
Tego dnia pani Zofia była sama z wnukami. Gdy straciła przytomność, 10-letni Kuba i 6-letni Kacper zachowali się jak dorośli. - Wnuki uratowały mi życie – mówi pani Zofia.
Historia wydarzyła się 7 sierpnia rano w Uniecku w gm. Raciąż.
Pani Zofia Różańska choruje na cukrzycę. Opowiada, że tego dnia mąż miał zabieg na zaćmę i pojechała z nim do szpitala, mieszkająca w pobliskim Glinojecku córka, Agnieszka Podlecka. Pani Zofia została więc w domu z wnukami: 10-letnim Kubą i 6-letnim Kacprem, dziećmi Agnieszki.
- Pamiętam, że miałam zrobić im śniadanie, a potem już nic. Straciłam przytomność, nie wiem, co się dalej działo – mówi. – Odzyskałam świadomość dopiero w szpitalu.
Przyczyną utraty przytomności, jak się później okazało, był bardzo duży spadek cukru we krwi. Gdy pani Zofia straciła przytomność, uderzyła głową w róg kuchennej szafki. Na szczęście, dzięki chłopcom, szybko otrzymała pomoc.
- Gdy się rano obudziłem, oglądałem bajki – opowiada Kuba, 10-letni wnuk pani Zofii. - Przyszedł do mnie mój młodszy brat i powiedział, że babci coś się stało. Leżała tak na ukos, była nieprzytomna. Zacząłem płakać i pobiegłem po telefon. Zadzwoniłem na numer 112, odebrała pani i poprosiłem ją, by połączyła mnie z pogotowiem. Pan, który odebrał, pytał, ile mam lat, czy jesteśmy sami, czy jest z nami ktoś dorosły. Powiedziałem, że jestem tylko z młodszym bratem. Pan pytał, czy babcia jest nieprzytomna, odpowiedziałem więc, że tak. Podałem adres i opisałem, jak wygląda dom babci. Pan poprosił, byśmy poszli po sąsiadów, powiedziałem więc młodszemu bratu, by to zrobił.
W trakcie rozmowy z dyspozytorem pogotowia ratunkowego, 6-letni Kacper pobiegł po mieszkającą w sąsiedztwie rodzinę: brata babci i jego żonę, którzy pospieszyli pani Zofii z pomocą.
- Gdy skończyłem rozmowę z panem z pogotowia, pobiegłem do furtki i czekałem na karetkę, by nie pojechała w inne miejsce – relacjonuje Kuba. - Zadzwoniłem też do mamy, by jej powiedzieć, co się stało. Mama przyjechała.
Kuba dodaje, że wiedział, iż trzeba zadzwonić pod numer 112, ponieważ mówi się o tym w szkole, poza tym mama również mu mówiła, że pod ten numer należy dzwonić, jeśli coś złego się dzieje.
I tak cała historia szczęśliwie się zakończyła.
- Wnuki mnie uratowały – podsumowuje pani Zofia.
tekst i foto: Katarzyna Olszewska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie