
Byli różni. Młodsi i starsi. Mieli żony i dzieci bądź ich nie mieli. Łączy ich to, że chcieli wolnej Polski i to, że razem zginęli. Zamordowani strzałem w tył głowy, w styczniu 1945 roku na płońskich Piaskach. Rodziny, nie wiedząc o zbrodni na więźniach płońskiego aresztu, czekały na ich powrót. Aż do chwili, gdy ktoś na Piaskach zauważył wystającą spod śniegu rękę…
Zbrodnia miała miejsce nocą w ostatnich dniach niemieckiej okupacji - pomiędzy 16 a 18 stycznia 1945 roku - w ówczesnym ogrodzie powiatowym na płońskich Piaskach, tuż przed wejściem do miasta Armii Czerwonej. Niemcy zamordowali 78 mężczyzn, w większości mieszkańców powiatu płońskiego, żołnierzy Armii Krajowej, którzy pod koniec wojny przebywali w płońskim areszcie. Przewieziono ich z aresztu na Piaski i zabito strzałami w tył głowy.
Ich ciała tuż po wyzwoleniu znaleziono w dole, przysypanym zielskiem. Zamordowani zostali pochowani na płońskim cmentarzu w lutym 1945 roku. Przez wiele lat komunistycznego ustroju zbrodni na Piaskach towarzyszyło milczenie. Mieszkańcy jednak o tej zbrodni pamiętali, ustawili brzozowy krzyż, a potem wybudowano obelisk.
Od kilkunastu lat na Piaskach obchodzone są kolejne rocznice zbrodni. Tegoroczna uroczystość - w 73 rocznicę zbrodni odbyła się w czwartek, 18 stycznia. Jak co roku, uczestniczyły w niej poczty sztandarowe płońskich instytucji, władze samorządowe i uczniowie. Pod obeliskiem na Piaskach, podobnie jak później na płońskim cmentarzu, złożono wieńce i zapalono znicze.
- Polski pisarz Feliks Chwalibóg napisał, że „o największych zbrodniach milczą kodeksy” - mówił podczas uroczystości burmistrz Płońska, Andrzej Pietrasik. - Trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem, wracając do wydarzeń, które rozegrały się na płońskich Piaskach 73 lata temu. Nie sposób bowiem znaleźć uzasadnienie dla bestialskiego mordu dokonanego tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej na 78 niewinnych więźniach. W czynie tym próżno szukać jakiejkolwiek logiki czy też militarnych lub politycznych argumentów. To w czystej postaci akt zemsty, przykład zupełnego wynaturzenia człowieka, które dokonuje się pod wpływem chorej ideologii i przekonania o własnej wyższości i bezkarności.
Burmistrz mówił, że być może w miejscach takich jak Piaski należałoby milczeć, ale obowiązkiem płońszczan jest pamiętać, przypominać i ostrzegać. Dziękował pracowni dokumentacji, która odkrywa płońską historię i nowe fakty w sprawie tej zbrodni. Powiedział również, że uroczystość rocznicowa na Piaskach inauguruje miejskie obchody 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości.
Masowe aresztowania
Latem 1943, a także latem i jesienią 1944 roku w Płońsku i okolicach miały miejsce masowe aresztowania - Niemcy wyłapywali AK-owców i osoby, które podejrzewali o współpracę z AK. Poddawano ich brutalnym przesłuchaniom w budynku niemieckiej policji kryminalnej, która mieściła się przy płońskim rynku. Byli również przesłuchiwani przez nowodworskie gestapo i osadzani w płońskim areszcie. Gdy nadszedł styczeń 1945 roku i do Płońska zbliżał się front, mieli nadzieję, że przeżyją.
17 stycznia 1945 roku Niemcy nakazali mieszkańcom ewakuację i sami zaczęli uciekać z miasta. Ale po ich odejściu okazało się, że płońskie więzienie jest puste. Nie było w nim nikogo. Rodziny więźniów sądziły, że przetransportowano ich do innego miejsca. Czekały na ich powrót…
Czekanie na bliskich skończyło się kilka dni później, gdy ktoś zauważył, że spod śniegu na płońskich Piaskach wystaje ludzka ręka. Tak odkryto masowy grób. Na Piaski przyszło całe miasto.
Dół był duży, miał dziesięć metrów szerokości i dwanaście długości. I głęboki na półtora metra. Tuż pod śniegiem i zielskiem znaleziono pierwszego człowieka - był w pozycji siedzącej, wyglądał, jakby próbował się wydostać, zanim ostatecznie się wykrwawił. Takich, jak on, którzy żyli po egzekucji, mogło być więcej.
Mieszkańcy, którzy przyszli na Piaski, gdy odkryto grób, wyjmowali zmasakrowane, pokrwawione ciała pomordowanych, w milczeniu ocierali z krwi ich twarze. Na Piaski przybiegli bliscy pomordowanych. Matka 27-letniego Medarda Świrskiego, płacząc nad ciałem syna, powtarzała: „Ja myślałam, że ty jesteś daleko, a ty byłeś tak blisko!..”, a potem na dziecięcych saneczkach zabrała syna do domu, a ojciec 18-letniego Mariana Poborskiego tulił do siebie zamarznięte ciało syna krzycząc: „Synu mój kochany!..”. Zaniósł go na rękach do domu.
Na pogrzeb pomordowanych przyszły tłumy ludzi z całego powiatu.
Toczyły się tu ludzkie sprawy…
Dzięki Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska wiemy o tej zbrodni coraz więcej. Z wydanych przez pracownię zeszytów - wspomnień i wywiadów ludzi, opowiadających o tamtych czasach możemy poznać rodziny osób na Piaskach zamordowanych. Możemy poznać i poczuć to, przez co ci ludzie przeszli.
Mirosława Krysiak, kierownik płońskiej pracowni podczas czwartkowych obchodów 73 rocznicy zbrodni na Piaskach mówiła, że dziś trudno byłoby znaleźć w Płońsku kogoś, kto nie wiedziałby, co tak naprawdę oznacza nazwa „Piaski”.
- To już nie jest żwirowisko, ani tzw. niemiecki ogród powiatowy, który na tym żwirowisku został przez Niemców utworzony, ale miejsce kaźni zgotowanej ludziom przez ich oprawców, a funkcjonująca w płońskim obiegu społecznym nazwa Piaski jest niczym innym jak nieustannym przypominaniem, że wcześniej toczyły się tu zwykłe ludzkie sprawy - była prywatna ziemia bogata w tereny piaskowe, z której ten piasek wydobywano - zapewne na sprzedaż - wszak przedwojenny Płońsk rozbudowywał się po latach niewoli, piasek więc był potrzebny - mówiła. - Po wydobywanym piasku pozostawały doły. Kto mógł wówczas pomyśleć, że wybuchnie wojna i doły po piasku zamienione zostaną przez Niemców na groby?... Przecież zanim doszło do tej zbrodni, której rocznica nas tu dziś zgromadziła - zbrodni na w większości młodych lub bardzo młodych ludziach walczących o niepodległą Polskę - już wcześniej dochodziło tu do skrytobójczych mordów, co potwierdziły przeprowadzone w październiku 1945 roku oględziny tego miejsca, podczas których odnaleziono kilkanaście dołów, a z trzech z nich wydobyto łącznie 9 ciał pomordowanych przez Niemców Polaków. Od tamtych wydarzeń minęło już ponad siedemdziesiąt lat. O wydarzeniach, do jakich tu doszło i tych, które je poprzedzały, mamy dziś wiedzę nieporównywalną do tej, jaka funkcjonowała przed rokiem 1989. Inna jest też jakość pamięci o tamtych wydarzeniach. Wówczas pamięć o tym, co tu się stało funkcjonowała głównie w domach dotkniętych tą zbrodnią, gdzie żyły rodziny, przyjaciele, sąsiedzi zamordowanych tu ludzi, świadkowie ich odnalezienia, uczestnicy pogrzebu. W obiegu oficjalnym zbrodni tej właściwie nie było - dokonywały się rocznicowe złożenia kwiatów - nie nagłaśniane w jakikolwiek sposób, dokonywane przez kogoś z przedstawicieli ówczesnych władz - krótko, szybko, bez słów. Czasami informowała o tym krótko, lakonicznie ówczesna prasa mazowiecka. Także w przewodnikach po miejscach pamięci miejsce to wymieniano z lakoniczną, bezosobową adnotacją.
Uratowali od niepamięci…
- Od niepamięci miejsce to ratowali mieszkający tu ludzie - mówiła Mirosława Krysiak. - Oni ustawili w tym miejscu krzyż, otoczyli to miejsce opieką, choć były to przecież czasy stalinowskie i ryzykowali bezpieczeństwem swoim i najbliższych. Dzięki ich staraniom dokonało się poświęcenie krzyża. Choć obowiązywał wówczas zakaz zgromadzeń i mieszkańcom Płońska nie wolno było w poświęceniu krzyża uczestniczyć, to - jak wspominaliśmy już w tym miejscu - pomimo zakazu, ludzie i tak przychodzili - pojedynczo, rodzinami… To także mieszkańcy wystąpili z inicjatywą postawienia tu pomnika. Byli to absolwenci płońskiego gimnazjum. Przypomnijmy - kamień węgielny pod pomnik wmurowano w 1967 r., a rok później pomnik odsłonięto. Wiedza o tym, co tu się stało i kim były ofiary dokonanej tu zbrodni wciąż jednak była niewielka, ograniczona do kręgu rodzin, znajomych, sąsiadów. Była to wiedza przekazywana z ust do ust, wyrosła na ludzkim bólu, tęsknocie, serdecznych wspomnieniach z dawnych lat. Czas na szukanie wiedzy dotąd publicznie niedostępnej przyszedł dopiero w bez mała pół wieku po zbrodni. Wówczas - decyzją władz miasta - stworzone zostały warunki do kwerend źródłowych - osobowych i instytucjonalnych oraz wszelkiego rodzaju poszukiwań. Ludzie, którzy tu ginęli, zaczęli do świadomości społecznej powracać, ich nazwiska stawały się znane, dowiadywaliśmy się kim byli, z jakich środowisk się wywodzili. Przywrócili ich nam ich współmieszkańcy - krewni, znajomi, sąsiedzi, którzy przez te wszystkie lata przechowali w sercach i umysłach pamięć o nich.
Pamięć serdeczna...
- Jest coś niezwykle poruszającego we wspomnieniach rodzin pomordowanych i tych mieszkańców Płońska, którzy ich znali i byli świadkami odnalezienia ich ciał - mówiła Mirosława Krysiak. - Ich pamięć nie jest pamięcią bezosobową. Jest pamięcią serdeczną. Nie wszystkim taka pamięć serdeczna była dana. Nie możemy zapomnieć o tych spośród pomordowanych, których nazwisk nie znamy, którym ich zabójcy odebrali nie tylko życie, ale także tożsamość - nie znamy przecież ich imion, nazwisk, nie wiemy, kim byli, jakie były ich okupacyjne losy. O nich wszystkich - znanych i nie znanych z imienia ofiarach tej zbrodni - mówimy tu na ogół w kontekście ostatniej wojny, koncentrując się na powiązaniach tego, co tu się stało przede wszystkim z historią Płońska i ziemi płońskiej, jakby w oderwaniu od całej polskiej historii. A przecież oni w tym, czego doświadczyli, nie są sami, bo dołączyli do swoich poprzedników - powstańców, uczestników zrywów niepodległościowych, obrońców wolności i godności narodu polskiego, którzy od utraty niepodległości, tj. od rozbiorów Polski, stawiali na szali własne życie, szczęście osobiste i bezpieczeństwo własne i ich rodzin ratując wolność i niepodległość Polski. Bo tak się godziło. Bo tego wymagał honor i miłość Ojczyzny. Dziś, w pierwszym miesiącu Roku Obchodów Stulecia Niepodległości, nie możemy o tym nie pamiętać.
Katarzyna Olszewska
foto: Katarzyna Olszewska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie