
Nie biorę, bo pomógł mi Bóg
Jedna z płońskich tzw. normalnych rodzin. Rodzice, którzy wychowali już starsze dzieci i ich najmłodsza córka Iza. Nastolatka. Narkomanka. Od półtora roku nie bierze. Cała rodzina jest głęboko wierząca. Mówią, że uratowała ich wiara w Boga.
Iza (imię zmienione na potrzeby publikacji). Ładna nastolatka. Z normalnej, płońskiej rodziny. Zaczęła ćpać w pierwszej klasie gimnazjum. Zaczęło się standardowo - od trawki, potem były twarde narkotyki. Ćpała dwa lata, które zmarnowała. Ale chciała przestać. Przyznała się w końcu rodzicom, gdy matka zorientowała się, że z domu zginęły wartościowe przedmioty.
Iza nie bierze od półtora roku. Dzięki silnej woli, rodzinie i z pomocą wiary prowadzi normalne życie. Chodzi do szkoły, udziela się w młodzieżowym ruchu katolickim. I wierzy nie tylko w Boga, ale również w to, że dzięki swojej „narkotykowej spowiedzi gazetowej” obudzi czujność nas wszystkich, uczuli na rzeczywisty (choć tak trudno przyznawany) problem narkomanii wśród młodzieży w Płońsku. Rozmawiamy z nią wierząc w to samo.
- Byłaś zwyczajną nastolatką. Jak zaczęłaś ćpać?
- Byłam w pierwszej klasie gimnazjum. Najpierw były papierosy, trochę alkoholu, pod koniec września w pierwszej klasie zaczęłam palić marihuanę. Paliłam przez dwa miesiące i potem miałam przerwę. Aż do sylwestra, bo wtedy wzięłam pierwszy raz amfetaminę. I poszłam od razu w ciąg. Mieszałam marihuanę, amfetaminę, metaamfetaminę, różne pigułki, alkohol. Tak było przez dwa lata.
- Łatwo mogłaś zdobyć narkotyki?
- Na początku załatwiałam je przez kolegów, potem sama zaczęłam chodzić do dilerów. Nie jest trudno kupić narkotyki.
- Miałaś 13 lat. Skąd miałaś pieniądze na narkotyki?
- Kradłam rodzicom. Początkowo małe sumy, bo nie było mi wiele potrzeba. Później coraz więcej wynosiłam. Na końcu oddałam swój telefon i inne cenne rzeczy.
- I rodzice się nie zorientowali?
- Nie. Gdy była w domu jakaś większa suma, brałam z niej 100 zł. Zawsze jakoś udało mi się wymigać z podejrzeń. Zresztą mama była po ciężkiej chorobie.
- Gdzie ćpaliście? W domu, w szkole, na ulicy?
- Różnie. Przed lekcjami w szkole, w trakcie lekcji, po lekcjach.
- Nie wydaje ci się, że ktoś powinien zorientować się, że jesteś pod wpływem narkotyków?
- Osoba, która nie ma styczności z narkotykami, raczej nie zorientuje się, że ktoś jest pod ich wpływem.
- Miałaś świadomość, że idziesz na dno? Że spadniesz tam, jeżeli nie zaczniesz walczyć?
- Miałam taką świadomość. Niestety, w pewnym momencie miałam taką ideę, by żyć szybko, umierać młodo. Fascynowała mnie myśl, aby umrzeć jako narkomanka.
- Skoro tak się tym fascynowałaś, dlaczego przyznałaś się, że ćpasz, poprosiłaś dorosłych o pomoc? Mogłaś przecież ćpać dalej.
- Zdałam sobie sprawę, że naprawdę jest ze mną niedobrze. Bałam się reakcji rodziny. Miałam takie różne przejściowe stany. Z jednej strony nadal chciałam brać, a z drugiej przestać. Ale nie mogłam. W końcu się przyznałam w sytuacji, gdy zrozumiałam, że muszę prosić o pomoc.
- Rodzice nigdy nie podejrzewali, że bierzesz?
- Był na samym początku taki moment, że wpadłam. Byłam u rodziny na wsi z koleżanką. Paliłyśmy marihuanę przez cały dzień. Potem się to wydało. Ale rodzice nie mieli informacji o narkotykach. Okłamałam ich, że zapaliłam tylko trzy razy. Trochę mnie trzymali w domu, ale byli przekonani, że to tylko jednorazowy wybryk. Uwierzyli w to. Tym bardziej, że przez jakiś czas byłam trzeźwa.
- Dlaczego zdecydowałaś się wziąć twardy narkotyk?
- Od marihuany się zaczyna. Potem chciałam spróbować czegoś innego, zobaczyć jak to jest. Miał być tylko ten jeden raz. Ale tak nie było. Brnęłam dalej.
- Chciałaś przestać, bo nie było już fajnie?
- Na początku jest fajnie. Wesoło. Kolorowo. Jest zabawa. Później już nie jest fajnie. Jest koszmar. Nie ma się siły. Myśli się tylko o tym, żeby wziąć. Pewnego dnia człowiek się budzi i przychodzi taka myśl, świadomość, że jest się narkomanem, że jeżeli nie wezmę, to nie dam sobie rady.
- Zależało ci wtedy na czymś? Nie wiem, na stopniach, rodzinie...?
- Wtedy nie. Zależało mi tylko na tym, aby zdobyć pieniądze na narkotyki i je brać.
- Jak wyglądał twój dzień gdy brałaś?
- Różnie. Czasem nie szłam w ogóle do szkoły. Wstawałam, szłam w miejsce, gdzie przed szkołą spotykałam się ze znajomymi. Starałam się załatwić narkotyki. Jeśli się udało, to było w porządku. Jeśli nie, to gorzej. Szłam nieraz na lekcje, czasem chowałam się po klatkach i piwnicach w blokach, a czasem, gdy rodzice poszli do pracy, przychodziłam ze znajomymi do domu. Wychodzili przed powrotem rodziców. Gdy rodzice wrócili, udawałam, że się uczę, potem wychodziłam z domu, czy się paliło, czy waliło. Brałam, wracałam i kładłam się spać. I tak dzień za dniem, każdego dnia. Miałam już myśli i próby samobójcze.
- I rodzice się nie zorientowali, że chcesz się zabić?
- Nie. Bo na przykład raz mama weszła do łazienki, gdy miałam podciąć sobie żyły. Nie zdążyłam tego zrobić, a ona nie zauważyła, że schowałam żyletkę.
- Dlaczego chciałaś się zabić? Ćpanie nie było fajne?
- Na początku była zabawa. Potem musiałam brać, żeby przetrwać, normalnie funkcjonować, mieć siły. Bez narkotyków nie miałam siły.
- A gdy się chowaliście po tych piwnicach, klatkach, nikt się wami, tobą, nie zainteresował? Płońsk to małe miasto, ludzie się znają. Nikt nie powiedział rodzicom?
- Wydaje mi się, że niektórzy wiedzieli, co znaczy nasze zachowanie. Grupa, która dzień w dzień nie zachowuje się normalnie, siedzi w piwnicy czy pod klatką, budzi podejrzenie. Niektórzy ludzie zwracali nam uwagę, niektórzy przechodzili obojętnie, inni wzywali policję. Policja wielokrotnie interweniowała, ale rodziców nie poinformowała. Płońsk jest zakażony narkotykami, można powiedzieć - jest hurtownią narkotyków. A ludzie dziś są zapatrzeni w siebie, w swoje problemy, nie reagują na innych.
- Powiedziałaś w końcu rodzicom i co było dalej?
- Rodzice byli w szoku. Udawało mi się ich wcześniej oszukiwać, bo o narkotykach nie mieli pojęcia. Przez pierwszy tydzień byłam w domu. Wtedy, gdy już się przyznałam i chciałam z tego wyjść, to myślałam, że bycie trzeźwym będzie proste i łatwe. Dopiero po rozmowie z księdzem zrozumiałam, że proste to nie jest, rzeczywistość jest inna. Zrozumiałam, że muszę walczyć, pokazać rodzicom, że dam radę, postarać się odbudować ich zaufanie, walczyć po prostu o siebie. To nie było i nie jest proste, bo każdego dnia wracają wspomnienia. Każdego dnia to powraca. Zaczęłam żyć normalnie, odbudowywać uczucia i wszystko to, co przez narkotyki zaprzepaściłam, ale do końca nie jest to takie normalne życie. Przeszłość ciągle mi towarzyszy. Każdego dnia.
- Nie byłaś w ośrodku, tylko w domu. Nie miałaś ochoty, żeby uciec?
- Nie. Chciałam z tego wyjść. To była łaska boska, bo przechodziłam odtrucie łagodnie. Naprawdę chciałam z tego wyjść, przestać brać. Jestem silna dzięki wierze, chociaż mam oczywiście chwile załamania i słabości.
- Więc czy dziś jesteś na tyle silna, żeby potrafić odmówić w sytuacji, gdy pojawią się w twoim otoczeniu narkotyki?
- W tym momencie jestem pewna, że potrafię odmówić, bo już miałam takie sytuacje. Tylko z drugiej strony są dołki i niepewne sytuacje i to, że teraz jestem pewna nie znaczy, że problemu już nie ma. Nadal są dołki.
- Dlaczego poszłaś do księdza?
- Tata zadzwonił do księdza z prośbą o spowiedź w domu. Ksiądz pytał, co się dzieje, jaki mamy problem. Znał mnie, uczył mnie religii. Przyszedł do nas, porozmawiał ze mną. Uświadomił mi, że jestem w ostatniej fazie uzależnienia i że czeka mnie długa droga.
- Szybko wróciłaś do szkoły. Czy tam wiedzieli, że jesteś narkomanką?
- Moja klasa wiedziała od początku. Nauczyciele raczej nie.
- Nikt z klasy nie usiłować pomóc, dać kopa?
- Nie. Klasa nie reagowała Może dlatego, że byłam jedną z dominujących osób, byłam wygadana, miałam chyba mocny charakter.
- A jak się okazało, że twoje dobre stopnie lecą w dół? Nauczycieli to nie dziwiło, nie zastanowiło, co się dzieje?
- Wychowawca o to pytał. Uważałam go wtedy za swojego wroga, czas pokazał, zrozumiałam to, że chciał mi pomóc, chciał dla mnie dobrze. Jest taką osobą, że pomaga swoim uczniom. Sygnalizował problemy rodzicom, ale ja zawsze miałam wymówkę.
- Minęło półtora roku, odkąd jesteś trzeźwa. Dziś z perspektywy czasu wiesz, dlaczego stałaś się narkomanką?
- Przyczyn jest wiele. Przez własną głupotę, nikt mnie do tego nie zmuszał, to ja miałam wybór i chciałam tego spróbować. Chęć zabawy. Wchodząc w towarzystwo narkomanów początkowo mówiłam sobie, że ja nigdy nie wezmę, ale zmieniłam zdanie. Widziałam, że się bawią i też chciałam się bawić. Traktowałam to jako ucieczkę od spraw codziennych, problemów, rodziny. Odreagowanie dnia. Wiele jest przyczyn. Teraz zmieniłam podejście, zrozumiałam wiele rzeczy. Wiem, że nawet gdy rodzice nie mają czasu, a mam problem, to mogę zwrócić się do nich. Poprosić o pomoc.
rozmawiała: Katarzyna Olszewska
Matka - zwyczajna, pracująca kobieta. Dowiedziała się, że Iza jest narkomanką, gdy z domu zginęły wartościowe przedmioty. Gdy zaczęła pytać, córka się przyznała i poprosiła o pomoc.
- Co pani czuła, gdy córka powiedziała, że jest narkomanką?
- To był szok, zawalił się cały świat. Nie potrafię tego wyrazić.
- Co wtedy pani postanowiła?
- Dać z siebie wszystko. Obwiniałam siebie bardzo za to, że córka bierze. Szukałam przyczyny i szukam jej do dzisiejszego dnia. Co zrobiłam źle? Staraliśmy się z mężem pomóc, jak tylko to możliwe. Prowadziliśmy ją do szkoły, na przerwach kontrolował ją wychowawca. Codzienna kontrola, brak intymności, drzwi do jej pokoju zawsze były otwarte. Każdą wolną chwilę staramy się spędzać ze sobą, zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać, wspólnie się modlimy.
- Zanim zginęły wartościowe rzeczy, nie domyślała się pani?
- Absolutnie. Gdyby nie te rzeczy, mogłoby tu dziś z nami mojej córki nie być. Pytałam ją nieraz, czy bierze, gdy były problemy w szkole, ale zaprzeczała. Wierzyłam jej.
- Nic w jej zachowaniu pani nie zaniepokoiło? Że jest na przykład agresywna?
- Nie była agresywna, zachowywała się normalnie. Owszem, wcześniej miałam z nią wspólny język, a potem wszystko było na nie, taka wyraźna zmiana. Byłam przekonana, że może to przez zmianę szkoły, wiek dojrzewania, ale nie narkotyki.
Ojciec
- Co pan czuł, jako ojciec, gdy okazało się, że córka jest narkomanką?
- Dotarło do mnie, co to jest rzeczywiście. Coś tam wiedziałem o narkomanach, ale nie sądziłem, nie myślałem nigdy, że to może dotyczyć mojej rodziny. Winiłem się, że nawaliliśmy. Ziemia się jakby przede mną rozstąpiła, totalne załamanie, myśli, że Iza z tego nie wyjdzie. Ksiądz radził, by wysłać ją do ośrodka, Iza też tego chciała. Nie zgodziliśmy się. Człowiek szuka ratunku. Ja wiem, jestem głęboko przekonany, że naszą Izę wyprowadził z tego Pan Jezus. Wiem, że różnie to ludzie mogą odebrać, ci wierzący mnie zrozumieją, a inni może wzruszą ramionami. Ale ja szukałem nadziei u Jezusa i on nas uratował. Wiem, bo w naszej rodzinie wiele było dramatycznych doświadczeń, z których wyszliśmy cało. W czasie modlitwy, powiedziałem Izie, żeby otworzyła Pismo Święte, a Pan Jezus coś nam odpowie. Otworzyło się na stronie, gdzie był Psalm 116 pt. „Dziękczynienie uratowanego od śmierci”. Wiedziałem, że Jezus nam już pomógł. Bóg może wszystko, ale trzeba go poważnie traktować. Iza jest teraz trzeźwa, odzyskała łaskę wiary, chociaż wie, że musi się nadal z tym problemem borykać. Nie jest nam łatwo.
* * * * *
Płońszczanie, których córka jest trzeźwą narkomanką, sami zgłosili się do redakcji. By pokazać problem, który może dotyczyć każdego nastolatka i każdej rodziny.
To przestroga, ale i nadzieja. Bo rodzice Izy są przekonani, że życie ich córki uratowała wiara i Bóg.
Najważniejszym powodem, dla którego Iza i rodzice zgłosili się do redakcji jest ich przekonanie, że w Płońsku potrzebne jest miejsce, gdzie mogliby spotykać się narkomani, którzy chcą wytrwać w trzeźwości. Do sprawy wrócimy.
foto: Katarzyna Olszewska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie