Reklama

Siła pamięci, czyli obchody 75. rocznicy zbrodni na Piaskach

W piątek, 17 stycznia odbyły się obchody 75. rocznicy zbrodni na płońskich Piaskach. Mimo upływu lat, pamięć o Pomordowanych i  tej strasznej historii trwa, a płońskiej Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta udaje się odnajdywać kolejne jej elementy.

Strzałem w tył głowy...

Zbrodnia miała miejsce nocą pomiędzy 16 a 18 stycznia 1945 roku - w ówczesnym ogrodzie powiatowym na płońskich Piaskach, w ostatnich dniach niemieckiej okupacji, tuż przed wejściem do miasta Armii Czerwonej.

Niemiecka policja kryminalna zamordowała co najmniej 78 mężczyzn - w większości mieszkańców powiatu płońskiego, głównie żołnierzy Armii Krajowej, więzionych wcześniej i torturowanych w płońskim więzieniu. Zostali przewiezieni na płońskie Piaski i zabici strzałami w tył głowy. Ich ciała znaleziono, gdy Niemcy Płońsk opuścili - zamordowanych pochowano w lutym 1945 roku na płońskim cmentarzu.  

Jak co roku…

W piątek przy obelisku upamiętniającym ofiary zbrodni na Piaskach, spotkały się poczty sztandarowe różnych instytucji, młodzież płońskich szkół, harcerze, kombatanci, władze miasta i powiatu. Uroczystość rozpoczęła się hymnem narodowym i modlitwą za Pomordowanych.

Po okolicznościowych wystąpieniach: kierownika Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Mirosławy Krysiak, wiceburmistrz Płońska Teresy Kozery, poseł Anny Cicholskiej, kierownika płońskiego KRUS Andrzeja Sokólskiego, pod obeliskiem złożono kwiaty. Po uroczystości na Piaskach - na płońskim cmentarzu parafialnym została poświęcona odnowiona mogiła Pomordowanych. Tam również złożono kwiaty i zapalono znicze.

Poniżej publikujemy wystąpienie Mirosławy Krysiak – kierownika Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska.

Kończyła się straszliwa wojna…

- Przed 75 laty kończyła się właśnie straszliwa wojna, po której dla okaleczonych nią i umęczonych ludzi powinien nastąpić prawdziwy, długo oczekiwany pokój – mówiła Mirosława Krysiak. - Dla nas, Polaków, on jednak wówczas nie nastąpił. Styczeń 1945 roku - jak bardzo szybko się okazało - oznaczał dla nas jedynie przejście w sferę wpływów Rosji sowieckiej. W pamięci najstarszych mieszkańców Płońska wciąż żywa jest pamięć zbrodni i gwałtów, jakich doświadczali w tamtych dniach.  A w skali całego kraju był to przecież dopiero początek. Dla Płońska tragicznym - niemal symbolicznym - przejściem z rzeczywistości II wojny światowej w rzeczywistość, jaka po niej nastąpiła, była skrytobójcza zbrodnia na Piaskach, dokonana przez uciekających po przegranej wojnie Niemców na co najmniej 78 mieszkańcach Płońska, powiatu płońskiego i innych miejscowości ziemi mazowieckiej. Zbrodnia, dokonana w miejscu, w którym dziś jesteśmy.

Trzeba pamiętać…

- Wiele razy - stając tu jak na warcie - przypominaliśmy, co wiemy o wydarzeniach tamtej styczniowej nocy - kontynuowała Mirosława Krysiak. - I trzeba tak robić nadal, bo starsi z nas odchodzą a sztafetę pamięci przejmują kolejne pokolenia, które poniosą tę przekazaną przez nas wiedzę przyszłym mieszkańcom Płońska. Przypomnijmy zatem raz jeszcze. Latem i jesienią 1944 r. na Płońsk i okoliczne miejscowości spadła prawdziwa lawina aresztowań - Niemcy wyłapywali wówczas wszystkich AK-owców i ludzi podejrzanych o współpracę z Armią Krajową. Aresztowanych poddawano brutalnym przesłuchaniom w siedzibie niemieckiej policji kryminalnej, przewożono na przesłuchania do nowodworskiego gestapo, a potem osadzono w płońskim więzieniu, gdzie byli bestialsko katowani i męczeni w trakcie niekończących się przesłuchań. Znamy rozpacz rodzin, które jak tylko mogły, obstawiały płońskie więzienie, czuwając, by ich stamtąd nie wywieziono w nieznane. Wiemy, że sami aresztowani zza krat okien cel więziennych - by podtrzymać bliskich na duchu - dawali im znaki, że  niedługo do nich wrócą, wskazując na niebo, po którym latały już radzieckie samoloty, jakby mówiąc wojna się kończy, niedługo będziemy razem. Kto wówczas mógł przewidzieć, że stanie się inaczej? Przecież wojna była już dla Niemców przegrana a ich ucieczka była tylko kwestią dni.  Płońsk żył oczekiwaniem wolności, która miała nadejść wraz z odejściem Niemców.

Stało się inaczej…

- Stało się jednak inaczej - mówiła Mirosława Krysiak. - Późną nocą, na niespełna dzień przed ucieczką Niemców i niewiele więcej przed wkroczeniem do Płońska Rosjan, pod więzienną bramę zajechały kryte plandeką samochody.  Mieszkanka Płońska, więziona w tym samym czasie w jednej z cel na parterze płońskiego więzienia tak wspomina: „To było w nocy  (…). Wszystko było oświetlone. Słyszałam płacz, jęki, krzyki. (…) wrzaski Niemców, niemieckie komendy… To trwało mniej więcej do północy. Niemcy musieli ich zrzucać ze schodów, bo słychać było, jak się przewracali... Podjechał wielki samochód (...) Słychać było huk wrzucanych (na ten samochód) ciał...  (…). Z więzienia przy ulicy Warszawskiej przywieziono ich do miejsca, gdzie dziś stoimy, nazwanego wówczas przez Niemców Ogrodem Powiatowym. Tu miała dokonać się zbrodnia. Inna z mieszkanek Płońska wspomina: „(Samochody) wjeżdżały bramą i jechały aż na sam koniec ogrodu kierując się w prawo, w głąb pól, w pobliże rzeki, gdzie był ogromny dół (…)To były samochody kryte plandeką, więc ludzi nie było widać. Przywoziły jednych więźniów, a potem jechały po następnych, podczas gdy tu byli już oprawcy, którzy ich rozstrzeliwali, bo niedługo po tym, jak wjeżdżały, słychać było strzały. Bardzo dużo strzałów!...”. Tamtej nocy krzyki mordowanych dochodzące z ogrodu powiatowego tak bardzo poruszyły jednego ze stacjonujących w miejscowym gospodarstwie niemieckich żołnierzy, że w środku nocy przyszedł do domu jednej z mieszkających nieopodal miejsca zbrodni rodzin polskich i płakał. Córka tej rodziny po latach wspomina: „Mówił do mojej mamy: - Czy pani słyszy, co tam, w polu, się dzieje?!... Jak tam ludzie jęczą, płaczą?... Jak tam strzelają?!...”. Gdy następnego dnia Niemcy z Płońska uciekli - rodziny, jak co dzień, pobiegły do więzienia, po swoich bliskich. Ale więzienie było puste. Nie wiadomo było, co stało się z więźniami. Po mieście zaczęły krążyć wieści, jakoby widziano niektórych z nich to w Sierpcu, to w Płocku... Wciąż pojawiały się  takie pogłoski, podtrzymujące nadzieję rodzin. To dlatego ludzie miotali się, jeździli, szukali. Nikt nie chciał dopuścić do siebie myśli o najgorszym, i nikt w to nie wierzył. Ale potem ich odnaleziono. Mniej więcej po tygodniu, ktoś odkrył, że na płońskich Piaskach, w dawnym ogrodzie powiatowym, jest dół przysypany zielskiem, pokryty śniegiem. Z tego dołu wystawała ręka. Pobiegł z tą informacją do innych. Na Piaski przybiegło niemal całe miasto. Jak powtarzają naoczni świadkowie, nie było rodziny, z której choćby jedna osoba nie stanęłaby nad tym dołem, nie widziała zamarzniętych i okrwawionych ciał, nie pomagała w ich wydobywaniu. Na płoński cmentarz przewożono ciała końmi, sankami, niesiono na rękach... Kto mógł, pomagał i zbijał trumny, bo tych, które były - nie wystarczało. Układano je potem wzdłuż alei, przy której dziś znajduje się mogiła, w której spoczywają. Mówił mi ktoś, że tego widoku nigdy nie zapomni - cała aleja trumien, ciągnęły się od jednego do drugiego końca cmentarza, a wszędzie wokół nieprzebrany tłum płaczących ludzi, którzy - nie mieszcząc się już na cmentarzu - stali wokół niego. A potem ból pozostał w osieroconych rodzinach i ich domach.

Wielkie milczenie…

- W życiu publicznym natomiast zaczęło się wielkie milczenie, które przez lata narastało wokół tej zbrodni i tego miejsca - kontynuowała kierownik płońskiej pracowni. - Do władzy doszli komuniści, a przeważająca większość tych, którzy zginęli na Piaskach, to byli żołnierze Armii Krajowej. Dlatego na Piaskach dół zasypano, i gdyby nie okoliczni mieszkańcy, nie wiedzielibyśmy dziś nawet, gdzie to dokładnie było. Ale oni ustawili w tym miejscu krzyż. Gdy po latach krzyż spróchniał, wtedy postanowili wystawić nowy i poświęcić go. Były to czasy stalinowskie, więc choć ksiądz uzyskał zgodę na poświęcenie krzyża, to mieszkańcom Płońska zakazano gromadzić się tam. Mimo to, w dniu poświęcenia krzyża ustawionego w miejscu zbrodni, przez cały dzień na Piaski przychodzili ludzie - pojedynczo, grupami, rodzinami... Musiało minąć niemal ćwierć wieku, by w tym miejscu mógł stanąć pomnik. (…) Stajemy tu każdego roku, by mimo upływu lat być z nimi, pochylić głowy nad ich samotnym cierpieniem, zapewnić o naszej z nimi łączności, zrekompensować lata zapomnienia, na jakie skazały ich powojenne władze. Oczami serca i wiary widzimy ich tu obecnych wśród nas, wspólnie z nami uczestniczących w milczeniu w tej rocznicowej uroczystości. Naszymi słowami, myślami i naszą tu obecnością przerzucamy most pamięci nad minionymi dekadami polskiej historii.

Ich losy ciągle odtwarzane…

- Przez blisko ćwierć wieku - od utworzenia w Płońsku pracowni dokumentującej dzieje miasta - tropimy ich losy, szukamy ich bliskich, docieramy do miejsc, w których mogą być obecne jakieś ślady - mówiła Mirosława Krysiak. - Myślę, że mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że przez te wszystkie lata poszukiwań ludzie, którzy tu ginęli stali się nam bliscy - zarówno ci, których nazwiska dziś znamy, jak i ci nieznanego nazwiska, których rodziny nigdy nie odnalazły i nigdy się nad tym miejscem nie pochyliły, którzy więc tym bardziej potrzebują serdecznej troski i pamięci nas, mieszkańców Płońska. Jesteśmy więc tu każdego roku. Jesteśmy także przy ich Mogile na starym płońskim cmentarzu. Ale jest czymś niespotykanym, by w tyle lat po tej zbrodni, dokonanej w połowie ubiegłego już wieku, dziś, u progu lat 20-tych kolejnego – 21. stulecia, pamięć o nich wciąż powracała nie tylko w miejscu ich męczeństwa i spoczynku, ale także w rozmowach, spotkaniach, telefonach, mailach… A tak właśnie się dzieje. Wciąż odbieramy sygnały z przeszłości.

Kampinoski ślad…

- Zaledwie przed kilkoma miesiącami odwiedziło Pracownię troje ludzi - kobieta z jednej z miejscowości położonych na terenie gminy Kampinos, gdzie podczas okupacji hitlerowskiej znajdowała się placówka żandarmerii będąca placówką graniczną pomiędzy III Rzeszą a Generalnym Gubernatorstwem, wraz z dwojgiem swoich dorosłych już wnuków - powiedziała Mirosława Krysiak. - Kobieta, która odwiedziła płońską Pracownię,  to córka żołnierza Armii Krajowej, podczas okupacji niemieckiej zamieszkującego wraz z rodziną wieś położoną w samym środku Puszczy Kampinoskiej, będącą jedną z dwóch sąsiadujących ze sobą wsi, których mieszkańcy należeli do Armii Krajowej. Którejś nocy - tuż przed Bożym Narodzeniem 1944 roku - wszyscy oni zostali aresztowani, wywiezieni do Nowego Dworu, przez tydzień lub dwa przetrzymywani w tamtejszym więzieniu. A potem zniknęli - zarówno ojciec kobiety, która nas odwiedziła, jak i aresztowani wraz z nim AK-owcy, mieszkańcy dwóch wsi kampinoskich. Kobieta która w czerwcu ub. roku odwiedziła płońską Pracownię, wspomina: „Jak ojca aresztowano to w ogóle nie mieliśmy o nim wieści… Przy jakiejś okazji mama dowiedziała się, że tatę być może zamordowano w Płońsku (…)… Więc jak tylko troszeczkę puściły mrozy, wybrała się do Płońska.  Mostu w Nowym Dworze wtedy nie było, przewiózł ich jakiś przewoźnik rozpadającą się łajbą, w dodatku akurat Wisłą kra szła… Bóg czuwał nad nimi, że dotarli na drugi brzeg. Gdy mama dotarła do Płońska, to oni już byli pochowani i nie było możliwości zidentyfikowania kogokolwiek… „Spóźniłam się…” - mówiła. Wiedziała jednak, że jak ich wydobyto z tego dołu, to leżeli w rzędach poukładani na jakimś placu. I że zrobiono im zdjęcie. Więc rozmawiała z ludźmi w Płońsku, którzy ich widzieli - mówiła, jak Ojciec wyglądał, jak był ubrany… Tym bardziej, że ubrany był w sweter mamy, bo w czasie aresztowania rodzice mieli głównie ubrania pochodzące z nielegalnych przerzutów, dlatego kiedy tatę aresztowano mama nie chciała mu ich dać, żeby Niemcy nie mieli żadnych dowodów przeciwko niemu. Dała mu wtedy swój własny sweter, a tata go założył i wyszedł. Więc Mama miała nadzieję, że mężczyznę w damskim swetrze mógł ktoś zapamiętać… Pytała, szukała, aż natrafiła na jakąś kobietę w Płońsku, która powiedziała, że taki rzeczywiście był tutaj, wśród zamordowanych (…)”. Przedstawiam Państwu tylko zarys tej ostatniej pozyskanej dla Płońska relacji, bowiem nadal trwają poszukiwania dokumentacyjne, zwłaszcza iż istnieje podejrzenie, że wśród niezidentyfikowanych ofiar zbrodni na Piaskach mogą być także inni AK-owcy aresztowani wówczas w Puszczy Kampinoskiej, których miejsca zbrodni i pochówku dotąd pozostają nieznane. Jeśli rzeczywiście tuż przed zbrodnią Niemcy przetransportowali ich z nowodworskiego więzienia do Płońska - mogą znajdować się wśród nierozpoznanych ofiar tej zbrodni. Czas pokaże, czy zdołamy odnaleźć potwierdzenie tych  przypuszczeń. Pragnę  także dodać, iż zaledwie kilkanaście dni temu, tuż po Nowym Roku, Pracownia odebrała kolejny telefon od bliskiego krewnego człowieka, którego na liście ofiar uzyskanej z IPN-u nie było, ale którego nazwisko wyryte zostało na jednej z zamieszczonych na Mogile tablic. Te nowe sygnały i informacje, które dziś Państwu pozwalam sobie przedstawić to jest wielka siła pamięci, jaką uruchomił Płońsk po 1990 roku.

tekst i foto: Katarzyna Olszewska

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do