
W najnowszym numerze papierowego wydania RetroPłońszczaka, wracamy do października 2001 roku, kiedy to przedstawiliśmy sylwetkę „Kowala z krwi i kości”, czyli Bartłomieja Szelugi. Dziś tę historię ocalamy od zapomnienia. Tak o tym wówczas pisaliśmy:
Trudno dziś znaleźć prawdziwego kowala, jak to się mówi z krwi i kości, bowiem rzadko potrzeba nam kowalskiej usługi. Zresztą rzemiosło przestało być opłacalne. W Baboszewie wypatrzyliśmy jednak szyld z napisem: usługi kowalskie.
Bartłomiej od dnia chrztu
Bartłomiej Szeluga, kowal z Baboszewa jest niezwykle dowcipnym rozmówcą. Śmieje się, że Bartłomiejem jest dopiero od dnia chrztu, a nie od urodzenia.
Pochodzi z Kozolina, w Baboszewie mieszka od trzydziestu lat. Profesję „odziedziczył” po ojcu, który w Kozolinie miał gospodarstwo i małą kuźnię.
- Kiedyś nie było prądu, więc ojciec pracował przy lampie naftowej. Kuźnia w Kozolinie była zrobiona z gliny. Od dziecka przyglądałem się pracy ojca. Mając kilka lat, spędzałem w kuźni wieczory, aż do późnej nocy. Pamiętam do dziś, jak ojciec sprowadził z Niemiec kawałek tokarni, a resztę sam dorobił. Napęd tokarni działał na zasadzie starej maszyny do szycia, miał tak zwaną człapę. Ile ja godzin spędziłem w kuźni patrząc na pracę tej maszyny, nigdy pomimo późnej pory nie chciało mi się spać - wspomina Bartłomiej Szeluga.
Przed laty kowal na wsi był niezbędny, chociażby z tego względu, że ktoś musiał podkuwać konie i naprawiać rolnicze maszyny. Dziś prawie nikt do pracy w polu nie zaprzęga konia. W warsztacie pana Bartłomieja do dziś leżą podkowy. Nadal stoi kowadło i palenisko, które teraz jest uruchamiane elektryczną dmuchawą.
Kowal musi zrobić wszystko
- Dziś nawet zawiasy nie idą, w sklepach są tanie, produkowane fabrycznie - mówi kowal z Baboszewa. - Kiedyś nie było tokarni i do kowala przychodzili wszyscy. Z mojego fachu utrzymywałem całą rodzinę, było nas stać na budowę domu, dziś trzeba się chwytać wszystkiego.
W warsztacie kowalskim stoi przecinarka do metalu, maszyna własnej produkcji, ręczna wiertarka sprowadzona przed laty z Niemiec, frezarka, bowiem kowal musi potrafić zrobić wszystko.
I chociaż nasz rozmówca twierdzi, że nie uważa się za złotą rączkę, to w jego warsztacie wypatrzyliśmy nietypowy ciągnik. Skonstruował go samodzielnie od podstaw, teraz ulepsza konstrukcję. Poprzedni silnik jednocylindrowy diesel okazał się za słaby dla maszyny, teraz zostanie zastąpiony silnikiem od volkswagena golfa. Ciągnik będzie napędzany gazem. Praca nad nim zajęła mu kilka miesięcy.
Bartłomiej Szeluga uczył się w technikum mechanizacji w Wałbrzychu i Warszawie. Ale tak naprawdę kowalskiego fachu nauczył się od ojca. Naprawia maszyny rolnicze, potrafi naprawić telewizor i wszystko oprócz zegarka, chociaż kiedyś próbował. Zajmuje się także stolarstwem.
- Współczesny kowal musi wszystko zrobić - mówi pan Bartłomiej pokazując atrapę studni w swoim ogrodzie, oczko wodne z drewnianym mini - mostkiem i ozdobne zawiasy na drzwiach swojego domu.
foto: archiwum
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie