Reklama

Dawny Płońsk we wspomnieniach Mieczysławy Laskowskiej i Alicji z Laskowskich Duszak

Czy wiecie, że mamy w Płońsku Łysą Górę i dlaczego dziś jest mniejsza niż przed wielu laty? W jednym z poprzednich numerów pisaliśmy o rodzinie Laskowskich z Płońska. Dziś publikujemy fragmenty wspomnień o dawnym Płońsku. Opowiadają o mieście siostry: Mieczysława Laskowska i Alicja z Laskowskich Duszak.


Z rodzinnych opowieści…

Tak Mieczysława Laskowska mówiła o obrazie Płońska pojawiającym się  w rodzinnych wspomnieniach. „(...) Z najwcześniejszych opowieści przypominam sobie te, które mówiły o kościele, który stał dawniej przy ulicy Pułtuskiej w miejscu, gdzie dziś znajduje się kapliczka z figurą Matki Bożej. Samego kościoła już dawno nie było, ale dziadek mówił, że jego matka jeszcze ten kościół pamiętała. Dziadek opowiadał mi też, że jeszcze za „rosyjskich czasów” do Płońska często przyjeżdżał teatr. Dawniej vis a vis obecnego urzędu miasta (poprzedniego - red.) stał budynek ochotniczej straży pożarnej… była tam duża sala, gdzie wystawiano już wówczas różne sztuki teatralne i widowiska artystyczne (…)”.

Skarbówka, sąd i jatki…

(…) „- Tam, gdzie mieszkałyśmy, na Pułtuskiej, były wówczas trzy duże kamienice - wspominała międzywojenny Płońsk Mieczysława Laskowska. - Jedna z nich należała do moich dziadków i - patrząc od strony rynku - stała po lewej stronie ulicy, pod numerem 29. Po przeciwnej stronie ulicy stały dwie kolejne kamienice - w jednej przed wojną mieścił się Urząd Skarbowy, w drugiej natomiast, należącej do Żyda, którego nazwiska nie pamiętam, miał siedzibę Sąd Grodzki, który przed II wojną światową przeniesiony został na ulicę Płocką. Mieściły się tam sale sądowe i inne pomieszczenia… A środkiem ówczesnej ulicy Pułtuskiej ciągnęły się jatki. (…) Te „jatki”, jak je popularnie nazywano, to była murowana hala z dziesięcioma boksami, które otwierano we wtorki i piątki, żeby miejscowi rzeźnicy mogli w nich sprzedawać mięso i wyroby mięsne. W każdym z takich boksów miał swój sklep jeden rzeźnik. Handlowano mięsem wołowym i wieprzowym, wędliną, ciepłą kaszanką… Potem Niemcy tę halę rozebrali. Pamiętam też, że bezpośrednio za nią był skwerek, gdzie stała figura Matki Boskiej, o której wspominałam wcześniej, a którą wystawiono tam na pamiątkę dawniej istniejącego kościoła parafialnego. (…) Kiedy Niemcy po przegranej wojnie wycofywali się z Płońska, wszystkie trzy kamienice spalili, i dom moich dziadków, i Sąd, i Urząd Skarbowy. Podłożyli pod nie bomby. Może zdołalibyśmy coś uratować, gdybyśmy byli na miejscu, ale wtedy nie było nikogo z Polaków, bo wszyscy zmuszeni zostali do opuszczenia miasta.(…)”.
(…) „- Samo miasto też było inne - opowiadała Alicja z Laskowskich Duszak. - Był jeden kościół pokarmelicki pod wezwaniem św. Michała, do którego wszyscy chodziliśmy. W czasie okupacji Niemcy go zamknęli i zrobili tam skład mebli... Nabożeństwa odprawiały się wtedy tylko w dzwonnicy, gdzie w maleńkim pomieszczeniu stał prowizoryczny ołtarz, przy którym księża odprawiali Msze św., i gdzie mieściło się co najwyżej kilkunastu wiernych. Pozostali musieli stać na zewnątrz, na cmentarzu przykościelnym (…)”.

Duchowni sprzed lat…

(…) „- Z wczesnego dzieciństwa zapamiętałam księdza Powichrowskiego, który mieszkał w oficynie kamienicy należącej do swojej siostry, pani Czerwińskiej, tam, gdzie obecnie znajduje się Urząd Miasta (siedziba przy ul. Płockiej) - wspominała Mieczysława Laskowska. Ksiądz Powichrowski przybył do Płońska w latach 20. XX wieku. Zmarł na początku lat 30. W czasach mojego dzieciństwa, czyli pod koniec lat dwudziestych, był już emerytem. Dobrze go pamiętam, odprawiał nabożeństwa i spowiadał u św. Michała. Musiał mieć jakieś kłopoty ze wzrokiem, bo nosił ciemne okulary, co na owe czasy było rzadkością. Miałam wtedy jakieś cztery lata i bardzo się bałam tych jego okularów, pamiętam, że zawsze wtedy kurczowo chwytałam się babcinej sukienki. Siadał często w konfesjonale u św. Michała i słuchał spowiedzi (…) Grobu księdza Powichrowskiego też już właściwie nie ma. Zburzono go, został tylko jeden jego filar… Pamiętam też księdza Tomasza Skowrońskiego - proboszcza i dziekana, który przybył do Płońska w 1931 roku, był z nami przez cały okres okupacji, a zmarł pod koniec maja 1952 r., jak również ks. Leona Chojnackiego, prefekta szkolnego, który uczył nas religii w gimnazjum (…)”

Nieduża i piękna…

(…) „- Przed wojną była też w Płońsku cerkiew zbudowana przez Rosjan w stylu bizantyjskim, z szerokimi kopułami… Była nieduża, ale piękna. W niej również Niemcy zrobili sobie magazyn” - opowiadała Alicja Duszak.
(…) „- Pamiętam tę cerkiew z czasów, gdy był tam już kościółek gimnazjalny - mówiła o tym budynku Mieczysława Laskowska. - To było, gdy Polska odzyskała niepodległość. Tuż obok cerkwi miało swoją siedzibę gimnazjum, które powstało w 1917 roku, a w połowie lat trzydziestych zostało przeniesione do nowo wybudowanego gmachu przy ulicy Płockiej… Potem, już po wojnie, tę cerkiew rozebrano. To było chyba w 1946 roku. Pamiętam też, że tam, gdzie dziś jest sklep „Rema”, zaczęto przed wojną budować gmach kina. Budował to kino piekarz płoński, Wincenty Grabowski, który mieszkał z rodziną nieopodal w bardzo ładnym domku przy ulicy Zduńskiej. Wiem, że potem, już za Niemców, był w obozie, ale przeżył wojnę i wrócił do Płońska. Inaczej też wyglądał handel płoński - przed wojną cały czworobok rynku wypełniony był przez sklepy żydowskie różnych branż - obuwnicze, spożywcze, galanteryjne… Były też pojedyncze sklepy Polaków, ale ich było niewiele. (…)”.
Dodajmy, że obecnie sklepu „Rema” też już nie ma, a płoński ratusz zmienił siedzibę...

Łysa Góra zmalała…

(…) „- Kiedyś to miejsce nazywało się „Łysą Górą” - mówiła o starym grodzisku, w pobliżu którego mieszkała, Mieczysława. - Wtedy jeszcze rzeczywiście przypominało górę. Pamiętam, że my, dzieci, zjeżdżałyśmy z „Łysej Góry” na sankach, zawsze jednak od strony łąk, nigdy od strony ulicy. Była wysoka i miała rozległą powierzchnię, która od strony szosy pułtuskiej dochodziła aż do łąk, w pobliże rzeki. Ziemia, na której się znajdowała, należała do rodziny Kawałowskich. Dzierżawili oni tę górę ogrodnikom, którzy sadzili tam kapustę, kalafiory i inne warzywa. Żeby móc tę ziemię uprawiać, rozkopywali ją. Pamiętam, że nawet końmi tam wjeżdżano, by móc ją zaorać… Nic dziwnego, że w końcu góra zmalała, zrobiła się niższa. (…)”

Zabili go Niemcy…

Zdaniem Mieczysławy, nazwa Góra Kabana to nieporozumienie, bo naprawdę chodziło o Górę Kawałowskiego, bo Kawałowski był właścicielem tego gruntu.
(…) „- A „kaban” to było przezwisko, jakie dzieciaki wymyśliły, żeby dokuczyć synowi Kawałowskich, który był chory umysłowo… (…) - opowiadała. - Wie pani, dzieci bywają okrutne… Wszystko, co odbiega od normy, przyciąga ich uwagę. A on był inny - zachowywał się inaczej, wyglądał inaczej… Trudno było nawet określić jego wiek - równie dobrze mógł mieć pięćdziesiąt lat, jak sto, bo nigdy się nie golił, chodził zarośnięty i zaniedbany… Nie sposób go było spod tego dojrzeć. Pamiętam, że chodził w drewniakach, można go było spotkać koło pompy na Pułtuskiej, dokąd przychodził z sagankiem pełnym kartofli, żeby je tam płukać… Okoliczne dzieciaki biegały za nim, krzycząc: „Kaban idzie!” A że on postawił sobie na Łysej Górze szałas i mieszkał tam, dopóki nie chwyciły mrozy, więc zaczęto tę górę z nim kojarzyć. Był niewątpliwie „barwną” postacią. Wielu ludzi go zapamiętało (…)”
Mieczysława wspominała, że opiekowała się nim jego siostra, nosiła mu na górę jedzenie. Ich rodzice już nie żyli. Niemcy na samym początku wojny wywieźli go i zabili…
Katarzyna Olszewska
Nasz artykuł powstał na podstawie zeszytu Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska z cyklu: wywiady pracowni, „Od zaborów do okupacji” opublikowanego w 2003 roku.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do