
Co wiemy o AIDS
Młodzież gimnazjalna z powiatu płońskiego w ostatnich miesiącach wykazywała się znajomością tematyki związanej z AIDS i wirusem HIV. Konkurs na opowiadanie o chorobie i sposobach zakażenia nią przeprowadził Państwowy Powiatowy Inspektorat Sanitarny w Płońsku.
Kampania społeczna
Ogólnopolski konkurs literacki „AIDS wczoraj, dziś, jutro” zorganizowany został przez Polskie Towarzystwo Oświaty Zdrowotnej Oddział Terenowy w Warszawie. Współorganizatorami są: Krajowe Centrum ds. AIDS oraz Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Warszawie.
Konkurs ma charakter profilaktyczny, głównym jego celem jest rozpowszechnianie wśród młodzieży wiedzy na temat choroby i zachowań zapobiegających zakażeniom wirusem HIV. Konkurs literacki jest częścią kampanii multimedialnej przeciw AIDS, której hasło brzmi: „W życiu jak w tańcu, każdy krok ma znaczenie”. Ważnym celem konkursu jest też szerzenie postawy tolerancji wobec osób zarażonych wirusem HIV i chorych na AIDS. Udział w nim biorą uczniowie z klas I i II gimnazjów w całej Polsce.
Etapy konkursu
Rozstrzygnięcie konkursu „AIDS wczoraj, dziś, jutro” odbyło się w środę (5 grudnia) w budynku organizatora konkursu na tym etapie - Państwowego Powiatowego Inspektoratu Sanitarnego w Płońsku. Wcześniej trzy wyróżnione prace musiały przejść etap szkolny. Laureatkami konkursu w powiecie płońskim są: Martyna Raźna (Gimnazjum w Zespole Szkół Lisewo), Kamila Zmysłowska (Gimnazjum w Publicznym Zespole Szkół i Przedszkoli Samorządowych Sochocin) i Paulina Jakubowska (Gimnazjum w Gminnym Zespole Szkół Czerwińsk). Prace oceniła trzyosobowa komisja, która brała pod uwagę m.in. stylistykę oraz sposób, w jaki został ujęty temat. Do ostatniego, wojewódzkiego etapu, zgodnie z regulaminem przeszła tylko jedna praca - gimnazjalistki z Lisewa (jej pracę publikujemy na stronie obok). Rozstrzygnięcie wojewódzkiego etapu konkursu nastąpi 17 grudnia, wtedy też okaże się, czy praca Martyny zdobędzie nagrodę.
Anna Ziółkowska
foto: Anna Ziółkowska
Anna Ozimkiewicz z płońskiego inspektoratu sanitarnego gratuluje zwyciężczyni konkursu - Martynie Raźnej.
Zwyciężczyni konkursu - Martyna Raźna, uczennica I klasy Gimnazjum w Lisewie pokonała piętnastu uczestników ze szkół gimnazjalnych w: Kroczewie, Gralewie Starym, Sochocinie, Czerwińsku i Gimnazjum nr 2 w Płońsku. Wyniki powiatowego etapu konkursu zaskoczyły Martynę, ale też ogromnie ucieszyły.
- Przygotowałam się do konkursu, żeby poinformować wszystkich co ta choroba znaczy i żeby wiadomo było, co robić, kiedy zachoruje się na AIDS - mówi. Uczennica mieszka w Ślepowronach. Pracę konkursową napisała dzięki informacjom z internetu i siostrze Anicie, której za pomoc jest ogromnie wdzięczna. Duży wkład w przygotowanie Martyny do tematu ma jej nauczycielka matematyki i koordynatorka etapu szkolnego w Lisewie - Dorota Dołęgowska.
Zwycięska praca Martyny Raźnej
AIDS jest codziennością, trzeba nauczyć się z tym żyć! Byłam świadkiem, co ta choroba robi z ludźmi. Ale ma też swoje plusy…
Wszystko zaczęło się tego feralnego dnia. Był 13 marca, piątek. Pamiętam jak dziś, wracaliśmy ze szkolnej wycieczki. Mieliśmy wtedy po 17 lat, to była nasza wymarzona i długo oczekiwana wycieczka. Wracaliśmy z Krakowa, gdy nagle usłyszeliśmy pisk opon i krzyki. Reszty nie pamięta chyba nikt z uczestników wyprawy. Obudziłam się w szpitalu z ogromnym bólem głowy. Nie wiedziałam, co się stało, ani gdzie jestem. Rozejrzałam się po sali widząc mnóstwo osób z autokaru, ale nigdzie nie widziałam Julki - mojej najlepszej przyjaciółki. Obok mnie leżał mój wychowawca. Pan profesor uświadomił mi, co tak naprawdę się stało.
- Wielki tir wiozący drewniane belki uderzył w bok autobusu. To dlatego tu wszyscy jesteśmy.
- Ale gdzie Julka? - zadałam pytanie profesorowi.
Odpowiedział, że jest w tej chwili na sali operacyjnej. Jest w bardzo ciężkim stanie i tylko Bóg wie czy przeżyje. Zaczęłam płakać i krzyczeć. Chciałam do niej biec, ale wychowawca powiedział, że to i tak nic nie da. Czekaliśmy wszyscy. Było już bardzo późno, gdy nagle w drzwiach zobaczyliśmy lekarza. Powiedział, że z Julką jest dobrze, że musieli przetoczyć jej krew, że tylko to ją uratowało. Poczułam wielką ulgę, wielki ciężar spadł mi z serca. Po tygodniu byłyśmy już w domu. Wszystko minęło, poszło w niepamięć. Minął rok i nagle horror powrócił. Julka zaczęła chorować. Miała powiększone węzły chłonne, gorączka stawała się powoli codziennością. Zaczynała tracić na wadze, prawie nic nie jadła. Coraz częściej opuszczała szkołę i nikt nie znał powodów jej dolegliwości.
W końcu postanowiła zrobić wszystkie badania. Udała się do laboratorium. Kiedy następnego dnia poszła z wynikami do lekarza, ten polecił jej zrobić test na obecność wirusa HIV. Podejrzewał, że jest zarażona. Julka nie mogła uwierzyć w to co do niej mówił lekarz. Wyszła z gabinetu i przybiegła od razu do mnie - była załamana. Wtedy nie wiedziała, czym tak naprawdę jest ta choroba. Słyszała o niej wielokrotnie, ale nie myślała, że ją to właśnie spotka. Zaczęła się zastanawiać, w jaki sposób mogła się zarazić, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Wtedy poradziłam jej, żeby najpierw zrobiła test, bo przecież jeszcze nic nie wiadomo.
Przez kolejne dni Julki nie było w szkole. Nie odbierała telefonów. Nikt nie wiedział co się z nią dzieje. Wiedziałam wtedy, że to wszystko wina tego testu. Postanowiłam do niej pójść, nie powinna być teraz sama.
Gdy byłam już na miejscu, drzwi otworzyła mi zjawa, nie moja przyjaciółka. Wyglądała okropnie. Jej twarz była napuchnięta, widać, że płakała dosyć długo. Weszłam do środka, jej pokój wyglądał równie okropnie jak ona, wszędzie leżały porozrzucane rzeczy. Zaczęłam to sprzątać. Gdy skończyłam, zaczęłyśmy rozmawiać. Długo ją przekonywałam, żeby zrobiła test i w końcu mi się udało.
Nazajutrz razem poszłyśmy do przychodni. Po zrobionym teście musiałyśmy długo czekać na wyniki. Po odebraniu wyników okazało się, że jest zarażona wirusem HIV! Po długiej rozmowie z lekarzem dowiedziała się, że krew, którą jej przetoczono tamtego piątku była zakażona wirusem. To była wielka pomyłka lekarzy i ona nie była jedyną osobą, która została zarażona w tym czasie. Lekarz powiedział jej również, że w gruncie rzeczy osoba zarażona wirusem nie jest jeszcze chora na AIDS. Od momentu zakażenia upływają tygodnie, miesiące, a nawet lata - zdarza się, że nawet 10 lat upływa zanim wystąpią pierwsze objawy choroby. Kazał jej zrozumieć zasadniczą różnicę między chorym na AIDS, a zakażonym wirusem HIV. Ten pierwszy jest bardzo chory, ten drugi jest „fizycznie normalnie sprawny”. Natomiast i od jednego i od drugiego można zarazić się w ten sam sposób - przez kontakt seksualny i krew. Ani od jednego ani od drugiego nie można zarazić się w inny sposób. Bezpieczne jest przebywanie przy wspólnym stole czy pocałunek w policzek.
Wtedy słowa doktora do niej nie docierały. Nie słyszała co do niej mówił. W głowie miała tylko głos, który powtarzał jej :,,Jesteś chora!”. Julka wybiegła jak szalona z gabinetu trzaskając drzwiami. ,,Julka zaczekaj” - krzyknęłam. Ale ona - nie słuchając - wybiegła na ulicę. Wprost pod pędzący samochód. W ostatniej chwili zdążyła odskoczyć na bok. W głowie miałam mętlik, nie wiedziałam, w jaki sposób mogę jej pomóc, ale wiedziałam jedno - nie mogę jej zostawić z tym samej. Nagle Julka potknęła się i upadła na chodnik. Wtedy ją dogoniłam. Przytuliłam ją mocno do siebie. Wiedziałam, że słowa niczego nie zmienią. Moja przyjaciółka - zawsze wesoła i pogodna dziewczyna - w tej chwili była małą, zapłakaną dziewczynką, która nie ma pojęcia, co ze sobą zrobić.
Wzięłam ją pod rękę i zaprowadziłam do domu. Długo szłyśmy w milczeniu, aż nagle Julka spytała: - Co ja powiem rodzicom? Jak? Co dalej ze mną będzie? Nie potrafiłam odpowiedzieć ani na jedno jej pytanie. Powiedziałam tylko - Nie martw się Julia, jakoś to będzie, poradzimy sobie, wszyscy będziemy z tobą. Mówiłam tak do niej choć sama nie rozumiałam wtedy tych słów. Gdy doszłyśmy do domu, drzwi otworzyła nam jej mama. Widząc łzy córki od razu spytała co się stało. Pani Jola nie miała pojęcia, że Julka robiła badania. Julka nie mówiła o tym, bo chciała oszczędzić jej zmartwień. W gruncie rzeczy idąc do przychodni miała nadzieję, że to tylko nieporozumienie. Nie widziała potrzeby informowania rodziców. Julka spuściła głowę i zalała się łzami. Mama ją przytuliła, pytając co się stało. Julka odwróciła się i krzyknęła do mnie:
- Ty im powiedz, ja nie potrafię!
- Julka, ja nie powinnam - odpowiedziałam.
- Dobrze, ale chcę żebyś przy tym była, będzie mi łatwiej - powiedziała Julka.
Wszyscy udaliśmy się do kuchni. Usiedliśmy przy stole, a moja przyjaciółka ochrypłym głosem zaczęła opowiadać: że była w przychodni, że jest zarażona, że nic z tego wszystkiego nie rozumie… Na twarzy pani Joli widać było ogromne zdziwienie. Nawet ta mądra kobieta nie wiedziała co ma odpowiedzieć na słowa córki. Tata Julki siedział w milczeniu patrząc w stół. Nagle ciszę przerwała Julka: - No powiedzcie coś! Myślicie, że mi jest łatwo!
- Córeczko, jutro jeszcze raz udamy się do przychodni. Może to pomyłka - rzekła mama.
- To nie żadna pomyłka, chcę umrzeć, rozumiesz?!? - krzyczała Julka, wbiegając po schodach do swojego pokoju.
- To ja już pójdę, niech państwo się nie martwią - mówiłam zamykając za sobą drzwi. Wiedziałam, że muszą zostać teraz z tym sami.
Mijały tygodnie, a Julka z dnia na dzień zmieniała się coraz bardziej. Dawniej była najlepszą uczennicą w klasie, teraz z ledwością dostawała dwójki. Coraz częściej opuszczała zajęcia. Próbowałam z nią rozmawiać, przekonywać, żeby pamiętała o tym, co mówił lekarz. Julka zaczęła oddalać się i ode mnie. Jednak ja nie poddawałam się tak łatwo. Często spotykałam się z nią. Nie chciałam, żeby zostawała sama w domu, bo to by ją jeszcze bardziej przytłoczyło. Pewnego dnia Julki nie było w szkole. Ostatnio zdarzało się to bardzo często, jednak wyjątkowo - tym razem - mnie to zaniepokoiło. Julka nie odbierała moich telefonów. Postanowiłam urwać się z lekcji i do niej pójść. Drzwi w mieszkaniu zastałam otwarte. Weszłam do środka.
- Julka, gdzie jesteś? - krzyknęłam, ale nie usłyszałam odpowiedzi.
Pobiegłam szybko na górę. Weszłam do pokoju przyjaciółki i zobaczyłam jak leży na łóżku z opakowaniem tabletek w ręku. Przestraszyłam się. Nie wiedziałam co zrobić?!? Julka była w okropnym stanie psychicznym, ale nie spodziewałam się, że może być do tego zdolna. Zadzwoniłam po pogotowie i mamę Julki. Zaraz po moim telefonie byli na miejscu. Pogotowie zabrało nieprzytomną dziewczynę. Ja z jej rodzicami jechaliśmy zaraz za karetką. Po kilkugodzinnym czekaniu w szpitalu dowiedzieliśmy się, że z Julką jest już dobrze. Obudziła się i nic poważnego, na szczęście, się nie stało. Po kilku dniach pobytu w szpitalu Julka wróciła do domu. Ona nadal nie rozumiała co chciała zrobić. Jak wielką krzywdę wyrządziłaby, nie tylko sobie, ale przede wszystkim swoim najbliższym. To nie była jednak ostatnia próba samobójstwa. Powtórzyło się to jeszcze dwa razy. Po roku walki z chorobą rodzice Julki byli wykończeni całą sytuacją. Nie mogli znieść myśli, że mogą stracić swoje jedyne, ukochane dziecko. Pani Jola zwolniła się z pracy, by być bliżej córki.
Pewnego razu mama Julki usłyszała od koleżanki o terapii dla osób zarażonych wirusem HIV. Postanowiła zapisać tam córkę. Choćby zmusić ją siłą! Pani Jola powiedziała mi o tej terapii i poprosiła, żebym to ja przekonała do tego Julkę. Zgodziłam się, bo byłam pewna, że jej to pomoże. Nie było łatwo przekonać przyjaciółkę, ale w końcu się zgodziła. Też była wykończona tym wszystkim. Choć przestała okazywać zmartwienie, ja wiedziałam, że jej jedynym sposobem ucieczki jest w tej chwili bunt. Na drugi dzień udała się na terapię. Zobaczyła tam, że nie ona jedna ma problemy. Spotkała mnóstwo ludzi, którzy byli już chorzy na AIDS. Zrozumiała, że ona ma to szczęście, iż jest tylko nosicielką wirusa. Gdy wysłuchała opowieści tych ludzi zaczęła zastanawiać się nad swoimi próbami samobójczymi. Zadawała sobie wiele pytań.
W pewnym momencie dostrzegła chłopaka, który pomimo choroby był uśmiechnięty i widać było, że jest szczęśliwy. On również ją dostrzegł. Przecież Julka była śliczną dziewczyną. Gdy spotkanie dobiegło końca chłopak podszedł do Julki i zaprosił ją na kawę. Nie chciała na początku się zgodzić, ale chłopak nalegał. Długo rozmawiali. Chłopak opowiadał jej o przebiegu swojej choroby, o walce z nią. Julka wróciła do domu uśmiechnięta, co od dawna się nie zdarzało. Opowiedziała mi o wszystkim. Widziałam w jej oczach światełko, które dawno temu zgasło. Potem Julka zaczęła systematycznie chodzić na terapię. Przychodziła na lekcje, poprawiła oceny.
Kamil przywrócił jej chęć do życia, zaraził ją swoim optymizmem. Julka wreszcie zaczęła żyć normalnie. Zapomniała o chorobie i żyła pełnią życia. Minął rok - Julka i Kamil byli szczęśliwą parą. Choroba im nie przeszkadzała. Rodzice Julki cieszyli się, że ich córka poznała takiego chłopaka. Cieszyli się, że znów jest wesoła. Mijały miesiące i moja przyjaciółka zaczynała się gorzej czuć. Czasem bolały ją mięśnie nóg tak, że niemożliwe stało się wchodzenie po schodach. Jej stan zdrowia pogarszał się. Wtedy uświadomiła sobie, że może zachorowała na AIDS. Kamil niepokoił się o nią i udali się do lekarza. Niestety potwierdziły się ich podejrzenia. Julka zachorowała.
Wiedziała, że nie zostało jej dużo czasu, ale nie przejmowała się tym jak dawniej. Nie bała się śmierci. Kamil ją tego nauczył. Wiedziała, że zawsze będzie przy niej. Julka z chorobą walczyła jeszcze przez pół roku, ale to właśnie te pół roku było dla niej najszczęśliwsze w życiu. Julka i Kamil pobrali się. Miesiąc po ślubie stan Julki bardzo się pogorszył. Nie mogła chodzić. Pewnego dnia, gdy odwiedziłam ją, ona leżała w łóżku, a Kamil siedział przy niej i trzymał ją za rękę. Wiedziałam wtedy, że to koniec, że moja przyjaciółka umiera. Usiadłam obok niej i pocałowałam ją w czoło. Ona uśmiechnęła się słodko i powiedziała ,,To dzięki AIDS poznałam prawdziwe życie. Ta choroba nie zabiera mi życia, ona daruje mi nowe, lepsze! Gdybym nie zachorowała nie poznałabym Kamila, nie znalazłabym prawdziwego sensu życia” - to były ostatnie słowa mojej kochanej Julci. Jak to sama powiedziała - AIDS darował jej nowe życie… Było nam smutno, że odeszła, ale jednocześnie cieszyliśmy się, że do końca została naszą cudowną, kochaną Julcią…
Martyna Raźna
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie