Reklama

Magiczna prowincja - odcinek 23

19/09/2017 13:35
O śledztwa efektach, ciszy i skutkach miłości…
Ekipa pana Zdzisia goniła z robotą jak opętana, bo trwał właśnie remont podłóg. Doszliśmy bowiem wspólnie do wniosku, że szkoda pozbywać się takich pięknych desek, skoro wystarczy je odnowić. Ekipa była na etapie cyklinowania i ta czynność, aczkolwiek sama jej przecież nie wykonywałam, trochę przerosła moje wyobrażenia. Na niekorzyść oczywiście… A potem jeszcze malowanie…

Tosię przedłużający się remont też irytował. Swoje legowisko w salonie chwilowo straciła i zastępczego miejsca sobie znaleźć do spania nie mogła. Chodziła za mną krok w krok, no tak, jakbym specjalnie kocyk jej zabrała. I jakaś taka gruba się zrobiła…

 

Niby remontowe zamieszanie, ale gdy ekipa kończyła wieczorem robotę, to troszkę dopadała mnie melancholia. Odkąd rodzice wrócili do siebie, czułam się w domu Zuzanny trochę samotnie, mimo że Adaś codziennie wpadał… Przyzwyczaiłam się już chyba do ich obecności, a nawet do tych wszystkich kłótni, zamieszania, no i codziennych obiadków. I nawet nie wiem, co się u nich dzieje, czy się w końcu pogodzili, bo obydwoje o to przeze mnie pytani, odpowiadali, że to nie jest moja sprawa i o co tak w ogóle mi chodzi.

Powinnam ugotować jakiś obiad - myślałam, starając się obudzić w sobie zapał do prasowania, z mizernym zresztą skutkiem, bo prasowanie nie należało do moich ulubionych zajęć. Rozgrzeszyłam się zaraz z tego gotowania, bo kuchnia była praktycznie wyłączona z użytku i włączyłam telewizor, żeby rozproszyć ciszę.  Dyskutowało dwóch polityków, jeden z opcji rządzącej, drugi z opozycji. Posłucham sobie trochę – pomyślałam, zabierając się do prasowania pościeli. Po kwadransie straciłam cierpliwość i do poszwy i do dyskusji polityków. Z czym do ludzi? Z tymi gadkami, który jest mądrzejszy i który mówi prawdę i że wszystko, co robili jedni i robią drudzy, to dla dobra ludzi? Rzeczywiście… Przełączyłam na inny kanał. No i zamienił stryjek siekierkę na kijek. Leciała jakaś telenowela, zakryta prawda, czy jakoś tak… Aktorzy - niby tacy prawdziwi ludzie, byli w swoich rolach tak przekonujący i naturalni, że mogły rozboleć zęby. Na innym kanale jakiś detektyw śledził jakiegoś gościa, którego żona miała podejrzenia, że ten gość ją zdradza, w zamierzeniu to też taki paradokument, że to niby wydarzyło się naprawdę. Na kolejnym kanale leciał program o pani z miasta i pani ze wsi, które zamieniały się rolami na jakiś czas. Kto to w ogóle wymyślił, że jak ktoś jest ze wsi, to jest leniwym brudasem bez łazienki i pieniędzy?! I jak być to może, że w telewizyjnym programie pani z miasta nazywana jest damą, a ta ze wsi - wieśniaczką?! Jak ktoś jest zamożny i z miasta, niekoniecznie musi być zaraz damą…

Jak się tak nad tym dobrze zastanowić, to można się załamać. To wszystko jest takie głupie, że szok. Zdecydowałam się więc na bajkę na kanale dla dzieci….

- Jest tu kto? - usłyszałam, składając ostatnią, wyprasowaną poszewkę. Adaś, jak zwykle troskliwy, przyniósł mi cieplutkiego jeszcze kartoflaczka. I dzisiejszą gazetę. Co za facet! Ze świecą by takiego szukać…

- Mam wieści z policji - powiedział, patrząc, jak kartoflaczka jem. Swoją drogą pyszny był. - Takie nieoficjalne, od znajomego policjanta.

- Wiadomo, kto to był? - chciałam się dowiedzieć w końcu, czyje zwłoki znalazłam przy własnym domu… - I co tu robił?

- I tak i nie - Adaś się poddał i pozwolił Bronce wgramolić się na kolana. - Gość był zameldowany w Warszawie, to porzucone auto należało do jego kobiety. Mieszkali razem, ale ostatnio tu się błąkał. Swojej kobiecie mówił, że ma tu robotę, niby w budowlance i pożyczył samochód. Wyjeżdżał, wracał za kilka dni, znów wyjeżdżał. Mówiła policji, że chyba rzeczywiście z tą robotą była prawda, kasę miał, no chyba że to z kradzieży, bo pan przeszłość miał kryminalną.

- Kryminalną? - przestraszyłam się. Bandyta mnie podglądał?

- Miał kilka wyroków za kradzieże z włamaniem - odparł Adaś. - Domy, sklepy, nawet jakiś bar ogarnął. Taki trochę nierozgarnięty był, bo jak się włamał do baru, to przez okno wszedł, a potem nie mógł wyjść. Upił się w tym barze a potem zadzwonił po strażaków, że drzwi się zablokowały. I wszystko zresztą nagrały kamery.

- Wiedzą dlaczego umarł? I co tu robił?

- A z tym to już gorzej. Gość miał na sobie różne obrażenia, jakieś siniaki, zadrapania, nawet ranę kłutą, ale to podobno takie wcześniejsze i raczej nie od nich umarł. Wyników sekcji jeszcze nie ma. A policja podejrzewa, że kręcił się w twoim sąsiedztwie, bo obserwował dom i chciał go obrobić. I nie zdążył.

- Może - jakoś mnie ta hipoteza nie przekonywała. Intuicja podpowiadała mi, że pan nieżywy ma związek z charczącymi telefonami i podpaleniem. - Troszkę to za proste, że jak miał wyroki za kradzieże, to od razu błąkał się tu w tym samym celu. Mogło tak być, ale przecież nie musiało.

- Nagranie super. Wszystko świetnie słychać. Wyprzeć się nie będą mogli - Adaś przeszedł do innego wątku, a mianowicie do rozmowy prezydenta z policjantem o tym, jak zaszkodzić adamowej gazecie, a którą osobiście nagrałam.

Adaś, jak się okazało, o konszachtach prezydenta z policjantem dobrze wiedział, bo trwały podobno od lat. Policjant prowadził różne śledztwa dotyczące osób prezydentowi nieprzychylnych, z różnym co prawda skutkiem, ale był skuteczny w roli, można powiedzieć, straszaka. A w zamian mógł liczyć na różne profity, w tym na pracę dla żony, którą prezydent jej załatwił… Samo życie.

Tośka kręciła się po salonie, w końcu zdecydowała się na drzemkę przy Adasia nogach. Westchnęła przy tym żałośnie…

- Gruba się robi - spojrzałam na kudłate cielsko z nieodpartym wrażeniem, że powinnam skojarzyć jakieś fakty. - Muszę jej żarcie ograniczyć, bo wymiata wszystko z miski jak odkurzacz.

Adaś popatrzył, popatrzył i roześmiał się.

- Gruba? To skutek miłości, nie jedzenia. Tosia w ciąży jest…

KObieta

rys.: Jacek Łukaszewski
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do