
Chwila nieuwagi, brawura czy... wpływ narkotyku?
{mosimage}Dwie kobiety. W tym strasznym wypadku jedna straciła męża i teścia, druga jedyną córkę. Teraz są oskarżycielkami posiłkowymi w procesie, w którym oskarżonym jest młody mężczyzna, który wymusił pierwszeństwo przejazdu. Może była to chwila nieuwagi, może brawura, a może wpływ narkotyku (badania wykazały w jego organizmie obecność amfetaminy). Skutek był tragiczny, zginęło troje ludzi i nic tego już nie zmieni. 19 lutego przed płońskim sądem rozpoczął się proces w tej sprawie.
Przeżył tylko kierowca jetty
O tym tragicznym wypadku pisaliśmy. Przypomnijmy: niedziela, 18 czerwca 2006 roku około godziny 23. Droga relacji Płońsk - Ciechanów. W Bielach (gm. Sochocin) z drogi podporządkowanej wyjeżdża volkswagen jetta, kierowca wymusza pierwszeństwo przejazdu. Krajową pięćdziesiątką jedzie akurat skoda octavia. Dochodzi do zderzenia. Na miejscu ginie dwóch mężczyzn - mieszkańców Warszawy: 33-letni kierowca skody, 53-letni pasażer i 17-letnia pasażerka jetty, mieszkanka Raszewa (gm. Czerwińsk). Kierowca jetty trafia do szpitala, udaje mu się wyjść z wypadku cało. Przeżył tylko on.
Takie są suche fakty - relacja z miejsca zdarzenia. Za nią kryje się ludzkie cierpienie. Cierpienie rodziców, którzy stracili jedyną córkę, kobiety, która straciła męża i teścia. Jej córeczka urodziła się już po wypadku. Nigdy nie pozna ojca. W jednej chwili im wszystkim zawalił się świat.
Wyjaśnienia oskarżonego
W poniedziałek, 19 lutego - osiem miesięcy po wypadku w Bielach - w Sądzie Rejonowym w Płońsku rozpoczął się proces w tej sprawie. Oskarżonemu 27-letniemu Marcinowi R. - kierowcy volkswagena jetty (mieszkańcowi Grodkowa w gminie Wyszogród) płońska prokuratura postawiła zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym.
W procesie oskarżycielkami posiłkowymi są dwie kobiety: mieszkanka Raszewa, która straciła w wypadku córkę oraz mieszkanka Warszawy, która straciła męża i teścia.
Oskarżony Marcin R. przyznał się do winy, ale powiedział przed sądem, że nic nie pamięta z wypadku, więc nie wie, co mógłby powiedzieć.
Badania krwi wykazały, że zażył amfetaminę (nie wiadomo jednak czy przed tuż wypadkiem, czy dużo wcześniej). Marcin R. pytany o tę okoliczność przez sąd powiedział, że nie wie, dlaczego tak wyszło. Przyznał, że zdarzyło mu się zażyć amfetaminę, ale nie pamięta, kiedy to mogło być, ale na długo przed wypadkiem.
Oskarżony wyjaśniał, iż 18 czerwca wrócił z pracy z nocnej zmiany, potem spał, pomagał rodzicom w zbiorze truskawek, odwiózł siostrę na przystanek, pojechał na giełdę do Goławina, a przed wieczorem wrócił do domu i pojechał do kolegi do Raszewa w gminie Czerwińsk, bo chciał wypić alkohol. Wówczas zadzwoniła do niego koleżanka, również z Raszewa, Marlena B. Zapytała, czy mógłby ją zawieźć do znajomych za Płońsk. Ponieważ kolegi nie zastał, zgodził się ją podwieźć. Z posesji w Raszewie zabrał do auta trzy osoby: Marlenę B., jej ciotecznego brata Sławomira M. i jego dziewczynę Ewelinę O. Chcieli, by zawiózł ich do domu Eweliny do Wierzbówca, w gminie Sochocin. Marlena siedziała na miejscu pasażera z przodu, pozostałych dwoje z tyłu.
Z wyjaśnień oskarżonego wynika, że po przyjeździe do Wierzbówca wszyscy weszli do domu Eweliny, on wypił kawę i razem z Marleną wyruszyli w drogę powrotną. Więcej oskarżony nie pamiętał, twierdząc, że o wypadku dowiedział się dopiero w szpitalu, gdy odzyskał przytomość. Szpital opuścił po trzech tygodniach.
Oskarżony powiedział sądowi, iż tego dnia nie zażywał lekarstw, nie pił alkoholu, nie wie dlaczego badanie wykazało obecność amfetaminy, bo nie zażywał jej od kilku lat. Natomiast podczas śledztwa zeznał, że brał narkotyk dwa miesiące przed wypadkiem.
Na pytanie sądu, kiedy w końcu ostatni raz zażywał, odparł, że nie pamięta.
Jeden z ławników pytał Marcina R. czy często tracił pamięć. Oskarżony odparł, że nie, tylko przy tym wypadku. Z jego odpowiedzi na pytania sądu i stron wynika, że prawo jazdy posiada od siedmiu lat. Volkswagena jettę kupił na miesiąc przed wypadkiem, pracował wówczas w supermarkecie. Obecnie nie pracuje nigdzie. W przeszłości był ukarany mandatem za przekroczenie prędkości oraz za spowodowanie kolizji.
Wniosek obrony
Podczas przesłuchania Marcina R. jego obrońca złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze w postaci 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat.
Takiemu wymiarowi kary sprzeciwiły się zarówno oskarżycielki posiłkowe, jak i prokurator, który powiedział, iż w wypadku zginęły trzy niewinne osoby. Wprawdzie, na szczęście dla oskarżonego, zarzut dotyczy tylko nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i nie mówi o amfetaminie (tylko dlatego, że takie jest prawo), ale kara w zawieszeniu nie wchodzi w grę. Wniosek obrony więc upadł.
Zeznania oskarżycielek posiłkowych
Matka 17-letniej Marleny, mieszkanka Raszewa i oskarżycielka posiłkowa powiedziała przed sądem, że córka tego dnia była w domu. Był u nich cioteczny brat Marleny z dziewczyną. Córka odrabiała lekcje, a potem ubrała się, powiedziała tylko, że jedzie z bratem i jego dziewczyną Eweliną, bo kierowca nie zna drogi.
Nad ranem zobaczyła, że córki nie ma w domu. Dzwoniła do niej, ale telefon nie odpowiadał. Ewelina, którą Marlena odwoziła w niedzielę wieczorem, przyjechała do Raszewa następnego dnia na truskawki. Powiedziała, że Marlena odjechała z Marcinem. Jego telefon również nie odpowiadał. Rodzice Marleny zadzwonili w końcu na policję. Tam poinformowano ich o wypadku, w którym stracili córkę. Jedyne dziecko, bo kilka miesięcy wcześniej zmarł ich starszy syn.
Druga oskarżycielka posiłkowa - mieszkanka Warszawy, z mężem i teściem rozstała się w niedzielę wieczorem. Byli na Mazurach, ona w siódmym miesiącu ciąży i z 2,5-letnią córeczką została tam jeszcze na tydzień, mąż z teściem musieli wracać do Warszawy, do pracy. O wypadku dowiedziała się następnego dnia od rodziców. Mówiła o swoim mężu, że był ostrożnym kierowcą i rozważnym człowiekiem, i teściu - profesorze chemii, który każdą chwilę poświęcał rodzinie syna.
- Byliśmy ciepłą, zżytą rodziną - powiedziała przed sądem.
Obydwie kobiety zeznały przed sądem, że oskarżony nigdy się z nimi nie kontaktował. Ani z matką Eweliny, niedaleko której mieszka, ani z żoną kierowcy skody, która powiedziała, że w sądzie widzi go po raz pierwszy.
Mówią świadkowie
Zeznawał również cioteczny brat Marleny i jego dziewczyna, których Marcin R. zawiózł do Wierzbówca. Sławomir M. zeznał, że nie wie, z jaką prędkością jechał oskarżony, mogło być to od 80 do 100 km na godzinę. Gdyby jechał szybciej, to zdaniem świadka wyprzedzałby inne auta, a tego nie robił. Według świadka, Marcin R. zachowywał się normalnie i normalnie jechał. Jadąc słuchali muzyki.
Obrona stara się udowodnić, że skrzyżowanie w Bielach jest niebezpieczne, że wyjeżdżając z drogi podporządkowanej nie widać krajowej pięćdziesiątki, znak „ustąp pierwszeństwa” jest prawie niewidoczny, a pnie drzew pomalowane po obydwu stronach drogi na biało powodują, że ma się wrażenie, że droga za i przed skrzyżowaniem to jedno. Świadek mówił, że nawet mieszkańcom zdarza się przejechać krajówkę, ale na pytanie, czy jadąc ostrożnie można uniknąć wypadku, odparł, że tak.
Jego dziewczyna Ewelina O. mówiła, że była u rodziców Marleny od trzech dni, pomagała przy zbiorze truskawek. Przyjechał do niej chłopak (cioteczny brat Marleny), musieli jechać do niej do domu. Marlena załatwiła, że Marcin R. ich zawiezie. Świadek zeznała przed sądem, że oskarżony jechał ze średnią prędkością, ale w czasie śledztwa twierdziła, że jechał szybko, bo od 140 do 160 km na godzinę, ale zachowywał się spokojnie. Nie potrafiła wyjaśnić, skąd wzięła się rozbieżność w zeznaniach. Zdaniem jej chłopaka nie mogło być to 160, a 140 km, a prawdopodobnie mniej.
Zdaniem Eweliny O. ruch był na drodze niewielki, Marcin R. został ostrzeżony, że droga jest kręta. Według niej, oskarżony zareagował, ale powiedziała jednocześnie, iż nie zdjął nogi z gazu, jadąc miała poczucie strachu, bo „kołysało na zakrętach”. Oskarżony powinien sobie zdawać sprawę, że droga i skrzyżowanie są specyficzne, ponieważ jechał już z nimi w jedną stronę.
Obrona wniosła o przesłuchanie policjantów, którzy zabezpieczali miejsce zdarzenia i biegłego z zakresu ruchu drogowego, który sporządzał opinię. Prokurator i oskarżenie posiłkowe byli temu przeciwni.
Sąd postanowił przesłuchać policjantów i biegłego, ale na inną okoliczność niż wnosiła obrona. Zdaniem sądu, świadkowie mogą pomóc odpowiedzieć na pytanie dotyczące widoczności znaków „ustąp pierwszeństwa” przed skrzyżowaniem, bo to nie wynika z materiałów.
Rozprawę odroczono do 13 marca.
Katarzyna Olszewska
Co mówi kodeks?
Obowiązujący obecnie kodeks karny określa, że za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu lub środków odurzających grożą dodatkowe sankcje. Nie definiuje natomiast pojęcia środków odurzających. Dlatego stosowana jest definicja z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Zgodnie z tą ustawą amfetamina nie jest środkiem odurzającym, ale psychotropowym. W tej sytuacji płońska prokuratura rozstrzygnęła sprawę na korzyść oskarżonego, zarzut dotyczy tylko nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, chociaż obecność amfetaminy we krwi może mieć wpływ na wysokość wyroku, jeśli sąd uzna, że oskarżony jest winny. Zaznaczyć należy, że sprawa posiadania narkotyków trafiła do odrębnego rozpatrzenia.
To dziwny paradoks - kierowcy po amfetaminie są bowiem bardzo niebezpieczni na drodze. Amfetamina przyspiesza akcję serca, pobudza, dodaje pewności siebie. Kierowca jedzie więc bardzo szybko, brawurowo, nie zwraca uwagi na inne pojazdy na drodze. A na przykład w Niemczech, jeśli ktoś popełni wykroczenie będąc pod wpływem narkotyków, może stracić prawo jazdy na zawsze.
Przygotowywany obecnie projekt nowego kodeksu karnego precyzuje te zagadnienia już właściwie.
foto: archiwum
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie