Z zesłania na włoski front Jej pierwszego męża - przedwojennego policjanta, NKWD zamordowało w Katyniu. Sowieci przyszli również po nią i trafiła na zesłanie. Z Kazachstanu razem z armią Andersa przemierzyła cały bojowy szlak, aż na włoski front…
Będzie to opowieść o pochodzącej ze Strachowa Stanisławie Makowskiej, którą w wydanym przez Pracownię Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska zeszycie wspominał syn Ryszard Makowski.
Męża zamordowali w Katyniu…
Stanisława Walczak urodziła się 14 kwietnia 1905 roku w Strachowie (gm. Płońsk). Tu mieszkali jej rodzice - Michalina i Józef Walczakowie. Jej pierwszy mąż, Jan Sybicki również był ze Strachowa, był policjantem. Jakiś czas po ślubie został przeniesiony na stanowisko komendanta Policji Państwowej w Klukowie nieopodal Wysokiego Mazowieckiego. Stanisława wówczas opuściła razem z mężem Strachowo.
Gdy wybuchła druga wojna światowa, Jan Sybicki został przez NKWD wywieziony i ślad po nim zaginął, nie było wiadomo, co się z nim dzieje.
- (…) „Kiedy i w jaki sposób mama dowiedziała się, że zginął w Katyniu - nie wiem, oficjalnie nie wolno było przecież nic o Katyniu mówić. Ludzie jednak i tak wszystko wiedzieli (..)” - wspominał syn Stanisławy, Ryszard Makowski.
Z zesłania aż na włoski front Kilka miesięcy po aresztowaniu Jana Sowieci przyszli po Stanisławę. Deportowano ją do Kazachstanu.
- (…) „Niewiele mówiła o tym, co przeszła na zesłaniu - wspominał jej syn. - Czasy były takie, że lepiej było nie mówić. Czasami tylko wracała do tamtych przeżyć wspominając, jak ciężkie tam były warunki do życia, jak trudno było przeżyć. Kiedyś powiedziała, że latem chodzili zbierać łajno krowie, a potem - korzystając z tego, że są upały - suszyli je na słońcu, żeby mieć opał na zimę. Bo zimą mrozy tam były straszliwe. Myślę dziś, że wszystko musiało tam być dla niej wrogie, obce. - Tam tylko te stepy były… - mówiła nieraz (…)”.
W lipcu 1941 roku generał Władysław Sikorski podpisał z Sowietami układ, na mocy którego wszyscy Polacy mieli być uwolnieni z zesłania. Sowieci zgodzili się, by na ich terytorium powstała do walki z Niemcami polska armia. Zesłańcy starali się dotrzeć do powstającej armii generała Władysława Andersa. Dotarła do niej Stanisława Sybicka i w kwietniu 1942 roku razem z armią ewakuowała się do Persji i tam zdobyła zawodowe kwalifikacje. W Teheranie ukończyła kurs pielęgniarski. Została pielęgniarką, a potem siostrą oddziałową 3 Szpitala Wojennego 2. Korpusu Polskiego Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Razem z armią Andersa przebyła cały szlak bojowy przez Bliski Wschód, Afrykę Północną, aż po włoski front.
(…) „- Opowiadała czasami, że gdy Polacy zdobywali Monte Cassino, niektórzy ranni byli bez nóg, bez rąk, same korpusy ciał - wspominał Ryszard Makowski. - Tymi okaleczonymi ludźmi trzeba się było opiekować. Dla młodej kobiety to musiał być szok. Była też w obsłudze sanitarnej bitew pod Ankoną, Bolonią, Loreto i w wielu innych miejscach Włoch, gdzie toczyły się walki. Musiała widzieć straszne rzeczy, tylu tam przecież było zabitych i rannych. Wiem, że sama też we Włoszech chorowała, że miała jakąś operację, ale ranna, Bogu dzięki, nigdy nie była (…)”.
Wróciła do Strachowa
Stanisława spędziła we Włoszech kilka lat. Choć lekarze, z którymi pracowała, namawiali ją, by została, postanowiła wrócić do Polski. Tęskniła…
Jesienią 1946 roku popłynęła polskim statkiem pasażerskim MS „Batory” do Anglii. Była tu do 1948 roku i choć tu również namawiano ją do pozostania, nie zdecydowała się na emigrację. Wróciła do Polski. Pod brytyjskim dowództwem służyła nieprzerwanie od 1 kwietnia 1942 roku do 22 lutego 1948 roku - w Polskich Siłach Zbrojnych a następnie w Polskim Korpusie Przysposobienia i Rozmieszczenia w Armii Brytyjskiej.
(…) „- Gdy wróciła, nie żyła już jej matka, Michalina z Jasińskich. Zmarła podczas okupacji w Pułtusku - wspominał syn Stanisławy. - Ojciec chyba też już nie żył. Zostało tylko jej rodzeństwo - siostra i brat, z którymi zawsze była bardzo związana. O Katyniu musiała już wiedzieć. Czy łudziła się jeszcze, że wśród tych, którzy tam zginęli, nie było jej męża? Nie dał przecież żadnego znaku życia, nie wrócił. Nie wiem, kiedy uzyskała pewność, kiedy odnalazła go na liście zamordowanych (…)”.
Stanisława zamieszkała najpierw u swojej siostrzenicy w Głuchołazach, a potem wróciła do Strachowa. W 1951 roku wyszła ponownie za mąż - za Adama Makowskiego, który również był ze Strachowa - mieszkali po sąsiedzku.
(…) „- O moim ojcu wiem, że i on podczas okupacji przez dwa lata ukrywał się przed Niemcami - wspominał Ryszard. - Któregoś dnia jakiś miejscowy Niemiec kazał mu coś zaśpiewać, bo miał ładny głos i często śpiewał, a ojciec mu wtedy odpowiedział zdenerwowany: „Co mam zaśpiewać?!... „Jeszcze Polska nie zginęła!?”…Tylko tyle. Ale wystarczyło. Od razu chciał za to ojca zamknąć, ale on mu uciekł i aż do końca wojny ukrywał się - to u znajomych, to u rodziny z Soboklęszcza, skąd pochodził (…)”.
Musiała milczeć
(…) „- Czy po powrocie mama miała jakieś problemy z ówczesnymi władzami?... Nie wiem. Nam się w każdym razie do tego nie przyznawała. Najść jakichś do domu nie pamiętam - wspominał Ryszard Makowski. - Musiała tylko milczeć o tym, co przeżyła, ukrywać, przez co przeszła. Kiedy na przykład rejestrowała się w ZBoWiD-zie, nie mogła podać, że to NKWD ją wywiozło, ale musiała powiedzieć, że to byli Niemcy. O niczym nie wolno jej było mówić. Raz tylko opowiadała w mojej szkole o bitwie pod Monte Cassino. Pochwaliłem się nauczycielowi, że moja mama tam była, a wtedy on ją zaprosił. Przyszła do mojej klasy na lekcję i opowiadała o walkach, które się tam toczyły. Nic więcej już jednak nie wolno jej było dzieciom powiedzieć, na przykład tego, jak w ogóle doszło do tego, że się tam znalazła. Mogła tylko opowiedzieć o samej bitwie. Tylko ten jeden raz opowiadała wtedy w szkole o tym (…)”.
Stanisławę odznaczono angielskimi i polskimi odznaczeniami i w 1945 roku Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino, Gwiazdą za Wojnę i Gwiazdą Italii, Medalem Zwycięstwa i Wolności oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Tak jak podczas wojny, tak i później Stanisława chciała być ludziom potrzebna. Do samej śmierci robiła zastrzyki, czasem dojeżdżała wozem do chorych, czasem ktoś po nią przyjeżdżał. Przyjeżdżali ludzie z wielu innych miejscowości. Była znana z tego, że wykonuje zastrzyki delikatnie i umiejętnie.
(…) „Była osobą bardzo lubianą - wspominał Ryszard Makowski. - Myślę, że nie tylko ze względu na swoją wojenną przeszłość (...)”.
Stanisława Makowska zmarła na serce w wieku 73 lat - jej mąż Adam Makowski zmarł w 1985 roku.
Katarzyna Olszewska
PS. Całość wspomnień Ryszarda Makowskiego można przeczytać w zeszycie Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska „Ślad w sercu” wydanym w 2010 roku ; Seria: Wspomnienia. Zeszyt XII. Nasz artykuł powstał na podstawie tego zeszytu.
foto: zbiory Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska
Komentarze opinie