
Co roku pamięć i nowe fakty
W ostatnich dniach niemieckiej okupacji, w styczniu 1945 roku na płońskich Piaskach Niemcy zamordowali 78 osób. W tym roku mija 63 rocznica tego mordu. Pracownia Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska od dawna zbiera informacje, dokumenty i relacje, dotyczące zbrodni na Piaskach. Do niedawna bowiem niewiele było na ten temat wiadomo. Dziś, po raz kolejny, wspominamy te tragiczne wydarzenia publikując aktualny stan faktograficzny.
Zbrodnia miała miejsce nocą, między 16 a 18 stycznia 1945 roku - są wątpliwości co do określenia dokładnej daty - w urządzonym przez Niemców podczas wojny ogrodzie powiatowym na Piaskach. W ostatnich dniach okupacji, tuż przed wejściem Rosjan, Niemcy zamordowali tam 78 mężczyzn, w większości mieszkańców powiatu płońskiego, w tym żołnierzy AK i innych organizacji walczących z okupantem. Zginęli od strzałów w tył głowy i zostali pogrzebani w dole na Piaskach. Byli to więźniowie polityczni, którzy pod koniec okupacji przebywali w płońskim areszcie, a zbrodni dokonała niemiecka policja kryminalna. Więźniów przewieziono samochodem gestapo z aresztu na Piaski i tam ich rozstrzelano.
Zbiorowy grób odkryto, najprawdopodobniej przypadkiem, tydzień później. Ciała były ułożone warstwami, przesypane kompostem. Zwłoki pomordowanych zostały ekshumowane i część z nich złożono w zbiorowej mogile na cmentarzu parafialnym w Płońsku. Na miejscu mordu zbudowano pomnik, tam w kolejne rocznice - jak i na cmentarzu - zapalane są znicze i składane kwiaty. Tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego doszło do tej zbrodni, kto wydał rozkaz egzekucji w momencie, gdy losy wojny były przesądzone, a zamordowanie tych ludzi nie mogło mieć dla Niemców już znaczenia. Podobna masowa egzekucja - tuż przed wyzwoleniem - miała miejsce w Ciechanowie.
Spośród 78 zamordowanych na Piaskach mężczyzn ustalono nazwiska tylko 37. Nadal nie wiadomo, kim byli pozostali. Możliwe, że byli wśród nich żołnierze Polski podziemnej z innych ośrodków konspiracji w kraju. Poza tym są uzasadnione wątpliwości co do ustalonych danych niektórych osób. Istnieją bowiem cztery źródła: wykaz z prezydium rady narodowej w Płońsku, lista Instytutu Pamięci Narodowej, dane z tablicy pamiątkowej na cmentarzu oraz wykaz opracowany pod redakcją Krzysztofa Karulaka. Tylko 21 zamordowanych osób figuruje na wszystkich 4 listach, pozostali figurują na jednej, dwóch, bądź trzech listach. Są wątpliwości co do prawidłowych imion czy nazwisk, dlatego opublikowanie listy zidentyfikowanych osób nie jest możliwe.
Płońska pracownia dokumentacji włożyła wiele pracy w ustalanie faktów, dotyczących mordu na Piaskach. Zebrała relacje pamiętających tamte dni płońszczan. Niestety nie udało się ustalić 41 nazwisk zamordowanych osób. Wiadomo, że na Piaskach miały miejsce też inne egzekucje. W marcu 1944 roku Niemcy rozstrzelali sześciu młodych płońszczan, z późniejszych zeznań jednego ze świadków wynika, że była to egzekucja pokazowa - spędzono przygodnie spotkanych ludzi, by widzieli jak ginie sześciu młodych meżczyzn. Rozstrzelano ich pod pretekstem kradzieży węgla, a ciała pogrzebano na Piaskach.
