Reklama

Opowieść o pochodzącej z Sochocina Stanisławie z Włodarskich Piotrowskiej

30/06/2017 21:51
O dziewczynie, która Niemcom uciekała...
Stanisława miała 14 lat, gdy wybuchła wojna. Uciekła Niemcom z obozu w Pomiechówku, potem z pracy u Niemca i również wtedy, gdy miała być wywieziona na roboty do Niemiec. Na roboty jednak wywieziona została. Ale stamtąd też uciekła…

Jest to opowieść o dziewczynie, która Niemcom uciekała. Opowieść ta powstała na podstawie wspomnień pochodzącej z Sochocina Stanisławy z Włodarskich Piotrowskiej, opublikowanych w zeszycie Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska.


Na Zakościelnej

Stanisława urodziła się 14 października 1925 roku w Sochocinie jako córka Leokadii i Czesława Włodarskich. Mieszkali przy ulicy Zakościelnej i prowadzili nieduże rolne gospodarstwo. Włodarscy mieli pięcioro dzieci, oprócz Stanisławy córkę Barbarę oraz trzech synów: Jana, Stanisława i Ryszarda.

W czerwcu 1939 roku Stanisława ukończyła siedmioklasową szkołę w Sochocinie. Miała 14 lat. Wiosną 1939 roku w Sochocinie zagościła cała kompania Wojska Polskiego. Żołnierze kwaterowali wszędzie, także w gospodarstwie Włodarskich. Stacjonowali przez całą wiosnę i lato, a 1 września pojechali na Mławę, by walczyć z Niemcami.

(…) „- Widziałam ich potem, wracających spod Mławy - umęczonych, poranionych, straszliwie zmęczonych walką, jazdą i upałem, bo tamtego roku wrzesień był wyjątkowo gorący - wspominała Stanisława. - Byli bardzo spragnieni, wciąż czerpało się dla nich całe wiadra wody ze studni. Tamtego lata mama zrobiła dużo soku w owoców , więc żeby ich napoić, wlewała go do wiader z wodą, a oni pili duszkiem, wskakiwali na konie i pędzili dalej. (…)”

Po wybuchu wojny ludzie uciekali z Sochocina, uciekł również ojciec i wuj Stanisławy. Zostały z matką same. Pewnego dnia poszła do ogrodu po liście buraków dla zwierząt, gdy nadleciał samolot i zaczął do niej strzelać. Było to dla niej nieprawdopodobne, ale gdy się rozejrzała, zauważyła, że rośliny wokół niej są podziurawione. Udało się jej uciec z tego pola….

Ojcu udało się wrócić do Sochocina…

Wysiedleni…

Po wybuchu wojny Włodarscy nadal prowadzili gospodarstwo, by przetrwać, mimo niemieckiego zakazu, nadal bili świnie. Ludzie raz w miesiącu wyruszali i Stanisława również, do Warszawy, wożąc mięso i masło od sochocińskich gospodarzy, przywożąc z powrotem rzeczy potrzebne ludziom w Sochocinie, żywność, środki czystości, papierosy.

Podczas jednej z takich wypraw w warszawskim getcie Stanisława spotkała  znajomą Żydówkę z Sochocina, córkę Szpigelmanów, którzy przed wojną mieli skup zboża. Nie zdążyły porozmawiać, bo zaczął się nalot Niemców na getto.

Nocą z 5 na 6 marca 1941 roku tak jak inni mieszkańcy Sochocina, Włodarcy zostali wysiedleni i wywiezieni do obozu w Pomiechówku. Przyszli po nich niemieccy koloniści, kazali się ubierać i wychodzić z domu.

(…) „Moja mama zerwała się z łóżka i stała bez ruchu - wspominała Stanisława. - Musiała być w szoku, bo nie reagowała na to, co się do niej mówiło. Stała tak, jak wyskoczyła z łóżka - w nocnej koszuli. Podeszłam do niej i powiedziałam, żeby się ubrała, bo będą nas wywozić. Ale ona nadal stała bez słowa, jak sparaliżowana. Nie było czasu, więc jak tylko Niemcy powiedzieli, że będą nas wywozić, wbiegłam na strych, bo przypomniałam sobie, że wisi tam połeć słoniny. Nacięłam jej i poupychałam, ile się dało, do wojskowego plecaka. Gdy zbiegłam na dół, mama nadal stała tak, jak ją zostawiłam - nieruchoma, nieubrana. Zrozumiałam, że sama nic nie zrobi i zaczęliśmy jej pomagać. Z naszą pomocą w końcu ubrała się, ale trwało to strasznie długo (…)”

Włodarscy wyszli z domu, zabierając tylko pościel i słoninę. Na ulicy było już pełno ludzi, spędzonych i otoczonych przez Niemców, również miejscowych, których dobrze znali… Wszystkich zaprowadzono pod kościół, tam przyjechały po nich duże, kryte plandeką samochody. Wywieziono ich do obozu w Pomiechówku.

Z obozu do obozu

W Pomiechówku Niemcy wszystko, co kto miał, odbierali. Włodarscy pościel stracili, ocalał natomiast plecak ze słoniną. Upchnięto ich w budynkach po koszarach, gdzie były tylko legowiska z rozrzuconej słomy.

Po kilku dniach rodzinę Włodarskich przewieziono do obozu w Działdowie. Tu Niemcy zabrali rodzicom Stanisławy obrączki, a matce pierścionek. Warunki były straszne, ludzie umierali, umarła tu między innymi pani Wodzyńska, żona sochocińskiego piekarza.

Nie był to koniec nieszczęść, bo pewnego dnia Niemcy wywieźli wszystkich mężczyzn, w Działdowie więzionych, na roboty do Niemiec. Zabrali ojca Stanisławy i brata jej mamy Józefa Wodzyńskiego. Wówczas rodzina nie wiedziała, dokąd ich zabrano. Wywieziono również Gerkowskiego z Sochocina i piekarza Wodzyńskiego, tego, któremu w Działdowie zmarła żona…

Uciekła z obozu

Kobiety przewieziono z powrotem do Pomiechówka, a tam był brud i wszy. Wiele osób próbowało ucieczki, pomimo ryzyka. Jedną z zastrzelonych podczas takiej próby osób była Halina Bocianowska z Sochocina.

Stanisława uciekła z obozu razem z koleżanką.

(…) „- Po mniej więcej dwóch tygodniach pobytu w Pomiechówku, ja i moja koleżanka z Sochocina, Wacława Gerkowska, postanowiłyśmy stamtąd uciec - wspominała Stanisława. - Około południa ześlizgnęłyśmy się na samo dno bardzo głębokiej, wypełnionej wodą fosy, i znalazłyśmy się w ciągnących się wokół obozu okopach. Niemcy niczego nie dostrzegli, inaczej już by było po nas. Szłyśmy i szłyśmy, niewiele brakowało, a byśmy się tam potopiły. Już nawet zaczynałyśmy żałować , że dostałyśmy się do tych fos, nie wiedziałyśmy przecież, czy z nich w ogóle kiedyś wyjdziemy (…)”

Udało im się uciec, ale Stanisława poszła z powrotem do obozu, z kobietami które przyjechały z Sochocina, by pomóc w podawaniu żywności ludziom w obozie. Sama nie wie, dlaczego tam wróciła, chciała pomóc i chciała zobaczyć rodzinę, by wiedzieli, że udało się jej wydostać. Zobaczyła swoją mamę…

Potem Stanisława wraz koleżanką wróciła do Sochocina. Przywiózł ich spotkany po ucieczce z obozu Jabłoński - jeden z mieszkańców, który woził zebraną w Sochocinie żywność dla uwięzionych w obozie.

(…) „Zastałam mój dom zamknięty i opieczętowany - wspominała. - Nikt tam jeszcze nie mieszkał, bo Niemcy dopiero mieli zasiedlać nasze domy. Na drzwiach była naklejka, że pod karą śmierci nie wolno wchodzić. Dom mojej koleżanki też był zamknięty, podobnie jak mój. I też w nim nikogo nie było. Obie byłyśmy bezdomne. Postałyśmy tylko chwilę, popatrzyłyśmy, i każda poszła w swoją stronę.(…)”

Uciekła dwa razy

Stanisława szukała schronienia u rodziny w pobliskich Barakach, a potem w Bregęcinie, ukrywała się tam u kuzynki do czasu powrotu mamy i rodzeństwa z Pomiechówka latem 1941 roku. Wtedy wróciła do domu. O ojcu i wuju słuch zaginął.

Niemcy pozwolili w domu zamieszkać, ale w środku nic nie było. Wszystko zrabowali.

Stanisławie nakazano pracę u miejscowego Niemca. Ale uciekła i po raz kolejny ukryła się w Bregęcinie. Po jakimś czasie wróciła, sądząc, że nic już jej nie grozi. Niestety, którejś nocy przyszli do ich domu Niemcy i Stanisławę zabrali, razem z innymi dziewczętami z okolicy. Najpierw przewieziono je do Płońska, wpędzono do budynku szkoły przy ulicy Wolności. Miały być wywiezione na roboty do Niemiec. Ale Stanisława znów uciekła….

(…) „Pamiętam, że od razu powiedziałam sobie wtedy: „- Ja i tak tam nie pojadę, ja ucieknę.”. I jakoś się udało, choć Niemcy bardzo nas pilnowali. Pomógł mi mój przyszły mąż, Władysław Piotrowski. (…)”

Władysław był z Płońska, gdy wybuchła wojna jako członek „Strzelca” pomagał w ewakuacji Wojskowej Komisji Rekrutacyjnej z Płońska. Tego dnia, gdy Stanisławę uwięziono w budynku płońskiej szkoły, czekał pod oknem na dogodny moment. Wykorzystując nieuwagę żandarma, pomógł jej uciec przez okno, a potem zabrał do swojej ciotki. Być może historia skończyłaby się dobrze, gdyby Stanisława tam została, zamiast wracać do Sochocina. Gdy wróciła do domu, zaraz przyszli po nią Niemcy. Zamknęli ją w niemieckim areszcie w Sochocinie, potem w płońskiej szkole, ale tym razem Niemcy pilnowali więźniów lepiej. Ucieczka była niemożliwa.

Uciekła z niemieckiej fabryki…

Tak więc wiosną 1942 roku Stanisława znalazła się w Niemczech, a dokładnie w Korschen. Pracowała w tamtejszej fabryce mleczarskiej, zaopatrującej żołnierzy na froncie. Praca była ciężka i niebezpieczna.

Na roboty wywieziono również przyszłego męża Stanisławy, Władysława Piotrowskiego, który wcześniej pomógł jej w ucieczce. Pracował w niemieckiej firmie w Lotzen, budującej lotnisko polowe. Wiedział, gdzie została Stanisława wywieziona, więc ją odnalazł, gdy przyjechał do niej pierwszy raz, nie miał przepustki, zamienili tylko kilka słów i zabrali go żandarmi.

Pod koniec 1943 roku Stanisława zdecydowała, że ucieknie po raz kolejny, tym razem do Władysława. Przyjechała do Lotzen, udając w pociągu, że czyta niemiecką gazetę. Udawała, że przyjeżdża do pracy prosto z Płońska. Pracowała w jadłodajni obsługującej lotnisko. Cała sprawa na jaw nie wyszła, choć Niemcy z Korschen rozgłaszali, że Stanisława została złapana i ukarana.

Gdy Niemcy lotnisko opuszczali, wszystkich przewieziono do Czerwonego Boru koło Łomży. A przed świętami Bożego Narodzenia Stanisława, wbrew radom przyszłego męża, postanowiła, że pojedzie do domu do Sochocina…

Znów w rękach Niemców

Tak więc Stanisława przyjechała do domu, do rodziny. Sądziła, że Niemcy dadzą już jej spokój. Myliła się… Tuż przed świętami znów przyszli po nią. Wywieziono ją do obozu w Działdowie. Święta spędziła w obozie…

Po trzech miesiącach odesłano ją z powrotem do Korschen, do fabryki mleczarskiej, do miejsca z którego uciekła. Była wiosna 1944 roku. W Korschen była do zakończenia wojny. Gdy Niemcy uciekli i przyszli Sowieci, Stanisława wróciła do domu. Na szczęście cała rodzina ocalała, kilka miesięcy po odejściu Niemców wrócił do Sochocina tata Stanisławy.

Stanisława Włodarska wyszła za mąż za Władysława Piotrowskiego w 1945 roku. Urodziła dwoje dzieci, w 1950 roku podjęła pracę w sklepie, a w 1982 roku przeszła na emeryturę.

Katarzyna Olszewska

PS.  Całość wspomnień Stanisławy z Włodarskich Piotrowskiej „Uciec Niemcom” jest dostępna w zbiorach Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska (zeszyty pracowni, seria: wspomnienia, zeszyt XIV).

foto: zbiory Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do