
Przypomnijmy - we współpracy ze Szkołą Podstawową w Sochocinie - w cyklu „Od przeszłości do teraźniejszości” - przez cały jubileuszowy rok szkolny publikować będziemy wywiady z absolwentami i zasłużonymi osobami dla świętującej 90-lecie istnienia SP Sochocin.
Była już rozmowa z najstarszym mieszkańcem Sochocina, 99-letnim Henrykiem Karabinem, wywiad z oświatowym małżeństwem Hanny i Leona Majerkiewiczów, a w poprzednim numerze publikowaliśmy pierwsze ze wspomnień byłych uczennic szkoły przełomu lat 80. i 90 - wywiad z Joanną Kozłowską-Kajetaniak.
Kolejną rozmówczynią jest pani Monika Stępkowska-Smardzewska. W wywiadzie wykorzystano rozmowę z panią Moniką, nagraną przez syna Bartłomieja, już absolwenta Szkoły Podstawowej im. mjra H. Sucharskiego w Sochocinie.
- Jak dawno ukończyła Pani szkołę podstawową w Sochocinie?
- Do Szkoły Podstawowej w Sochocinie uczęszczałam w latach 1985-1993, czyli ukończyłam ją prawie 29 lat temu.
- Jakie szkolne wydarzenie utkwiło Pani w pamięci?
- Podczas ośmiu lat edukacji w szkole podstawowej wydarzeń było wiele, do których wracam pamięcią, ale chyba jedno z nich rzeczywiście wysuwa się na czołówkę, ponieważ było to duże wydarzenie dla szkoły, jak i dla całej gminy. Myślę o budowie hali sportowej i wydarzeniu, które tę inwestycję poprzedzało, czyli uroczystym wmurowaniu kamienia węgielnego właśnie pod budowę hali sportowej. Pamiętam, że był to piękny słoneczny dzień, ja uczęszczałam do siódmej bądź ósmej klasy. Tego dnia przybyło bardzo wielu zaproszonych gości, wszyscy uczniowie, absolwenci tejże szkoły, którzy byli w wieku moich rodziców - byli zgromadzeni na placu przed szkołą. W czasie uroczystości wygłaszałam tekst, tak jak wielu innych uczniów, niesamowicie stresowałam się, żeby się nie pomylić, nie zapomnieć tekstu. Jednak po zakończeniu występu, emocje opadły i wtedy wraz z koleżankami, ubolewałyśmy, że jako uczniowie tej szkoły nie skorzystamy już z hali sportowej.
W kronice szkoły widnieje zapis potwierdzający wspomnienia pani Moniki „14 kwietnia 1993 roku o godzinie 12 dokonano wmurowania kamienia węgielnego pod rozbudowę szkoły i budowę hali sportowej w Sochocinie” Pod adnotacją widnieją podpisy sponsorów i osób zaangażowanych formalnie, z urzędu, w zainicjowanie i sponsorowanie inwestycji: zastępcy dyrektora Totalizatora Sportowego, kuratora oświaty, wójta gminy, przewodniczącego Społecznego Komitetu Budowy, przewodniczącego Rady Rodziców oraz ówczesnego dyrektora szkoły pani Anny Zwierzchowskiej. Dalej w kronice szkoły jest informacja, że „11 maja 1993 roku rozpoczęto budowę hali wraz z częścią dydaktyczną oraz łącznikiem. Sala gimnastyczna ma planowaną powierzchnię 1000 mkw. Jest z konstrukcji stalowej. Część dydaktyczna i łącznik z budynkiem szkoły wykonywane są metodą tradycyjna z cegły. Z zapisów w kronice wynika, że w rozbudowie szkoły zaplanowano pięć nowych pomieszczeń w tym szatnię dla uczniów. Inwestycje te mają usprawnić edukację i pracę placówki, zlikwidować dwuzmianowość nauczania, gdyż dotychczasowy budynek jest dla siedmiuset uczniów zbyt mały.
- Jakich przedmiotów uczyła się Pani w szkole podstawowej?
- W szkole podstawowej uczyłam się przedmiotów praktycznie takich samych, jakich teraz uczą się uczniowie. Nazewnictwo bardzo nie odbiegało od dzisiejszego. Nie uczyłam się informatyki, która teraz jest. Nie miałam przedmiotu EDB, a nauczanym językiem obcym był tylko język rosyjski.
- Które przedmioty były Pani ulubionymi?
- Zawsze powtarzam, że jestem humanistką, z krwi i kości! Już w szkole podstawowej wyraźnie zaznaczyła się moja predyspozycja do tych przedmiotów. Najbardziej lubiłam język polski i historię.
- Czy sympatia do danego przedmiotu miała wpływ na Pani przyszłość?
- Zupełnie inaczej potoczyły się moje losy zawodowe, ponieważ od wielu lat moja praca związana jest z finansami i rachunkowością, a tu króluje matematyka i przedmioty ścisłe. Jednak w głębi duszy jestem humanistką i w tym obszarze czuję się najbardziej swobodnie.
- Jak wyglądało codzienne życie szkolne w tamtych czasach?
- Codzienne życie szkolne nie odbiegało za moich czasów od życia współczesnej szkoły. Podobnie jak teraz musieliśmy uczyć się, uczęszczać do szkoły, mieliśmy zakazy, nakazy, prawa jako uczniowie. A grono pedagogiczne bardzo dbało, aby zaproponować nam ofertę zajęć, gdzie mogliśmy zaangażować się w różne działania. Też często odbywały się apele z różnych okazji, które były bardzo uroczyste. Młodzież się do nich przygotowywała, śpiewaliśmy grupowo różne piosenki, niektórzy występowali solo, recytowano wiersze. Udział w uroczystościach bardzo lubiliśmy, bo można było rozwijać swoje zdolności, pasje i zainteresowania, albo oglądając i słuchając - doznać niesamowitych przeżyć. Poza tym utkwiło mi w pamięci, że w klasach 1-3 chodziliśmy, zarówno chłopcy, jak i dziewczęta, w granatowych mundurkach z białymi kołnierzykami. Na przerwach dostawaliśmy herbatę, było to bardzo przyjemne. Zaś w starszych klasach uczniowie pomagali nauczycielom na przerwach w utrzymaniu dyscypliny. Dyżurujący na korytarzach uczniowie wykonywali swoje zadanie odpowiedzialnie, nosili na przedramieniu plastikowe białe plakietki i pamiętam, że pozostali uczniowie podchodzili do dyżurujących z dużym respektem. Również w szkole był uczniowski sklepik szkolny, w którym uczniowie sprzedawali na zmianę artykuły. Ja również „pracowałam” tam jako ekspedientka. Oczywiście sklepik prowadzony był za zgodą dyrektora i pod opieką nauczycieli.
- Jak wyglądała nauka w czasie lekcji, sprawdziany, prace domowe?
- Były sprawdziany, kartkówki zapowiedziane i niezapowiedziane. Nauczyciele zadawali nam również prace domowe, tak jak teraz trzeba było uczyć się. Szczególnie w pamięci utkwił mi przedmiot - zajęcia praktyczno-techniczne, podczas którego uczyliśmy się pisma technicznego, robiliśmy sałatki, kanapki, własnoręcznie wykonywaliśmy z drewna np. deski do krojenia, korzystaliśmy z imadeł. Lekcje prowadził wspaniale pan Błażej Kochanowski, którego niestety nie ma już wśród nas, ale dał się on zapamiętać jako nauczyciel, który potrafił integrować młodzież, bardzo lubiliśmy te zajęcia. Też zapadły mi w pamięci lekcje fizyki, ciekawe doświadczenia, które nas interesowały. Na te lekcje czekaliśmy.
- Jak spędzaliście przerwy między lekcjami, jakie były gry i zabawy?
- Jak tylko zadzwonił dzwonek, najbardziej było to widać porą wiosenną, wszyscy wybiegali przed budynek szkoły. Dzieci i młodzież bawiła się w grupach lub indywidualnie. Praktycznie każda dziewczynka wtedy miała w plecaku gumę do skakania, była to bardzo popularna zabawa, poza tym bawiliśmy się w berka, zbijaka, w chowanego. Popularną grą była tzw. „koza” - to gra przy użyciu piłki, którą odbijało się od ściany, a gdy wracała trzeba było nad nią przeskoczyć. Komu się nie udało, zostawał wtedy „kozą”, musiał wówczas stanąć pod ścianą i tracił kolejkę w grze. Poza tym ciekawa i popularna była gra „państwa” bądź inaczej „wojna”. Do tej zabawy wystarczył patyk do rysowania symboli po ziemi i kilka kamieni, tak niewiele nam było trzeba, by dobrze się bawić, spalić nadmiar młodzieńczej energii i zanurzyć w powiewie świeżego powietrza.
- Jak w szkole w tamtych czasach dbano o dyscyplinę?
- Grono pedagogiczne starało się dbać o dyscyplinę w szkole, tak jak dzisiaj. Zachowanie uczniów za moich czasów też bywało różne. Również „psociliśmy”, a nauczyciele starali się trzymać nas w ryzach. Jedni byli bardziej zdyscyplinowani, posłuszni i karni, inni mniej. W klasach 1-3, pamiętam, że Pani stosowała karę stawiając nas za różne przewinienia do kąta, ja również wielokrotnie w kącie stałam. Jak to nie skutkowało - rozsadzała nas, łączyła nas w pary chłopca z dziewczynką, nad czym bardzo ubolewaliśmy. Później już w starszych klasach, gdy biegaliśmy po korytarzach, stwarzając zagrożenie, to byliśmy stawiani do kątów, by ochłonąć i się wyciszyć. Nie było jakiś kar bardzo dotkliwych, ale też czuliśmy duży respekt do nauczycieli.
- Czy pamięta Pani znajomych z tamtych lat? Czy przyjaźnie te okazały się tymi na całe życie?
- Tak, pamiętam wszystkich znajomych z mojej klasy ze szkoły podstawowej w Sochocinie. Okres szkoły średniej i studiów był okresem, gdzie nasze drogi rozeszły się. Wielu poszło do innych miast, podjęli naukę w innych szkołach, w taki naturalny sposób kontakt nasz się rozluźnił. Po latach już jako osoba dorosła postanowiłam nawiązać ponowny kontakt ze znajomymi ze szkolnych lat. Udało się to, obecnie z wieloma koleżankami i kolegami mieszkającymi bliżej, spotykam się często, z tymi, którzy mieszkają w innych miastach, rzadziej. Mam również bardzo bliski kontakt ze swoją przyjaciółką ze szkolnej ławy, która obecnie mieszka za granicą, ale kiedy przylatuje do Polski, do rodziny, to spotykamy się i zawsze mamy o czym rozmawiać, co wspominać.
- Którego nauczyciela wspomina Pani do dziś?
- Wielu nauczycieli ciepło i z szacunkiem wspominam do dziś. Niektórych już nie ma wśród nas, np. pani Alicji Tobolskiej nauczycielki geografii, która wzbudzała wśród wielu uczniów postrach, gdyż była bardzo wymagająca. Potrafiła zdyscyplinować uczniów, na lekcjach było cicho, wszyscy jej słuchali, uważali. Lekcje geografii przykuwały moją uwagę, a panią Tobolską zawsze będę wspominać życzliwie. Podobnie wspominam nauczycielkę matematyki, panią Jadwigę Jarczewską, dla której matematyka była po prostu hobby, a dla uczniów, którzy chcieli bardziej zgłębić swoją wiedzę, była gotowa poświęcać im nawet swój prywatny czas. Kolejną nauczycielką, którą na zawsze zapamiętam i darzę wielkim szacunkiem jest pani Grażyna Rybicka - uczyła nas z pasją historii! Zawsze dumna byłam z tego, że moim wychowawcą była pani Krystyna Szczeczko, polonistka, osoba, która swoją postawą, sposobem bycia wzbudzała pewien dystans, a nawet lęk wśród uczniów. Jednak w rzeczywistości była bardzo dobrym pedagogiem a dla nas, jako wychowanków była niesamowicie ciepłą osobą, dbała o nas i za to ją bardzo szanowaliśmy.
- Życie szkolne obfituję w różne wydarzenia, czy chciałaby Pani o jakimś opowiedzieć?
- Rzeczywiście było sporo takich wydarzeń, jednym z nich był „dzień wagarowicza”. W siódmej klasie postanowiliśmy w ten dzień nie pójść do szkoły, tylko spędzić go całkowicie poza budynkiem. Chociaż nasza wychowawczyni przestrzegała nas przed wagarami, że poniesiemy konsekwencję, gdy nie przyjdziemy na lekcje, że zostanie nam obniżona ocena ze sprawowania. Niestety nie posłuchaliśmy i całą grupą wyruszyliśmy w podróż wokół szkoły. Bawiliśmy się w podchody, myśląc, że nikt nas nie widzi. Klasa liczyła około 30 uczniów, więc nie było możliwości być niezauważonymi. Wszyscy nas widzieli, wychowawczyni również. Jednak im dłużej nas nie było, tym bardziej baliśmy się wrócić do szkoły, obawiając się konsekwencji. Pani Szczeczko oczywiście dotrzymała słowa i obniżyła nam oceny ze sprawowania. Ale zabawa była przednia!
- Gdyby miała Pani możliwość cofnięcia się w czasie do lat szkolnych, co by Pani zmieniła?
- Nic bym nie zmieniła, był to naprawdę piękny czas, lubiłam chodzić do szkoły, lubiłam tą szkołę i koleżanki oraz kolegów z klasy. Nauka nie przychodziła mi z trudnością, może oprócz chemii, która była moją „piętą achillesową”, ale poza tym wszystko było w porządku.
- Czy chciałaby Pani coś dodać od siebie i przekazać współczesnym uczniom?
- Uważam, że zawsze należy być pozytywnie nastawionym do otaczającego nas świata, bez względu na różne przeciwności. Również ważne jest, by uczniowie nie traktowali szkoły jako miejsca przymusowej nauki, tylko jako miejsce, gdzie nawiązuje się relacje z rówieśnikami i z ludźmi dorosłymi. Szkoła to przecież duża część życia młodego człowieka, tu realizuje się, nakreśla naszą przyszłość i tu tworzy się, zapisuje się we wspomnieniach nasza historia
opracowanie: Anna Buras, foto: zbiory prywatne
W wywiadzie wykorzystano również fragmenty wpisów do kroniki szkoły.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie