
Ruszył proces
W czwartek, 24 stycznia w Sądzie Rejonowym w Płońsku rozpoczął się proces w sprawie tragicznego wypadku w Dłużniewie, wskutek którego zginęło pięciu mężczyzn. Ich żony płakały podczas przesłuchań świadków. Kierowca stara, który spowodował nieumyślnie wypadek, prosił rodziny zmarłych o wybaczenie.
Przebieg zdarzenia
Wypadek miał miejsce 18 grudnia 2006 roku na siódemce w Dłużniewie (gm. Baboszewo). Przypomnijmy jego przebieg: ciężarowy star, jadący w stronę Płońska, zjechał na przeciwny pas ruchu, którym jechał ciężarowy daf. Kierowca dafa, chcąc uniknąć zderzenia, zjechał na pobocze. Star uderzył jednak w naczepę dafa, a później w dwa jadące za dafem samochody osobowe: forda mondeo i toyotę corollę. Na miejscu zginął kierowca forda mondeo (47-letni mieszkaniec Sulmierzyc) i dwaj pasażerowie (50-letni mieszkaniec Łodzi i 50-letni mieszkaniec gminy Strzelce Wielkie). proces01, 02
Trzeci pasażer forda, 48-letni mieszkaniec gminy Sulmierzyce zmarł po przewiezieniu do szpitala. W szpitalu zmarł również kierowca toyoty, 37-letni mieszkaniec Wołomina. Ranny został pasażer stara, 30-letni mieszkaniec powiatu olsztyńskiego, natomiast kierowcom, zarówno stara jak i dafa nic poważnego się nie stało.
Zarzuty prokuratury
Prokuratura postawiła kierowcy stara - mieszkańcowi gminy Wielbark, zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i skierowała akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w Płońsku. Proces rozpoczął się w czwartek, 24 stycznia. Kierowca stara, obecnie 29-letni Marcin G., który podczas śledztwa spędził trzy miesiące w areszcie, przyznał się do spowodowania wypadku, ale powiedział, że nic nie pamięta z jego przebiegu. Oskarżony pracował w olsztyńskiej firmie jako zawodowy kierowca, feralnego dnia jechał wraz ze zmiennikiem do Łodzi. Zeznał przed sądem, że zatrzymali się na postój w Strzegowie, potem pojechali dalej i ocknął się dopiero po wypadku. Obrona stara się dowieść, że Marcin G., który miał uprawnienia zawodowego kierowcy - stracił przytomność za kierownicą, ponieważ miewał bezdechy podczas snu i cierpi na niedrożność przegród nosowych.
Zeznania świadków i łzy
Podczas procesu zeznawały w charakterze świadków żony trzech zmarłych w wypadku mężczyzn - czwarta nie pojawiła się w sądzie, a piąta zmarła na udar mózgu tuż po tragicznym wypadku. Żadna z nich nie chciała być w procesie oskarżycielem posiłkowym. Z prawa tego skorzystał tylko zięć jednego z mężczyzn. Wszyscy pokrzywdzeni - odpowiadając na pytania sędziego Andrzeja Szymańskiego powiedzieli, że nie chcą od oskarżonego zadośćuczynienia finansowego za doznaną krzywdę. Oskarżony kierowca przepraszał rodziny zmarłych za spowodowane cierpienia. Powiedział, że jest mu przykro i żałuje tego, co się stało, ale będzie musiał żyć z taką świadomością. Wcześniej nie usiłował się kontaktować z rodzinami zmarłych.
- Proszę, abyście mi kiedyś wybaczyli - mówił przed sądem. - Przepraszam. Oskarżony starał się przedstawić sądowi w dobrym świetle, mówił, że przestrzega przepisów ruchu drogowego, ale z zebranych w śledztwie informacji wynika, że kilkakrotnie był karany mandatami przez drogówkę. Żony zmarłych w wypadku mężczyzn płakały podczas czytania aktu oskarżenia i przesłuchań świadków. Nie znały okoliczności zdarzenia, o wypadku dowiedziały się od policji.
Zmiennik, który jechał starem z oskarżonym twierdził, że nie zna okoliczności wypadku, ponieważ spał i obudził go dopiero huk uderzenia. Sprostował swoje wcześniejsze zeznania, że oskarżony biegał na miejscu zdarzenia i mówił, że zabił kilka osób. Prostował też zeznanie, że wyjechali w trasę z Olsztyna. Zarówno zmiennik, oskarżony, jak i dyrektor firmy, w której pracowali, twierdzą, że samochód wyjechał z Klewek, nie z Olsztyna (tak zeznał na początku śledztwa). Wątpliwości budzi nie tylko to, skąd samochód wyjechał, ale również o której to było godzinie. Zdaniem pokrzywdzonych, oskarżony stara się zdjąć odpowiedzialność z firmy, w której nadal pracuje i która teraz zamierza go awansować na kierownika. Twierdzą, że kierowca był przemęczony. Jedna z kobiet, które w Dłużniewie straciły męża, powiedziała, że nie chce być oskarżycielką posiłkową, bo niczego to już nie zmieni, nie chce też pieniędzy, bo życia nie da się wycenić, chce tylko, by oskarżony powiedział prawdę i z godnością poddał się karze.
Co mówią biegli
Sąd przesłuchał również dwóch biegłych, którzy przygotowali opinię co do stanu technicznego samochodu, zapisu tachografu i okoliczności wypadku. Z zeznań biegłych wynika, że star, którym jechał oskarżony, był sprawny, nie stwierdzono też śladów ingerencji w tachografie - urządzeniu rejestrującym pracę kierowcy. Bezpośrednią przyczyną wypadku był fakt zjechania stara na przeciwny pas ruchu. Czy kierowca stracił przytomność, czy zasnął, czy po prostu stracił panowanie nad kierownicą - tego biegli nie są w stanie stwierdzić. Sędzia Andrzej Szymański odroczył rozprawę do 22 lutego. Mają być wówczas przesłuchani dwaj świadkowie, którzy nie stawili się w czwartek: żona jednego ze zmarłych w wypadku mężczyzn i kierowca dafa, w którego naczepę uderzył star.
Do czasu lutowej rozprawy sąd ma podjąć decyzję w sprawie wniosku, zgłoszonego przez obronę. Obrona bowiem chce, by powołać biegłego laryngologa i kardiologa, którzy po zbadaniu oskarżonego odpowiedzieliby na pytanie, czy schorzenie, na jakie ma cierpieć oskarżony, miało wpływ na jego sprawność jako kierowcy i czy mógł wskutek tej przypadłości utracić świadomość. Prokurator nie sprzeciwiał się temu wnioskowi. Oskarżyciel posiłkowy - zięć jednego z mężczyzn zmarłych w wypadku - był przeciwny wnioskowi obrony mówiąc, że sytuacja jest dla niego śmieszna, bowiem jeśli oskarżony wiedział, że jest na coś chory, mógł pójść z tym do lekarza i nie wsiadać za kierownicę ciężarówki. Sędzia Andrzej Szymański ma poinformować strony o swojej decyzji w tej sprawie podczas rozprawy zaplanowanej na 22 lutego.
Katarzyna Olszewska
foto: archiwum
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie