Reklama

Magiczna prowincja  odcinek 13

04/07/2017 18:13
O trudnej roli urzędnika, naciskach prezydenta i pożarze
Tak więc mamy środę, 5 lipca i w dniu dzisiejszym rozpoczynam pracę jako urzędnik w wypasionym ratuszu. Właściwie to nawet jako szycha, można powiedzieć, bo taki dyrektor wydziału to już coś...

W tym momencie moja podświadomość sprowadziła mnie do parteru. Nie mogę popaść w jakieś samouwielbienie! Ten stołek dostałam tylko dlatego, że prezydent chce kupić ziemię Zuzanny i wzięłam tenże stołek tylko i wyłącznie w celach wyższych, by opisać to wszystko w swojej powieści i by Adam mógł ujawnić prawdziwe oblicze prezydenta w swojej lokalnej gazecie.

 

Nastawiłam budzik w komórce na całkowicie dziką godzinę, a mianowicie 5 rano. Nie chciałam się spóźnić, a Tosię z Bronką ktoś przecież nakarmić musi. Rodzice nadal się nie pogodzili, co oznacza, że u mnie jeszcze mieszkali, nie miałam więc wyjścia i powiedziałam, że rozpoczynam pracę w urzędzie, nie wspominając oczywiście o reszcie szczegółów, dotyczących demaskowania prezydenta. Moja rodzicielka zachwycona raczej nie była. Nadal uważa, że powinnam spadek po Zuzannie sprzedać i wrócić do kariery w wielkim mieście.

Dwie godziny przed czasem byłam już gotowa do wyjścia. Usiadłam na ganku i już miałam się zacząć denerwować, tak na wszelki wypadek, tym, co mnie w tym urzędzie spotkać może, gdy przyszedł Adam. Świeżutki, pachnący czymś nieziemsko i jeszcze z mokrymi włosami… Hm… Moje myśli więc poszybowały nieco w innym kierunku niż praca w ratuszu i musiałam się skoncentrować, by udawać, że wcale, ale to absolutnie wcale nie rusza mnie to, że siedzi sobie obok….

Adam uparł się, że mnie do miasta podrzuci, a potem odbierze, bo na pewno jestem zdenerwowana, więc lepiej, żebym nie wsiadała za kierownicę. Kto wie, może mu nie chodzi tylko o nasze sprawy zawodowe, skoro się tak troszczy….?

Tak więc, dostarczona do miasta adamowym autem, weszłam do ratusza pół godziny przed czasem, można powiedzieć, z duszą na ramieniu. Boże, co ja będę tu robić?! Przecież ja nie mam o pracy w urzędzie żadnego pojęcia!!! Zamiar ucieczki udaremniła mi uprzejma w dość chłodny sposób urzędniczka. Pokazała mi mój gabinet, przedstawiła pracownikom wydziału.

- Teraz zapraszam do gabinetu pana prezydenta - powiedziała moja przewodniczka.

- Już teraz?! - wyrwało mi się. Jak to, dlaczego tak od razu?! Muszę trochę ochłonąć przecież! Nie można poczekać chociażby do jutra?

- Musi pani jeszcze umowę podpisać - cierpliwie wyjaśniała urzędniczka, mój popłoch widząc. Szłam za nią i starałam się uspokoić. Wdech, wydech, wdech wydech… już lepiej. Dam radę, dam radę… A dyktafon? - przypomniała moja podświadomość - oczywiście, ty agentko od siedmiu boleści, zapomniałaś go włączyć!!! Włożyłam rękę do torebki i tuż przed sekretariatem natrafiłam wreszcie na adamowy dyktafon. Dobra, muszę zajrzeć do tej torby, by go uruchomić.

- Przepraszam, telefon muszę wyłączyć - powiedziałam urzędniczce, przypatrującej się moim zmaganiom z torebką. Dyktafon uruchomiłam, mogę wchodzić.

Prezydent odprawił moją przewodniczkę. Ot, tak ręką machnął, by sobie poszła. Na służbę onegdaj tak się chyba machało. Ot, wielki pan w tym dworze… W ratuszu znaczy….

Podsunął mi dokument, który okazał się umową o pracę. Na czas nieokreślony!  A gdybym się do tej pracy nie nadawała?! To znaczy ja wiem, że się nie nadaję, sama siebie po kilku dniach bym wyrzuciła… Wysokością swoich poborów też się zdziwiłam. Jeśli tak tu płacą, to może dać sobie spokój z pisaniem powieści?

- Pamiętasz o naszych uzgodnieniach? - zapytał prezydent, podpisując umowę. Proszę, proszę, od razu mówi do mnie na ty. - Notariusz kiedy ci pasuje? Pojutrze może być?

Domyśliłam się, że chce sfinalizować ze mną transakcję zakupu ziemi po Zuzannie i to jak najszybciej.

- Nie obawia się pan, że ktoś fakty połączy? To chyba małe miasto. Trzeba trochę odczekać - powiedziałam, chowając umowę do torby. - Kilka miesięcy przynajmniej.

- Chcesz mnie wyrolować? - prezydent wyraźnie się zdenerwował. - Było uzgodnione, dostajesz pracę, sprzedajesz ziemię. Wiem, że był u ciebie niedawno pewien przedsiębiorca w sprawie tej ziemi. Nie ze mną takie sztuczki.

- Był i poszedł - czułam, że zaschło mi w gardle. - Nie zamierzam nikogo rolować, pamiętam, co było uzgodnione. Chcę odczekać z tym notariuszem. Trzy miesiące.

- Miesiąc - wycedził prezydent. - Dokładnie miesiąc. Koniec rozmowy. Bierz się do pracy.

Więc wróciłam. Do swojego służbowego pokoju, nie do pracy. Biurko było puste, żadnych dokumentów. Nikt mi nie powiedział, co mam robić. Kogo tu zapytać? Może poczekać, aż przyjdzie do mnie jakiś petent? Może zapytać w sekretariacie, co mam robić? Może ktoś przyjdzie w końcu i mnie oświeci…? Poczekam…

Tak sobie czekałam cały dzień. Nikt nie przyszedł, telefon nie dzwonił, zajęłam się więc esemesową korespondencją z Adamem. Napisał, że wieczorem się naradzimy i coś wymyślimy.

Zmęczyłam się tym siedzeniem straszliwie, więc postanowiłam sobie fakt ten zrekompensować jakąś przyjemnością. W sklepiku nieopodal ratusza nabyłam szałową nocną koszulkę. Tak na wszelki wypadek, kto wie, może się kiedyś nada.

Adam na parkingu za ratuszem na mnie już czekał. Zaparkował na samym końcu, bo mieliśmy zachować ostrożność, żeby ktoś z ratusza razem nas nie zobaczył i podejrzeń nie nabrał.

Adama zdanie było takie, że powinnam pójść wprost do prezydenta lub do sekretarza i zapytać, czym mam się zajmować. Po prostu i już.

- Wino kupiłem na wieczór - powiedział. - Prowokacja, czy nie, trzeba uczcić pierwszy dzień nowej pracy. Co ty na to? U mnie czy u ciebie pijemy?

- Świetnie. Wszystko jedno u kogo - odparłam, nie mogąc się pozbyć myśli, że to wino z moją nową koszulką mogłoby mieć pewien związek…. - Zobacz, jaki dym. Jakiś pożar we wsi musi być.

Dym był straszny. Czyżby to palił się las za Zuzanny domem? Nie, to bliżej gdzieś! Poczułam, jak strach ściska mnie za gardło. To nie las, to u Zuzanny się pali!!! Tam są rodzice!!!

Adam zjechał gwałtownie na pole, bo za nami jechała straż pożarna na sygnale. Wjechała w nasze podwórko. Płonął gospodarczy budynek z drewnem na zimę…

KObieta

rys.: Jacek Łukaszewski
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do