Reklama

Burzliwa sesja rady miasta Płońska

30/10/2007 22:00

Bomba adiacencka

- Proszę mi pomóc. Co mam robić? Mam teraz nie jeść? - apelowała do władz Płońska podczas czwartkowej sesji (25 października) emerytka z ulicy Wiejskiej, której urząd naliczył ponad pięć tysięcy złotych opłaty adiacenckiej w związku z wybudowaniem kanalizacji.

Takich osób, które utrzymują się z niskich rent i emerytur, a którym naliczono po kilka tysięcy złotych opłaty, jest w Płońsku więcej. Są osoby, którym naliczono kilkanaście tysięcy. Wszystko przez uchwałę, którą podjęła rada miejska w grudniu 2002 roku, tuż po wyborach samorządowych.

Dyskusja na czwartkowej sesji, dotycząca szukania winnych i wyjścia z sytuacji, trwała kilka godzin, ale nie podjęto żadnej decyzji.

O opłatach adiacenckich zrobiło się w Płońsku głośno, gdy urząd miasta zaczął rozsyłać do właścicieli nieruchomości zawiadomienia o wszczęciu postępowania. W zależności od powierzchni działek zawiadomienia dotyczą kwot od ponad tysiąca do kilkunastu tysięcy złotych za to, że ich wartość wzrosła po wybudowaniu przez miasto kanalizacji.

- Przed budową kanalizacji było spotkanie z burmistrzem - opowiada mieszkanka ulicy Płockiej w Płońsku, która jest właścicielką działki o powierzchni 3600 m2. - Burmistrz mówił nam, że opłaty będą minimalne, dlatego podłączyliśmy się do kanalizacji, chociaż mieliśmy szambo. Teraz, trzy lata po tym wszystkim, przyszło do mnie pismo, że będę musiała zapłacić ponad 8 tys. zł. Jestem zszokowana, gdyby wcześniej nas poinformowano o tak wysokich kosztach, za nic w świecie byśmy się nie zgodzili. Utrzymuję się z emerytury, trzeba zapłacić rachunki, kupić lekarstwa, jedzenie, trzeba żyć.

Trudno się dziwić, że właściciele nieruchomości są zszokowani wysokością opłaty adiacenckiej, naliczonej przez miasto. Zszokowani również tym, że wycenę nieruchomości przeprowadzono po tak długim czasie od inwestycji (ceny nieruchomości w międzyczasie drastycznie poszły w górę, poza tym wartość tę ustalono na podstawie cen rynkowych i zdaniem ludzi dane zostały zawyżone).

Opłata adiacencka w większości samorządów powiatu płońskiego nie została wprowadzona w ogóle, z reguły mieszkańcy płacą za przyłącze. Obecna sytuacja w Płońsku wynika z uchwały, którą radni miejscy podjęli w grudniu 2002 roku - uchwalili, że z tytułu wybudowania infrastruktury, w tym kanalizacji, płońszczanie będą musieli zapłacić 50 procent wzrostu wartości danej nieruchomości - wysokość opłaty zależy od powierzchni działki.

Radni opozycji złożyli wniosek o zwołanie sesji nadzwyczajnej, ale uchwała proponowana przez  nich (o zmianie opłaty do 25 proc. i tylko w związku z budową dróg) wprowadzona została do porządku obrad planowej sesji w czwartek, 25 października.

Na tę sesję przyszło wielu mieszkańców, którzy liczą, że władze rozwiążą problem. Dyskusja była długa i nerwowa.

- Skala tych opłat zaskoczyła nas zupełnie - powiedział radny Władysław Kuciński. - Niektóre kwoty są szokujące, bo sięgają nawet powyżej 10 tys. zł. Jestem zbulwersowany i chcę zaznaczyć, że mnie ta opłata nie dotyczy.

Radny zawnioskował, by głosowanie w sprawie zmiany uchwały z 2002 roku było imienne.

Burmistrz Andrzej Pietrasik odparł, że w 2002 roku za wprowadzeniem 50 proc. stawki opłaty głosowało 13 radnych, 7 wstrzymało się od głosu i nikt nie był przeciw. To rada podjęła taką decyzję i zgodnie z nią planowane z opłaty środki zapisano w budżecie. Burmistrz przyznał, że jest za opłatami adiacenckimi, można natomiast dyskutować o ich wysokości. Regionalna Izba Obrachunkowa zakazała inwestycji w ramach czynów społecznych a miasto musi wyrównać cywilizacyjne zapóźnienia. Zdaniem radnego Kucińskiego tych zapóźnień nie powinni nadrabiać mieszkańcy.
Uchwała z 2002 roku upoważnia urząd do naliczania opłat nie tylko w związku z kanalizacją, ale innymi inwestycjami, na przykład budową dróg i już była stosowana. Podczas sesji sekretarz urzędu, Andrzej Kamasa mówił, że w 2003 i w 2004 roku urząd wydał w sprawie opłat adiacenckich 47 decyzji na łączną kwotę 76 tys. zł (19 procent wartości wykonanych inwestycji). Tak zwana mała i wielka kanalizacja wykonana w mieście w 2004 i 2005 roku kosztowała 19 mln zł. Urząd szacuje, że opłaty adiacenckie z tytułu kanalizacji stanowiłyby kwotę 2,4 mln zł (dotyczą 840 działek). Urzędnicy mówili, że wysłane zawiadomienia to początek postępowania administracyjnego, opłata nie może być umorzona, a tylko rozłożona na 10 lat (oprocentowanie 5 proc.) i nawet gdyby radni teraz zmienili tę uchwałę, ich decyzja nie będzie działała wstecz.

Radni opozycji twierdzą, że uchwałę pięć lat temu podjęto, ponieważ radę wprowadzono w błąd. Zdaniem Kucińskiego, gdyby wtedy urząd zorganizował taką prelekcję, jak w czwartek, uchwała by nie przeszła, bo oznacza, że mieszkańcy budują kanalizację, a nie miasto. A taka sytuacja może spowodować, że mieszkańcy zobaczywszy koparkę, urządzą pikietę, bo nie będą chcieli żadnej inwestycji, obawiając się tak dużych kosztów.

Podczas sesji wypowiadali się również mieszkańcy.

- To jest dla nas szok - mówił Mirosław Wróblewski do burmistrza. - Pan mi powiedział, że to będzie maksymalnie 2 tysiące zł, a ja mam teraz 10 tys. zł. My chcemy zapłacić, ale nie takie kwoty. Radny powiedział mi, że w 2002 roku radę wprowadzono w błąd, bo symulację przeprowadzono na bloku.

- Mam 415 zł miesięcznie dochodu, naliczono mi ponad 5 tys. zł - mówiła emerytka z ulicy Wiejskiej. - Co mam teraz zrobić? Mam nie jeść? Byłam w urzędzie, nikt nie chciał mi pomóc.

Podczas dyskusji okazało się, że opłaty dotyczą również osób, które nie zostały podłączone, a wybudowano przy ich działkach kolektor.

- Nie jestem ani pierwszym sekretarzem partii, ani naczelnikiem, ani Panem Bogiem, tylko burmistrzem - mówił burmistrz Pietrasik. - Mogliście tę uchwałę zmienić, mieliście większość, nie mówcie, że to burmistrz, to rada podjęła taką decyzję. Ja wykonuję decyzje rady. Ja wiem, że to jest problem społeczny, ja to widzę. Jeśli znajdziemy jakiś sposób, to problem rozwiążemy, na dziś takiego sposobu nie widzę.

Mieszkańcy i radni opozycji kwestionują wiarygodność wyceny wykonanej przez rzeczoznawcę, w operacie szacunkowym znalazły się pomyłki, chociażby taka, że uwzględniono działkę szkoły przy ulicy Płockiej, którą podłączono do kanalizacji w latach 90., o czym mówił radny Andrzej Stolpa.

Wycenę kwestionował również mieszkaniec osiedla Toruńskiego, któremu metr działki przed inwestycją wyceniono na 113 zł, po inwestycji 157 zł, co okazało się pomyłką, ale budzi wątpliwości co do jakości wyceny. Stwierdził, że odnosi wrażenie, że zabrakło w budżecie 2 mln zł i pod to zrobiono operat.

Radny Stolpa zaproponował, by głosować nie zmianę uchwały z 2002 roku, ale jej uchylenie, co oznaczałoby zniesienie opłaty w ogóle. Burmistrz odparł, że musi znać skutki takiej decyzji, potrzebna jest opinia prawna. Dyskusja trwała, była emocjonalna i przeplatana głosami z sali, która nagradzała owacjami opozycję i komentowała słowa burmistrza. Radna Bożena Dzitowska złożyła wniosek o wycofanie tej sprawy z porządku obrad i wniosek przeszedł 11 głosami radnych koalicji rządzącej. Tuż po głosowaniu 10 radnych opozycji na znak protestu opuściło salę obrad. Zapowiedzieli jednak złożenie wniosku o zwołanie sesji nadzwyczajnej w sprawie opłat adiacenckich i taki wniosek złożyli w piątek, 26 października.

Katarzyna Olszewska

Z ostatniej chwili: w trybie nagłym sesja została zwołana na godz. 9 we wtorek, 30 października. Odbędzie się w ratuszu (sala 114).

WIDZIANE Z BOKU

W tej sprawie musi być współdziałanie, a nie konflikt i interes polityczny

Rozwiązanie sprawy opłat adiacenckich to niezwykle ważna, ale i trudna sprawa. A problem ten z pewnością może skonfliktować mieszkańców z władzą. Nikomu nie jest to potrzebne.

Po pierwsze, żeby była jasność - jeśli sami sobie we własnym samorządzie możemy zdecydować o „ucisku” podatkowym, to jestem zdania, by opłat adiacenckich nie było, a jeśli już, to z pewnością nie w skali 50%, a dużo, dużo niższej.

Po drugie - mleko się rozlało i władza wybierana przez płońszczan (radni plus burmistrz) pospołu zafundowała nam takie opłaty.

Po trzecie wreszcie - widać, że z perspektywy czasu rządzący sami oceniają to jako - mniejszy lub większy - ale błąd.

Dalej już niestety jest „pod górkę”, bowiem nakłada się na to interes polityczny. Burmistrz kontra opozycja - każda ze stron ma na co dzień swoje cele. I walczą ze sobą. Samo w sobie nie jest jeszcze dla mieszkańców najgorsze, ale w przypadku tej sytuacji skończyć się może tylko źle.

Jeśli w tej sprawie wszyscy ze wszystkimi nie usiądą razem, by wspólnie rozwiązać ten problem, płońszczanie na tym stracą.

Nieśmiało więc nawołuję wszystkie strony polityczne do zawieszenia broni w tej sprawie. A płońszczan uczulam, żeby także naciskali na takie rozwiązanie, bo nie ma co się łudzić, że jedna ze stron rozwiąże kochani wasze problemy - na zasadzie, że źli są tylko ci drudzy.

Warto cofnąć się w czasie i zauważyć, że nikt nie był przeciw podjęciu uchwały o wprowadzeniu opłat. Także ci, którzy teraz mają na sztandarach walkę o dobro ludzi.

Apeluję do opozycji, by nie wykorzystywała koniunkturalnie tej sprawy do walki politycznej. To nigdy nie kończy się dobrze, jeśli chodzi o sprawy tzw. „wagi państwowej”, a tak, w skali lokalnej, nazwać można opłaty adiacenckie.

Artur Kołodziejczyk

foto: Katarzyna Olszewska

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do