
Na rowerach do Ostrej Bramy
Ze swojej ponad 1100-kilometrowej wyprawy rowerowej zapamiętali głównie górki i wiele urokliwych miejsc. Było też dużo duchowych uniesień i technicznych, rowerowych upadków.
Radosny wjazd
Rowerowe awarie i drobne wypadki uczestnicy IV Pielgrzymki Rowerowej do Ostrej Bramy w Wilnie mieli już od pierwszych dni wyprawy. Przebite dętki były na porządku dziennym. Zdarzały się też niebezpieczne upadki. - Marysia z Płocka upadła na asfalt i rozbiła sobie łuk brwiowy - wspomina Sylwia Wójcik. - Niestety, Maria musiała skorzystać z pomocy lekarzy w szpitalu i dalszą wyprawę pokonała jadąc samochodem.
Jeden z cyklistów zapomniał wziąć aktualnego paszportu, inny pozostał na dłużej w Wilnie u swojej rodziny. Ci, którzy wytrwali na swoich jednośladach po pięciu dniach dotarli do celu wyprawy - Ostrej Bramy w Wilnie. Uczucia towarzyszące już przy samym wjeździe do Wilna są dla rowerowych pątników trudne do opisania.
- Czuliśmy ogromną radość. Wszyscy byli zadowoleni, niektórzy zaczęli śpiewać piosenki już wtedy, gdy zobaczyli tabliczkę z napisem Wilno - opowiada Błażej Wlazło. - Czuliśmy dużą ulgę, ale nie przez zmęczenie trasą, a dlatego, że cel został osiągnięty.
Większość pielgrzymów jest bowiem zaprawionymi cyklistami, którzy na dwóch kółkach spędzają większość czasu.
- Pojechałem, by poprawić swoją kondycję i przygotować się do rowerowych zawodów - przyznaje Błażej Wlazło. - Poza tym zdecydowałem się na wyjazd ze względów duchowych.
Wyprawa miała bowiem charakter religijny. 25 pielgrzymów rozpoczęło 18 lipca swoją rowerową trasę od specjalnego błogosławieństwa i mszy św., którą odprawił w kościele parafii św. Maksymiliana Kolbego w Płońsku, ks. dziekan Mirosław Tabaka, który odwiedził potem pielgrzymów również w Wilnie.
- Proboszcz odprawił dla nas mszę św. przed Obrazem Najświętszej Marii Panny w języku polskim - mówi Sylwia Wójcik. Grupa codziennie uczestniczyła we mszach św. po porannej pobudce około godz. 7. Potem cykliści przejeżdżali około 30-kilometrowy odcinek trasy i zatrzymywali się na krótki postój. Łącznie w obydwie strony pokonali ponad 1100 km. Trasa przebiegała przez takie miejscowości jak: Ostrołęka, Prostki, Giby i Daugai. Warunki drogowe były urozmaicone. W okolicach Płońska drogi raczej przyjemne do jazdy - płaskie, asfaltowe. Im bliżej Wilna, tym więcej było trudnych do pokonania górek.
- Na szczęście pogoda dopisała - mówi Sylwia Wójcik, która na pielgrzymkę rowerową do Wilna wyruszyła już po raz trzeci. - Było ciepło, a deszcz kropił rzadko i delikatnie.
- Kiedy wchodziliśmy do kościoła, by się pomodlić, zaczynało padać, gdy wychodziliśmy, była już ładna tęcza - mówi z uśmiechem Błażej Wlazło. - Jeden z księży stwierdził po mszy św., w której uczestniczyliśmy, że taki deszcz to oznaka Bożego błogosławieństwa.
Wieczory spędzali najczęściej kąpiąc się w jeziorze lub... jeżdżąc na rowerze do pobliskich sklepów.
Pielgrzymi i ksiądz dziekan Mirosław Tabaka przed Ostrą Bramą w Wilnie.
Śladami Jana Pawła II
Miło wspominają podobną do nich grupę kolarzy, która również przybyła do Wilna. Byli to Polacy mieszkający na Litwie. Ubrani w białe koszulki tworzyli ładne zestawienie ze strojami naszych pielgrzymów. Grupy wspólnie bowiem spędziły dobę.
- Bardzo miłe były również gesty sympatii mieszkańców miejscowości, przez które przejeżdżaliśmy - wspominają pielgrzymi. - Od ilości jedzenia, którymi nas ugościli ciężej było jechać. Często pozdrawiali nas kierowcy, co było bardzo przyjemne. W czasie pielgrzymki cykliści zwiedzili wiele ciekawych miejsc, podążali m.in. śladami Jana Pawła II (tymi w Polsce i na Litwie).
- W Studzienicznej na Suwalszczyźnie widzieliśmy kapliczkę i kościół, który odwiedził kiedyś nasz papież - mówi Błażej. - Niedaleko stoi pomnik przedstawiający Jana Pawła II, na którym widnieją jego słowa: ,,Pierwszy raz byłem tu jako papież i zapewne jako ostatni”. Niestety, jego słowa się sprawdziły.
W Piwoszunach obejrzeli obraz, który jest jako jedyny na Litwie poświęcony i koronowany przez Jana Pawła II. Duże wrażenie wywarł na nich wileński cmentarz na Rossie, gdzie znajdują się groby wielu sławnych i zasłużonych Polaków. Choć jest bardzo zniszczony, to wiele na nim pięknych nagrobków.
Pielgrzymka była też dobrym czasem do poznania odmiennej tradycji. - Spotkaliśmy parę młodą, która na kłódce wygrawerowała swoje inicjały i wrzuciła ją do rzeki - wspomina Błażej. - To taki zwyczaj. Wiele zabawnych chwil przysporzył im spływ kajakowy, tradycyjna rozrywka pielgrzymów. Cykliści ,,porzucili” swoje rowery na pewien czas i ruszyli Czarną Hańczą z Froncek do Studzienicznej.
- Rzeka jest niesamowita, ma wiele zakrętów i otoczona jest trzciną - mówi Sylwia.- Nikogo nie widać, ale wszystkich słychać. Można było łatwo się zgubić. - Skręciliśmy nie tu gdzie trzeba i musieliśmy później troszkę nadrobić - przyznaje Błażej. - Nogi mi trochę drętwiały, wolę jazdę rowerem. Niektórzy już planują, że pojadą do Wilna za rok. - Radość z jazdy i sam finisz był najbardziej satysfakcjonujący. W sumie długo trwa pielgrzymka, ale warto - twierdzi Błażej.
25 rowerowych pielgrzymów podróżowało bowiem od środy (18 lipca) do niedzieli (29 lipca). - To przeżycie, które warte jest zachodu - dodaje Błażej. - Brakowało tylko porządnej kąpieli.
Małgorzata Kalińska
foto: zbiory prywatne
Pielgrzymi podążali śladami Jana Pawła II - tu przy pomniku Papieża w Studzienicznej na Suwalszczyźnie.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie