Reklama

Beata, która zapisała się w historii i raport o kobietach w naszych samorządach

Tylko jedna kobieta kieruje samorządem w powiecie płońskim - to wójt gminy Naruszewo Beata Pierścińska. A jest ona zaledwie jedną z trzech w całej historii naszej lokalnej samorządności od 1990 roku.

Po ostatnich wyborach zaintrygowała nas - bez wnikania w przyczyny - sytuacja małej liczby kobiet w strukturach zarządzających naszymi samorządami.

Ciekawostkowo zatem przedstawiamy ten statystyczny raport.

Kandydatek sporo

W tegorocznych wyborach na radnych do samorządów w powiecie płońskim (gminy, miasta, powiat) startowało łącznie 758 osób, w tym 332 kobiety. To blisko 44 procent (dokładnie 43,79).

Najwięcej kobiet startowało w wyborach do rady miejskiej w Płońsku (52,67 % ) i do rady powiatu (50,96 %)

W pozostałych samorządach większość kandydatów stanowili mężczyźni. W siedmiu, kobiet było jeszcze sporo, odpowiednio: 48 % - miasto i gmina Nowe Miasto; 47,69 % - gmina Raciąż; 45,23 % - gmina Dzierzążnia; 43,03 % - miasto i gmina Sochocin; 34,78 % - gmina Płońsk; 32,35 % - miasto Raciąż; 31,57 % - gmina Baboszewo.

W czterech samorządach było już ich mniej niż trzydzieści procent: 26,08 % - miasto i gmina Czerwińsk; 26,08 % - gmina Załuski; 21,42 % - gmina Naruszewo, a zdecydowanie najmniej kobiet wystartowało w wyborach do rady gminy Joniec - zaledwie 14,28 procent.

Najwięcej kobiet w radzie miasta Płońska

Jeśli chodzi o wybory radnych, to najwięcej uznania kobiety znalazły wśród mieszkańców Płońska - w radzie miejskiej jest ich dziewięć, co stanowi 42,9 % w 21-osobowym składzie.

W identycznie ilościowej radzie powiatu kobiet jest siedem, czyli 33,3 % składu.

W pozostałych samorządach rady liczą 15 osób. Najwięcej kobiet - po sześć (40 %) - jest w radzie gminy Raciąż i radzie miejskiej w Nowym Mieście.

Po pięć kobiet (33,3 %) zasiada w radach gmin: Baboszewo, Płońsk, Załuski oraz radzie miejskiej w Raciążu.

Cztery kobiety (26,7 %) dostały się do rad miejskich w Czerwińsku i Sochocinie oraz gminnej w Dzierzążni.

Najmniej kobiet zasiada w dwóch radach gmin. W Naruszewie jest ich trzy (20 %), a w Jońcu zaledwie dwie (13,3 %).

Na 11 kobiet do rządzenia...

W walce o główne stanowiska rządzące, czyli w wyborach na wójtów i burmistrzów zdecydowało się stanąć 11 kobiet, co przy 23 mężczyznach, stanowiło trochę ponad 32 procent.

... udało się tylko jednej

Na tych 11 kandydatek do głównych stanowisk, wygrała tylko jedna - po raz kolejny wójtem gminy Naruszewo została Beata Pierścińska.

Dwie kolejne kandydatki były tego bliskie, bo rywalizowały ze swymi kontrkandydatami w drugich turach: Grażyna Rogowska w gminie Raciąż i Barbara Bilińska w mieście i gminie Sochocin.

Lepiej w prezydiach rad

Dużo większa reprezentacja kobiet znajduje się w prezydiach rad, które wewnętrznie - spośród siebie - wybierają radni.

W prezydiach 13 samorządów w powiecie płońskim zasiada 11 kobiet.

Dwie z nich piastują funkcję przewodniczących rady. To Agnieszka Dąbrowska w Załuskach i Joanna Cieślak w Raciążu.

Kolejne dziewięć kobiet zostało wiceprzewodniczącymi rady. Są to: Mariola Bugalska (rada powiatu), Monika Zimnawoda (rada miejska w Płońsku), Dominika Wiśniewska (rada miejska w Raciążu), Jolanta Olszewska (rada miejska w Sochocinie), Wioletta Derecka (rada gminy Baboszewo), Maria Gołębiowska (rada gminy Płońsk), Danuta Dybek (rada gminy Załuski) oraz Izabela Leśniewska i Małgorzata Ziółkowska (rada gminy Raciąż).

Aż w pięciu samorządach - Czerwińsk, Dzierzążnia, Joniec, Naruszewo i Nowe Miasto - w prezydiach rad nie ma żadnych kobiet.

W naszych samorządach mamy dwie przewodniczące rad. To kierująca od niedawna pracami rady miejskiej w Raciążu - Joanna Cieślak (po lewej) i będąca drugą kadencję przewodniczącą rady gminy Załuski - Agnieszka Dąbrowska (po prawej).

Jaki wiek?

Aż 12, wśród 65 kobiet piastujących funkcję radnych ma między 30 a 40 lat (wiek analizowaliśmy na moment startu w wyborach).

Najmłodszą radną w powiecie płońskim jest 31-letnia Dominika Wiśniewska (miasto Raciąż), a niewiele starsza jest 32-letnia Emilia Ambroziak (miasto i gmina Czerwińsk)

Kolejne młode radne to: Magdalena Gerkowska (34 lata, gm. Baboszewo), Lidia Małgorzata Bralska (35 lat, miasto i gm. Nowe Miasto), Katarzyna Gwiazdowska (35 lat, gm. Baboszewo), Malwina Magdalena Zielińska (35 lat, gm. Raciąż), Anna Agnieszka Falkiewicz (37 lat, miasto Raciąż), Bogumiła Grodkiewicz (37 lat, gm. Raciąż), Patrycja Karwowska (37 lat, powiat), Jolanta Monika Olszewska (38 lat, miasto i gm. Sochocin), Kamila Skotak (38 lat, miasto Płońsk), Monika Wyrczyńska (38 lat, miasto Płońsk).

Po wielokroć zapisała się w historii

Jak już zaznaczyliśmy - jedyną kobietą obecnie kierującą samorządem w powiecie płońskim jest Beata Pierścińska.

I nie tylko z tego powodu zapisze się na kartach naszej lokalnej historii. Bo zapisała się już dawno, i to z kilku powodów.

Po pierwsze, była pierwszą kobietą wójtem w historii powiatu płońskiego, w dodatku najmłodszym - mając wówczas dopiero 33 lata. Kolejną kartą do historii jest fakt, że piastuje to stanowisko już blisko 18 lat.

A wszystko zaczęło się w grudniu 2007 roku, kiedy w gminie Naruszewo trzeba było - po śmierci wieloletniego włodarza, Jerzego Szymczaka - przeprowadzić wybory w czasie trwania kadencji.

Do wyborów doszło 2 grudnia 2007 roku, a o stanowisko wójta ubiegało się pięcioro kandydatów. I od razu w pierwszej turze, czterech mężczyzn pokonała właśnie Beata Pierścińska, która uzyskała 54,30 % głosów i drugie głosowanie nie było już potrzebne.

W 2010 roku pani wójt uzyskała mandat do pełnej już, czteroletniej kadencji. W pojedynku z Arturem Gilewskim uzyskała bardzo duże (85,25 %) poparcie mieszkańców.

Trzy kolejne wybory - w 2014, 2018 i 2024 roku - również były wygrane i 19 grudnia (dzień pierwszego ślubowania) 2024 roku wójtowanie Beaty Pierścińskiej osiągnie już... przysłowiową pełnoletniość.

Dotychczas rządziły tylko trzy kobiety

Jeszcze bardziej historyczna rola Beaty Pierścińskiej widoczna jest, kiedy spojrzymy na całą historię naszych lokalnych samorządów po roku 1990 roku.

Oprócz pani wójt gminy Naruszewo, na głównych samorządowych stanowiskach w powiecie płońskim zasiadały tylko dwie inne kobiety - choć swoje funkcje piastowały tylko jedną kadencję.

W 2010 roku wybory na stanowisko wójta gminy Sochocin wygrała Anna Zwierzchowska, która pokonała czterech kontrkandydatów. W drugiej turze mierzyła się z urzędującym wójtem Jerzym Zawadzkim i wygrała zdecydowanie: 63,08 % do 36,92 %. Po czterech latach jednak już wójtem nie była, przegrywając w 2014 roku wybory z Andrzejem Romatowskim (40,10 % do 59,90 %).

Trzecią kobietą kierującą strukturami samorządowymi była Elżbieta Wiśniewska, która w 2018 roku została przez radnych powiatowych wybrana starostą. Przestała nim być po tegorocznych wyborach.

przygotował: Artur Kołodziejczyk; foto: archiwum

WSPOMINAJKA O TEJ, KTÓRA... ZAPISAŁA SIĘ W HISTORII

Pierwsza w historii powiatu płońskiego kobieta na stanowisku wójta. Zaczęło się w 2007 roku i trwa do dziś. Zobaczmy, co mówiła Beata Pierścińska w pierwszym wywiadzie po objęciu stanowiska 18 lat temu.

- Jakie było pani dzieciństwo?

- Wychowałam się w Proboszczewicach w gminie Joniec, w rodzinie chłopskiej. Moi rodzice prowadzili dwudziestohektarowe gospodarstwo rolne. Jako dziecko często pomagałam w gospodarstwie. Tym bardziej, że mieliśmy nietypową sytuację rodzinną. Kiedy miałam 6 lat, mój tato zachorował i przez kolejne osiem lat więcej czasu spędzał w szpitalach niż w domu. Byłam w siódmej klasie szkoły podstawowej, gdy tata zmarł. Zostałyśmy same trzy kobiety: ja, moja starsza o 4 lata siostra i mama na 20-hektarowym gospodarstwie. Teraz to gospodarstwo prowadzi siostra z mężem, którzy świetnie opiekują się mamą.

- Jak pani wspomina podstawówkę?

- Bardzo ciepło. Chodziłam do małej szkółki w Karolinowie w gminie Załuski. Atmosfera była bardzo, bardzo rodzinna. Nasza pani - Izabela Staniszewska była dla nas wręcz matką. Kładła nacisk na wychowanie, uczyła nas szacunku dla starszych i przełożonych, interesowała się naszym życiem pozaszkolnym. Bardzo lubiłam chodzić do szkoły, do zerówki chodziłam trzy lata, bo zaczęłam jako czterolatka, wtedy nie było przedszkola. A ja chciałam do szkoły chodzić, bardzo mi się tam podobało. Należałam do wszelkich organizacji, kółek, cokolwiek się działo, musiałam w tym uczestniczyć. Potem uczyłam się w Technikum Ochrony Środowiska w Płońsku i poszłam na studia w Akademii Techniczno - Rolniczej w Olsztynie (kierunek ochrona środowiska). Wspaniałe pięć lat, dla mnie była to pierwsza możliwość pozostawienia problemów rodzinnych, bo gospodarstwem zajmowała się już siostra z mężem. Mogłam zająć się sobą i swoją edukacją.

- Dlaczego akurat ochrona środowiska?

- Zawsze mnie to interesowało. Nawet jak awansowałam na sekretarza Urzędu Gminy w Naruszewie, było mi przykro, że tę tematykę w pewnym sensie opuszczam.

- Miała pani szkolne przezwisko?

- W podstawówce nauczyciel polonista mówił do mnie „szefowa”.

- Może przewidział...

- ... że mam predyspozycje na szefową? Osobiście nie jestem przekonana, że je rzeczywiście mam, chociaż wszyscy wokół tak mówią.

- Pamięta pani pierwszą miłość ze szkolnej ławki?

- Przyjaźniłam się z chłopcem, który miał trudną sytuację w domu, wychowywał się bez mamy. Ja byłam w podobnej sytuacji. Byliśmy bratnimi duszami.

- Po studiach trafiła pani do starostwa?

- Najpierw kończyłam dzienne studia podyplomowe. To nie był mój świadomy wybór. Po studiach zaczęłam szukać pracy i uparłam się na pracę w zawodzie. W 2000 roku nie było to jeszcze proste. Poszłam na studia podyplomowe, rozesłałam swoje cv do różnych instytucji. Ze starostwa odchodziła urzędniczka, pojawiłam się we właściwym momencie i rozpoczęłam pracę w starostwie. Pracowałam tam trzy i pół roku. Podjęłam kolejne studia podyplomowe, już w systemie zaocznym. Gmina Załuski ogłosiła konkurs na samodzielne stanowisko ds. ochrony środowiska, integracji europejskiej i promocji. Wzięłam w nim udział i zostałam zatrudniona. Spędziłam tam trzy lata i miesiąc. Tuż po wyborach w 2006 wójt gminy Naruszewo zaproponował mi stanowisko sekretarza.

- Czyli nie boi się pani ryzyka?

- Nie. Nigdy się nie bałam. Kluczowe decyzje przychodzą mi łatwiej niż wybór herbaty w sklepie. Po prostu wiem, że trzeba właśnie tak, nie inaczej.

- A jak to z kandydowaniem na wójta było?

- Akurat to nie wypłynęło ode mnie. Mieszkańcy pytali, dlaczego nie kandyduję, mówili, że powinnam. Z początku wydawało mi się to niedorzeczne. Potem z taką propozycją zwrócili się do mnie radni. Zdawałam sobie sprawę, że wielu rzeczy muszę się nauczyć, jestem na starcie. Miałam dług wdzięczności wobec zmarłego wójta Szymczaka i rady, bo powierzyli mi stanowisko sekretarza. Mnie, osobie z zewnątrz. Przeanalizowałam wszelkie za i przeciw i zgodziłam się.

- A tak zupełnie szczerze. Spodziewała się pani wygranej?

- Na pewno nie w takim stylu. Nie sądziłam, że będzie to pierwsza tura i taka przewaga. Może to nieładnie z mojej strony, ale przyznam, że wierzyłam w wygraną. Zresztą Naruszewo, już wówczas gdy zaczynałam pracę w administracji,  było mi bliskie, podobało mi się. Tutejszy urząd nie jest taki sformalizowany, emanuje z niego ciepło. Podobał mi się urząd, gmina i mieszkańcy. Ludzie są tu również ciepli, wiele dobrego od nich usłyszałam o urzędnikach i wójcie. Ta gmina jest inna niż wszystkie.

- Jest pani młodą kobietą spoza gminy, która wygrała wybory w imponującym stylu, pokonując czterech innych kandydatów i została nowym wójtem. Jest pani odporna na sukces i władzę?

- Wydaje mi się, że tak. Tak naprawdę bardziej dumna byłam z awansu na sekretarza urzędu. Ja dalej przyjeżdżam do pracy w mojej ulubionej gminie, dalej wykonuję swoje obowiązki. Stanowisko już miałam i pod względem finansowym wystarczało mi ono w zupełności, więc nie zamierzam napawać się teraz atrybutami władzy. Nie mam rodziny na utrzymaniu. Kandydowałam nie dlatego, by podnieść swój prestiż czy wynagrodzenie. Dotychczasowe było wystarczające. Zresztą zupełnie szczerze powiem, że gdyby był ktoś, kto miałby doświadczenie w administracji  i mógłby więcej niż ja zaoferować tej gminie, wolałabym nadal być sekretarzem, mam jeszcze czas na awans. Była jednak taka sytuacja, taka wola mieszkańców, co potwierdziły wyniki wyborów. A ja nie chciałam zmieniać miejsca pracy, bo chciałabym się w tej gminie zestarzeć.

- Jeśli już o rodzinie mowa, zamierza pani w najbliższym czasie coś zmienić?

- Obecnie nie mam takich planów. Typowy singiel to w moim przypadku właściwe określenie. Zawsze skupiałam się na podnoszeniu kwalifikacji - kursy, szkolenia, działam w różnych społecznych organizacjach. Mam bardzo wielu przyjaciół, tych samych od lat, którzy mnie wspierają.

- Zainteresowania poza pracą?

- Okołośrodowiskowe, związane z moim wykształceniem. Moje życie zawodowe i osobiste to w zasadzie jedno, wiem, że to może wydawać się  nudne. Lubię odpoczywać na łonie przyrody. Moje akumulatorki ładuję w  rodzinnych Proboszczewicach nad rzeką Naruszewką. Jako dziecko zastanawiałam się, skąd ta rzeka wypływa. Wyciszam się podczas wyjazdów na europejskie spotkania młodych. Lubię ten klimat. Zaczęło się od wyjazdów organizowanych przez moją rodzinną parafię we Wronie. Kontynuowałam to potem, jako studentka, wyjeżdżałam również jako opiekunka na kolonie Caritasu. Poznałam dzieci z rodzin patologicznych, zrozumiałam, że ludzie mają większe problemy niż ja, to mnie nauczyło, żeby nie użalać się nad sobą.

- Jak rodzina zareagowała na pani sukces?

- Moja mama jest bardziej nastawiona na rodzinę niż awans zawodowy. Dobrze mi życzy i oczywiście na swój sposób się cieszy. Gdy ktoś teraz mi mówi: jak sobie poradzisz, taka duża gmina - 7 tysięcy mieszkańców, to mówię, że miałam trudniejsze momenty w życiu i jakoś się poukładało. Po śmierci ojca zostałyśmy na gospodarstwie trzy, w tym moja mama, filigranowa kobieta. Żadna z nas nie miała prawa jazdy, a tu maszyny, duże gospodarstwo. Niektórzy wątpili, czy sobie poradzimy. Jakoś się udało.

- Gdyby miała pani wymienić swoje zalety i wady?

- Niektóre zalety są moimi wadami. Jestem perfekcjonistką i tak naprawdę nigdy nie jestem zadowolona z siebie, chciałabym lepiej, więcej. Z jednej strony to zaleta ale i wada. Jestem drobiazgowa, czasem siebie samą zamęczam, zbyt wiele uwagi skupiam na takich drobiazgach. Myślę, że największą moją zaletą jest chyba to, że łatwo zjednuję sobie ludzi. Zresztą ja lubię ludzi, nie narzekałam nigdy na kontakty z ludźmi. Uczono mnie w domu, by być na dobrej stopie z innymi, bez wyrzekania się siebie. Nie powinno się być chorągiewką, ale nie można też zawsze do końca forsować własnego zdania. Łatwiej czasem  coś przeforsować delikatnie, bez walenia pięścią i rozpychania się łokciami. Ale trzeba jednocześnie być konsekwentnym, wymagać od innych ale i od siebie.

- Lubi pani babskie zajęcia?

- Sprzątanie jak najbardziej. Zanim zajmę się jakąś twórczą pracą w domu, muszę najpierw wysprzątać, żeby mnie nic nie rozpraszało. W domu rodzinnym mi to nawet wytykano, że mają dosyć mojego sprzątania. Ale gotowanie uważam za stratę czasu, korzystam więc z półproduktów i wałóweczek od mamy. Nie lubię gotować.

- Marzenie?

- Obecnie? Sprostać oczekiwaniom wyborców, by ich nie zawieść. Zostać wójtem to połowa sukcesu, trzeba jeszcze w tej roli się sprawdzić.

- Sprosta Pani nowym obowiązkom?

- Mam nadzieję, że tak.

- Jaki powinien być dobry wójt, taki współczesny, nowoczesny, taki który się sprawdza?

- Powinien mieć dobry kontakt z mieszkańcami, słuchać ich opinii i się z nimi liczyć. Powinien szanować mieszkańców. Powinien być otwarty na nowe technologie, nowe trendy, powinien być przede wszystkim ludzki i nie uwikłany w żadne układy.

rozmawiała: Katarzyna Olszewska; foto: archiwum

Aktualizacja: 19/07/2024 15:00
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do