PŁOŃSKIE PALMIRY
W piątek, 18 stycznia odbyły się obchody 63 rocznicy zbrodni na płońskich Piaskach. Przy obelisku, upamiętniającym to tragiczne wydarzenie złożono kwiaty i zapalono znicze. W uroczystości wzięły udział poczty sztandarowe i delegacje miejskich szkół, instytucji i organizacji oraz władze miasta. Pod obeliskiem, upamiętniającym wydarzenia stycznia 1945 roku złożono kwiaty i zapalono znicze. Modlitwę za dusze pomordowanych poprowadził ksiądz Edmund Makowski, proboszcz płońskiej parafii Św. Michała Archanioła. Mirosława Krysiak, kierownik Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska mówiła w swoim wystąpieniu, że wokół tej zbrodni przez długie lata panowało milczenie. W uroczystościach pogrzebowych osób zamordowanych na Piaskach przez Niemców brały udział tłumy ludzi z miasta i powiatu. Ludzie byli w szoku. Mirosława Krysiak powiedziała, że sama pochodzi z rodziny, której bliski człowiek został tu zamordowany i słowo Piaski było z rodzinnego słownika usunięte, ale cień tej zbrodni jej rodzinie zawsze towarzyszył. Po zakończeniu wojny wydarzeniom w dawnym ogrodzie powiatowym towarzyszyło milczenie. Polska była pod dyktaturą stalinowskiej Rosji, rządziła władza komunistyczna, a przecież na Piaskach zginęli żołnierze Armii Krajowej. Ale tego zdarzenia nie dało się wykreślić z płońskiej historii.
Mieszkańcy w miejscu zbrodni ustawili brzozowy krzyż, potem wybudowano obelisk. Został poświęcony, ale ówczesne władze nie zgodziły się na udział płońszczan w tej uroczystej chwili. Przez wiele lat o tym wydarzeniu nie mówiło się w życiu publicznym, kolejne pokolenia dorastały bez wiedzy o cząstce płońskiej historii. Dlatego - jak mówiła Mirosława Krysiak - my, dziś żyjący płońszczanie, mamy ogromny dług wobec tych, którzy na Piaskach zginęli. I chociaż wiedza na temat tego zdarzenia rośnie, to nadal wiele brakuje do tego, by poznać ją w całości. A pomordowani na Piaskach nie przestali do nas mówić, to zdarzenie nie straciło na aktualności, bo to miejsce nasiąknięte krwią jest przesłaniem, że nikt nie jest w stanie odebrać nam godności. Mirosława Krysiak powiedziała, że słusznie ksiądz Mirosław Tabaka, proboszcz parafii św. Maksymiliana Kolbego podczas mszy za dusze pomordowanych, nazwał Piaski płońskimi Palmirami.
Burmistrz Płońska, Andrzej Pietrasik powiedział, że osoby zamordowane na Piaskach zginęły za ojczyznę, byli patriotami - walczyli z okupantem, mając świadomość, że grozi im śmierć. Dlatego współcześni płońszczanie przychodzą tu, by zwyczajnie po ludzku schylić głowę i oddać im hołd. Burmistrz mówił, że zbrodnia na Piaskach jest częścią historii Płońska, a miasto musi sięgać swoimi korzeniami do historii. Dlatego płońszczanie muszą pamiętać o tych, których na Piaskach zamordowano i wyciągać z historii wnioski, budować na historii przyszłość. Burmistrz mówił też, że otwarte jest pytanie, w jaki sposób na nowo uczcić pamięć osób zamordowanych tuż przed wyzwoleniem Płońska. Po zakończeniu uroczystości przy obelisku delegacje pojechały na cmentarz parafialny, gdzie po modlitwie za pomordowanych złożono kwiaty i zapalono znicze na zbiorowej mogile ofiar hitlerowskiego terroru.
* * * * *
Niemcy zamordowali na Piaskach więźniów politycznych, w tym osoby, które działały w organizacjach podziemnych, między innymi w strukturach Armii Krajowej. Byli wśród nich znani płońszczanie. Według relacji państwa Zofii i Lechosława Malickich, mord na Piaskach był, można powiedzieć, efektem zdarzeń z lata 1944 roku. W Poświętnem stacjonowali wtedy Niemcy, którzy mieli wozy pełne broni. Kazimierz Raczyński, komendant Narodowych Sił Zbrojnych gminy Wójty-Zamoście (dziś dzielnica Płońska) chciał wziąć jeden karabin, ale został zauważony. Niemcy go pobili, udało mu się uciec, ukrył się u Leona Żebrowskiego w Michowie, potem do końca wojny przebywał w Nacpolsku. Z Michowa wysłał list do żony, że ukrywa się u Żebrowskiego. Niemcy list znaleźli podczas rewizji. Aresztowano kilka osób z rodziny Raczyńskiego oraz Leona Żebrowskiego, potem były kolejne aresztowania, najpierw osób z gminy, między innymi urzędnika Aleksandra Duszczyka, nauczyciela Jana Świderskiego, Medarda Świrskiego, Janusza Śmietańskiego.
Wszyscy należeli do AK i zginęli później na Piaskach, podobnie jak Leon Żebrowski i 18-letni Marian Poborski, syn komendanta Narodowych Sił Zbrojnych w Płońsku, odznaczony w 1995 roku pośmiertnie przez prezydenta Lecha Wałęsę. Niemcy zamordowali na Piaskach również Bonifacego Żabowskiego, Kazimierza Żora - płońskiego lekarza weterynarii i lekarza powiatowego w Płońsku, Konstantego Wiszniewskiego. Większość ofiar, których dane ustalono, to ludzie młodzi - w wieku do 40 lat. Byli to mieszkańcy Płońska oraz okolicznych miejscowości.
KTOKOLWIEK WIE
Prosimy o kontakt osoby, które są w posiadaniu informacji o masowej egzekucji w styczniu 1945 roku na płońskich Piaskach. Być może wiedza o niezidentyfikowanych ofiarach zbrodni gdzieś jeszcze funkcjonuje i uda się przywrócić kolejną cząstkę płońskiej historii. Prosimy o kontakt z Pracownią Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska: tel. (0-23) 662 34 82, bądź z redakcją Płońszczaka: tel. (0-23) 662 85 75.
Katarzyna Olszewska (na podstawie materiałów zgromadzonych przez Pracownię Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska)
WYWIADY PRACOWNI: To, co ważne, trwa
Pracownia Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska opublikowała rozmowy Mirosławy Krysiak prowadzone w latach 2003-2007 z Zofią i Lechosławem Malickimi. Lechosław Malicki - znany płońszczanin, wieloletni pracownik ośrodka na Poświętnem, zmarł 8 listopada 2007 roku, o czym informowaliśmy. Państwo Maliccy w wywiadzie dla pracowni mówią również o zdarzeniach z 1945 roku na płońskich Piaskach. Jest to nowa relacja, obszerny fragment dotyczący mordu na Piaskach publikujemy poniżej.
[...] maturę, zanim wybuchła wojna. Potem, podczas okupacji pracował w Płońsku. Nie miał ojca, miał tylko siostrę i matkę, która pochodziła z rodziny Różyckich.
Mirosława Krysiak: Znała go Pani?
Zofia Malicka: Bywał w naszym domu, bardzo często do nas przychodził. Był bardzo lubiany przez moją rodzinę. Pamiętam, że jak miał przyjść, to moja mama specjalnie dla niego robiła pierożki z mięsem, które lubił. Medard Świrski przez długie lata darzył nieodwzajemnionym uczuciem moją siostrę Barbarę - ona miała wówczas różne swoje sympatie, a on wiernie trwał i czekał.
- Domyślaliście się Państwo jego działalności konspiracyjnej?
Zofia: Tak. Pamiętam, że kiedyś, podczas jednej z jego wizyt u nas, powiedział, że nie da się aresztować, że oni wszyscy mają przy sobie ampułkę z trucizną i jak już do tego dojdzie, to ją połkną. Tak się jednak nie stało. Zginął zamęczony na Piaskach.
Lechosław: Wtedy na Piaskach wielu ich zginęło. Pamiętam nauczyciela Jana Świderskiego, który był trochę starszy od Śmietańskiego i Świrskiego. Też tam zginął.
Zofia: Oni wszyscy byli w jednej grupie AK-owskiej - Aleksander Duszczyk, Jan Świderski, Medek Świrski, Janusz Śmietański, Marian Poborski, dr Wiszniewski, dr Żor. I wszyscy zginęli na Piaskach.
Malicki: Tam zginęli też obaj bracia Góreccy - Michał i Wiesław. Znaliśmy ich, byli właścicielami niewielkiego majątku w Poczerninie. Obu tam zamordowano. To było wielkie nieszczęście dla rodziny - dwóch braci zginęło... Wojnę przeżył tylko trzeci, służyłem razem z nim w wojsku, o ile pamiętam, miał na imię Roman. Czy wie pani, że to właśnie Michał Górecki dopomógł szybciej zidentyfikować pomordowanych na płońskich Piaskach!...
- W jaki sposób?...
Lechosław: Kiedy odkryto miejsce zbrodni, ludzie nie byli pewni czy to są nasi, czy może ludzie przywiezieni skądś do Płońska i tu straceni... Trudno ich było rozpoznać, bo Niemcy zabijali ich strzałem w tył głowy, więc twarze były nie do rozpoznania. A nikt przecież wówczas nie wiedział, czy uwięzieni w płońskim areszcie płońszczanie do końca w nim byli, czy może ich gdzieś wywieziono...
Zofia: ... i wtedy ludzie, którzy wyjmowali ciała z tego dołu, natrafili na Michała Góreckiego. Był tam ktoś, kto go znał i wiedział, że Michał już jako dziecko stracił palec u jednej z rąk. Rozpoznał go po tym brakującym palcu. I to właśnie dzięki Michałowi, uzyskano pewność, że to są nasi... Dopiero wtedy, po różnych cechach, zaczęto rozpoznawać pozostałych...
- Jak właściwie znaleziono ciała pomordowanych na Piaskach?...
Lechosław: Przechodził jakiś człowiek i zauważył rękę wystającą z ziemi. Bo oni, proszę pani, byli przykryci perzem, łęcinami... A jeden z nich był w pozycji siedzącej...
Zofia: ... wyglądał, jakby usiłował wydostać się spod tej ziemi, jakby próbował wyjść... Musiał jeszcze żyć, gdy ich zasypywali. Ale była zima, śnieg, wszystko było zmarznięte, a on był ranny, przecież do każdego z nich strzelali!.. Więc pewnie przez jakiś czas próbował się wydostać, ale w końcu się wykrwawił.
- Kim był ten człowiek?
Zofia: Mówiono wówczas, jak się nazywał, ale nie zapamiętałem, bo to był ktoś nieznajomy...
- Ile czasu minęło od zamordowania ludzi do odkrycia ich grobu?
Lechosław: Ponad tydzień, może niecałe dwa tygodnie.
- Był Pan tam po odkryciu grobu?
Lechosław: Byłem. Pracowałem wtedy jako magazynier w niemieckim Reicheisenie. Pamiętam, że ktoś przybiegł do magazynu z wiadomością, że na Piaskach są pomordowani ludzie, a wtedy wszyscy robotnicy pobiegli na plac na Piaskach. Ja też. Dotarłem jako jeden z pierwszych, było tam dopiero kilka osób.
- Jak Pan zapamiętał to, co wówczas zobaczył?
Lechosław: Tam był dół po żwirze, niezbyt głęboki, miał może metr głębokości, ale rozległy - wyglądało to jak jakiś kanał, sadzawka. Zaczęliśmy odrzucać śmieci, łęciny, perz, którymi ten dół był zarzucony, i ich odgrzebywać - trochę rękami, trochę jakimś sprzętem... Był mróz, zimno. To wydostawanie ich z dołu trwało parę godzin. A ludzie wciąż przybywało, przez cały czas się schodzili. Pamiętam, jak przybiegł pani dziadek, pan Poborski, i jak odkopali zwłoki jego syna, Mariana... On go rozpoznał!... On!.. Nam było trudno poznać... Nikogo nie poznawaliśmy... Pamiętam, jak go schwycił!... A przecież Marian, choć młody chłopak, był wysoki, mocno zbudowany... A pan Poborski złapał jego ciało i gdzieś z nim biegł... Potem dowiedziałem się, że on z nim biegł do domu!... Zabrał je i na rękach zaniósł do domu...
- Z miejsca zbrodni do mojego rodzinnego domu jest około dwóch kilometrów...
Zofia: To było straszne, pamiętam... Pani Świrska, matka Medka, wiozła syna na sankach dziecinnych. Wielu ludzi tak robiło, ciągnęli na nich zwłoki swoich bliskich... Wtedy nie było przecież ani samochodów, ani nawet furmanek... Pamiętam, jak pani Świrska płakała nad synem – „Ja myślałam, że ty gdzieś daleko ode mnie jesteś, a ty tak blisko mnie byłeś!...”
Lechosław: Oni byli wiązani po dwóch, może też i po trzech, nie pamiętam. Niektórzy byli bez butów, tylko w skarpetkach. Chyba właśnie Medek był w skarpetkach, może i Janusz Śmietański też... Niemcy, jak któryś z więźniów miał długie, porządne buty, to mu je ściągali. Może więc im te buty odebrali wcześniej, jeszcze za życia?...
Zofia: Mogli kazać im ściągnąć, zanim zaczęli do nich strzelać... Niemcy z nimi od początku obchodzili się okropnie. W płońskim więzieniu siedziała moja szkolna koleżanka.Opowiadała, że widziała, jak ich z celi wyprowadzali, mieli ręce drutem z tyłu związane... Mówiła też, że Niemcy jednego z nich zepchnęli ze schodów tak, że spadł i upadając wybił sobie oko.
- Czy gdy ich wywożono z płońskiego więzienia mogli mieć świadomość tego, co się dzieje?
Zofia: Wyglądało na to, że nie. Że myśleli, że Niemcy będą ich przewozić w inne miejsce. Mieli przecież przy sobie szczoteczki do zębów, jakieś drobiazgi... Mieli takie rzeczy przy sobie!...
- Zanim doszło do tej zbrodni, przez kilka miesięcy byli przetrzymywani w płońskim więzieniu. Czy na zewnątrz przedostawały się jakieś informacje?... Przecież rodziny musiały „obstawiać” to więzienie, wiedząc, że oni tam są?... Choćby z lęku, by ich nie wywieziono...
Zofia: Od tamtego czasu minęło kilkadziesiąt lat, więc dziś już nie pamiętam. Ale pamiętam, że dawali znaki przez okno, że czasami udawało im się coś przez te okna pokazać... Wiem też, że niektórzy mieli jakiś kontakt z uwięzionymi. Znajomy mówił mi, że ktoś z jego rodziny pokazywał na uszy i wskazywał palcem na niebo, dając w ten sposób do zrozumienia, że oni tam, w więzieniu, słyszą samoloty i bombardowania, że wiedzą, że Rosjanie nadchodzą i front się zbliża...
- A kiedy to mogło być?... Na obu płońskich pomnikach widnieją dwie różne daty, na jednym, że 16 stycznia, na drugim - w dwa dni później, 18.
Zofia: Nie mogli być zamordowani 16. Co najwyżej w nocy z 16 na 17 stycznia albo z 17 na 18.
- Co się wówczas w Płońsku mówiło?... Dlaczego do tej zbrodni doszło?... Przecież to było na dzień przed ucieczką Niemców i wkroczeniem Rosjan?...
Zofia: Ludzie czuli ból, że nikt nic nie zrobił, żadna organizacja. A przecież wystarczyłoby może parę osób, żeby ich odbić.
Lechosław: Poza tym, gdy oni już nie żyli, rodziny przeżywały podwójny koszmar, bo zaczęły się pojawiać wersje, że Janusza Śmietańskiego i Medka Świrskiego rzekomo widziano gdzieś w Sierpcu, że żyją, że wracają... Były takie wersje!...
- Byliście Państwo na cmentarzu, gdy ich chowano?
Zofia: Byliśmy. Mąż nosił trumny. Wszyscy byli chowani razem, choć potem niektórzy z nich byli zabierani do rodzinnych grobowców, na przykład Janusz Śmietański czy Marian Poborski... Ale Medek Świrski jest pochowany w zbiorowym grobie...
- To był już koniec wojny...
Lechosław: 17 stycznia Niemcy zarządzili ewakuację i kazali wszystkim opuścić Płońsk.
Zofia: Niemcy już dużo wcześniej wiedzieli, że to koniec. Pamiętam, jak widziałam na płońskim cmentarzu parafialnym Niemców, którzy ciągnęli po ziemi trupy niemieckich żołnierzy... Dokąd - nie wiem. Pamiętam też zamarznięte ciała niemieckich żołnierzy na szosie przed sienkiewiczówką w styczniu 1945 roku, już po wejściu Rosjan. Wiadomo już było dużo wcześniej, jak się to wszystko dla nich skończy.
- Te ostatnie chwile pomiędzy wyjściem jednych a przyjściem następnych musiały być trudne...
Lechosław: Pamiętam Antka Musiatowicza, był kierowcą w niemieckiej firmie handlującej zbożem, w której pracowałem. Mieszkał z żoną, Barbarą z Kamińskich, której rodzina miała przed wojną sklep za mostem, na Płockiej, w nieistniejącym dziś drewnianym domku w podwórzu posesji pana Jana Chylińskiego. Antek zginął od bomby podczas ostatniego nalotu na Płońsk - wysiadł z samochodu, chciał wejść do domu, ale spadły bomby i odłamek jednej z nich ranił go w brzuch. Mnie przy tym nie było, ale opowiadano mi, że Janek Chyliński położył Antka na wózku i wiózł do szpitala, choć nad głową ciągle jeszcze przelatywały mu samoloty. Antek krzyczał wtedy do niego: „Schowaj się!... Schowaj!...”, ale Chyliński go nie zostawił, tylko zawiózł do szpitala, [...].
foto: Katarzyna Olszewska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie