej drogi na co dzień.

- Zajmując się tą sprawą pisaliśmy, że „pachnie” dużą aferą. W takiej rzeczywistości ciężko to jednak udowodnić. Do kogo, bądź do jakiej instytucji ma pan największe pretensje?

- Nie mam do nikogo. Każdy odpowiada za to, co robi. Dotyczy to też urzędników, a w szczególności osób zajmujących najważniejsze stanowiska.

- Zarzucał pan wiele szczegółowych niezgodności proceduralnych wysuwając bardzo merytoryczne argumenty. Jakie wątpliwości udało się ustalić ponad wszelką wątpliwość?

- Pewnym jest, że budowana stacja, która niedługo będzie ukończona, nie będzie mogła być oddana do użytkowania bez planowanej przebudowy drogi gminnej.

Zalecenia wojewody, które powstały ze względu na moje odwołanie, nie zostały w pełni wykonane.

Projektant drogi nie uzyskał stosownego odstępstwa od warunków przebudowy drogi powiatowej z krajową, chodzi tu o odległość skrzyżowania od ronda. Powinno to być 50 m, a jest około 6 m.

Gmina prostuje dokumenty wyjaśniając swoje błędy „z urzędu oczywistą omyłką”, a starostwo już po raz trzeci prostowało powierzchnię mojego siedliska przeznaczoną pod inwestycję. Równie dobrze mogliby zrobić wjazd przez środek mojego domu.

- Publicznie na sesji rady gminy postępowanie wójta Aleksandra Jarosławskiego przyrównał pan do zachowania dziedzica na włościach... O co ma pan największy żal?

- Nie rozumiem inicjatywy wójta. Przecież to my mieszkańcy go wybraliśmy, powinien nam służyć, pomagać, a nie niszczyć. Jego postępowanie nie jest transparentne. Nie udziela informacji na proste zapytania publiczne, najprawdopodobniej ukrywając krępujące go fakty. Nieprawidłowości w gminie są bardzo duże. Poprzedni zarząd starostwa przedostał się do gminy i dlatego, bardzo trudno z nimi walczyć.

- Zawiadamiał pan organy ścigania. Ma pan jakąś wiedzę, czy toczą się jakieś postępowania? Słychać było o wielu przesłuchaniach - pan też był przez jakiś organ przesłuchiwany?

- Śledztwo jest w toku, nie mogę tu więcej powiedzieć. Osobiście byłem przesłuchiwany na samym początku.

- Zgłosił też pan sprawę do Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Uzasadnienie zawiadomienia było bardzo mocne. Zwrócił się pan o weryfikację powiązań, kontaktów i relacji pomiędzy podmiotami występującymi w niniejszej sprawie. Konkludując, że rodzi się  wysokie zaniepokojenie i pytania o możliwy układ przestępczy. Coś się w tej sprawie już zadziało?

- Centralne Biuro Antykorupcyjne przyjęło mój wniosek i skierowało do prokuratury. Nie mają obowiązku informować mnie o toczącym się postępowaniu. Ale z tego co wiem, mój wniosek nie był jedyny.

- Wiele rzeczy publicznie nie można niestety powiedzieć, ale czy uważa pan, że ta sprawa ma jakieś drugie dno?

- Zdecydowanie tak. Nie wiem jednak dokładnie o co chodzi,  czy o wzajemne koneksje, czy o pieniądze. W tym przypadku nie podejrzewam bezinteresownego działania.

- A co pana zdaniem wydarzyło się nieformalnie w tej sprawie?

- Jest bardzo wiele nieformalności - jedną z głównych jest bezprawne zabranie mi siedliska korzystając ze specustawy drogowej na wybudowanie drogi gminnej tylko do jednej działki prywatnego inwestora.

- Będzie pan dalej walczył?

- Mój dziadek w 1958 r. bronił swojej ojcowizny przed komunistami, historia zatoczyła koło i teraz ja muszę bronić mojej ojcowizny przed urzędnikami z gminy. Mój dziadek na to nie pozwolił, i ja też nie pozwolę.

rozmawiał: Artur Kołodziejczyk; foto: archiwum

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do