Reklama

Strzelcy z Uniecka szlakiem Powstańców Styczniowych

Jednostka Strzelecka 1863 Unieck zorganizowała weekend pamięci Powstańców Styczniowych.

Pierwsza część uroczystości „II Wymarsz Szlakiem Powstańców Styczniowych" odbyła się w sobotę, 29 stycznia.

Wymarsz rozpoczęła zbiórka przy budynku z tablicą pamiątkową przy ul. Ciechanowskiej 10 w Glinojecku, gdzie złożono kwiaty i zapalono znicze. Trasa biegła do Uniecka, z przerwami i poczęstunkami w miejscowościach Kowalewko i Zygmuntowo.

Uroczystość zakończyła zbiórka na terenie Muzeum Powstania Styczniowego 1863-1964 w Uniecku (gm. Raciąż), gdzie zrekonstruowano obóz powstańczy.

Druga część uroczystości dofinansowanych ze środków powiatu płońskiego odbędzie się w niedzielę, 30 stycznia.

O godzinie 11.30 w kościele parafii św. Jakuba Apostoła w Uniecku odprawiona zostanie uroczysta msza święta w intencji 159 rocznicy wybuchu Powstania Styczniowego i poległych Powstańców.

O godzinie 12.30 zaś na Grobie Wojennym Powstańców Styczniowych na cmentarzu w Uniecku zostaną złożone wieńców i zapalone znicze.

Bitwy i potyczki - rys historyczny

Poniżej obszerne fragmenty rysu historycznego, który na podstawie wielu źródeł opracował Artur Zybała - komendant Jednostki Strzeleckiej 1863 Unieck.

W 1863 r. rozpoczął się kolejny zryw narodu polskiego, który nazwany został Powstaniem Styczniowym. Był największym wysiłkiem tego stulecia w całej Europie, mającym doprowadzić do odzyskania niepodległości. Powstanie Styczniowe trwało dwadzieścia dziewięć miesięcy, najdłużej ze wszystkich powstań narodowych i przyniosło mimo niekorzystnego stosunku sił walczących najmniej strat po stronie polskiej, bowiem walki prowadzone były sposobem partyzanckim.

Pierwsza faza Powstania Styczniowego realizowana była zgodnie z tak zwanym „planem Padlewskiego”. Zakładał on, że to Płock miał się stać przyczółkiem dla walki o odzyskanie niepodległości, a z racji swego położenia, miał być punktem zbornym do ataku powstańczego na Warszawę. Sztab powstańczy kierujący atakiem na Płock mieścił się w Drozdowie koło Raciąża leżącym z dala od miast i szlaków komunikacyjnych. Przyjeżdżali tam przedstawiciele i kurierzy Rządu Narodowego: Ojrzanowski z pobliskiego Kondrajca, Turowski z Koziebród, Jodłowski, Kuczborski i Zelt. Plan rozpoczęcia działań militarnych na teren płocki omówiono na spotkaniu naczelników powiatowych i dowódców oddziałów bojowych 21 stycznia 1863 r. w Drozdowie i Raciążu. Podczas narady w Drozdowie postanowiono zorganizować oddziały w dwóch punktach: pod Drobinem i Raciążem. Oba te oddziały miały iść osobno, aby połączyć się z Płockiem. Oddział powstańczy z okolic Raciąża tzw. partia mławska, miała zaatakować Płock od strony rogatek bielskich.

Atak na Płock nastąpił w nocy 22 na 23 stycznia. Z uwagi na słabe uzbrojenie powstańców, brak koordynacji działań poszczególnych oddziałów - atak nie powiódł się.  Po tym wydarzeniu, w niedługim czasie, władze carskie zarządziły koncentrację swoich oddziałów wojskowych w większych miastach. Wszystkie stacjonarne oddziały z terenu powiatu mławskiego, do którego należał również i Raciąż, zostały ściągnięte do Mławy.  

Relacja rosyjskiego generała Vladimira Semeki, dowódcy 6 dywizji piechoty i naczelnika wojennego okręgu płockiego: „Na samym początku powstania najliczniejsze zbiorowisko powstańców było w centrum guberni płockiej, gdzie zgromadziły się wszystkie cztery bandy(1), wcześniej zebrane i przygotowane do napadu na Płock, Płońsk, Mławę i Przasnysz. Po nieudanym napadzie na dwa pierwsze punkty, całe to zbiorowisko liczące kilka tysięcy ludzi, jeszcze powiększone znaczną liczbą uciekinierów z Warszawy, było rozrzucone w wielu miejscach w centrum guberni. I należy powiedzieć, że składało się ono z najlepszej, najbardziej niezawodnej grupy w powstaniu. Wśród nich byli zaprzysiężeni i ochotnicy ze szlachty i obywateli miejskich, rzemieślnicy i robotnicy różnych warsztatów, a także młodzież szkolna. Wojewoda Padlewski był między nimi prawie cały miesiąc i mimo jego wielkich starań, proklamacji, rozkazów i nawet zastraszeń, nie mógł z tego zbiorowiska sformować porządnej bandy do jakiegoś znaczącego przedsięwzięcia. Ze zgryzotą widział, jak na jego oczach cała ta masa powstańców w okresie około tygodnia zaczęła się zmniejszać i prawie zupełnie stopniała. Przede wszystkim oddaliła się cała szlachta ziemiańska ze stronnictwa białych i potem zaczęły się powszechne ucieczki z powodu prześladowania przez nasze oddziały, wysyłane ze wszystkich miast, a jeszcze bardziej z własnej inicjatywy. Wyraźnie ukazał się zupełny brak narodowego zrywu do powstania. Nie było ani jednomyślności, ani męstwa, ani zdecydowania, aby trwale prowadzić dzieło powstania. Padlewski wszystko to widział i zrozumiał i w rozkazie swoim z 15 stycznia wyrzekał się powstania, rozpuścił powstańców mówiąc „rozchodźcie się, póki możne jeszcze uciec”. Niestety, spiskowcom nie udało się odbić ani Płocka, ani Płońska. Do napadów na Mławę i Przasnysza nawet nie doszło. Według gen. Semeki przyczyn niepowodzeń powstańców należało szukać w złym przygotowaniu, ale przede wszystkim w braku jednomyślności i kłótniach między dowódcami „band". Autor zwrócił uwagę na zmienność nastrojów i decyzji Padlewskiego, czego dowodem według niego, było wydanie dwóch zupełnie rożnych rozkazów tego samego dnia - 15 (27) stycznia: pierwszy był skrajnie pesymistyczny, drugi - wojowniczy i triumfalny, napisany pod silnym wpływem Zbigniewa Chądzyńskiego - zwolennika terroru, organizatora oddziałów tzw. żandarmów-egzekutorów, którzy jak uważał Semeka, siłą, groźbą szubienicy, zastraszaniem włączali, zwłaszcza ludzi z niższych sfer do swoich „band”.

Dowódca garnizonu płockiego gen. Baron Mengden, w celu zorientowania się w sile powstańców wysłał w teren liczne oddziały wojska. Jeden z nich pod dowództwem adiutanta namiestnika pułkownika Józefa Sierzputowskiego - z pochodzenia Polaka, który zdradził swoją ojczyznę - w sile dwóch sotni kozaków i plutonu pięćdziesięcioosobowego żołnierzy muromskiego pułku piechoty, przemieszczał się z Płońska do Drobina i dalej skręcił w kierunku Glinojecka.

W tym samym czasie 28 stycznia rano, na terenie cukrowni „Izabelin” w Glinojecku, zbierali się powstańcy pod dowództwem kapitana Kazimierza Wolskiego, naczelnika operującego w powiecie mławskim. Wymieniony wraz ze swoim oddziałem uczestniczył we mszy świętej, celebrowanej przez proboszcza parafii z Glinojecka ks. Augustyna Krużmanowskiego. Po kazaniu i modlitwie w intencji powstańców, błogosławiąc im, wręczył oddziałowi chorągiew kościelną, która miała zastąpić sztandar wojskowy. 

Na wieść o zbliżających się wojskach rosyjskich, kpt. Wolski wycofał się z Glinojecka na zachód w kierunku Krajkowa, a następnie na północ w kierunku Uniecka, gdzie tegoż samego dnia doszło w tej wsi, do pierwszej potyczki na terenie powiatu mławskiego.

Z relacji rosyjskiego gen. Semeki: „W obliczu różnych zdarzeń, utworzyłem w Płońsku lotną rezerwę bojową, w środku rozlokowania wszystkich oddziałów, w ciągłej gotowości do ruszenia, dokąd będzie potrzeba. Dostrzec cel moich zarządzeń tym bardziej nie było trudno, że w pierwszym okresie powstania obie bandy, pod Unieckiem i Podosiem, zostały zniszczone przez oddziały wysłane z Płońska pod dowództwem Sierzputowskiego i Wałujewa”.

Oto jak opisał to zdarzenie S. Zieliński: „Tu dopadł go Sierzputowski. Rozdzieliwszy Kozaków na prawo i lewo, otoczył wieś, a piechota z częścią Kozaków uderzyła od czoła. Powstańcy zamknęli się w dwóch wielkich domach i uparcie bronili się z nielicznych strzelb, jakie posiadali. Kilkakrotnie z wielką odwagą, z kosynierami na czele, wypadali z domów, usiłując przedrzeć się, lecz przyjmowani gęstym ogniem karabinowym, za każdym razem byli zmuszeni cofnąć się. Gdy na koniec sąsiednia stodoła zapaliła się, a z niej ogień przeskoczył na domy, w których dzielna garstka tak waleczny stawiała opór, wybiegali na zewnątrz i poddali się; moskale zaś pod pozorem, iż jeden z poddających się rzekomo miał strzelić do Sierzputowskiego, rzucili się na bezbronnych, poczęli mordować i dobijać rannych. 75 wziął Sierzputowski do niewoli, między innymi Wolskiego”. Tak naprawdę, Sierzputowskiego miał zastrzelić jeden z żołnierzy rosyjskich, nie mogący patrzeć na masakrę powstańców.  

Z relacji rosyjskiego gen. Semeki: „Pierwsza banda składająca się z trzech połączonych band Wolskiego, Postrycha i Markiewicza, pod wspólnym dowództwem Wolskiego, 16 lutego(2) we wsi Unieck została dopadnięta przez oddział z Płońska, składający się z dwóch sotni(3) kozackich i plutonu piechoty pod dowództwem pułkownika Sierzputowskiego, adiutanta Jego Cesarskiej Mości Namiestnika. Powstańcy nie zawahali się i zająwszy dwa najbliższe budynki, odpowiedzieli na atak salwą z karabinów. Ale otoczeni z dwóch flank przez kozaków, a z przodu rażeni salwami piechoty, nie mieli możliwości wycofania się z płonących budynków, wrzucili broń do ognia i poddali się. Ponad połowę bandy (74 ludzi) wzięto do niewoli i schwytano wszystkich trzech dowódców (zostali rozstrzelani), wielu zostało zabitych lub spaliło się. Cała banda została unicestwiona. Po naszej stronie zostało rannych dwóch kozaków”.

O wydarzeniu tym, pisał również w swoim raporcie ówczesny proboszcz parafii Unieck - ks. Adam Kosiński, do biskupa płockiego z 14 lutego 1863 r. „Znękany będąc chorobą blisko 5-cio tygodniową zapalną płucową, w dodatku różą na całą twarz i głowę, gdy zacząłem cokolwiek pierwszych sił nabierać, w dniu 28 stycznia st. m. b. o godz. 9 wiecz., nawiedzony zostałem niespodziewanie przez partję, powstańców polskich, która była w przechodzie z Raciąża, Lipy, Szczepkow. Cała partja, jak mi mówiono 105 osób, ulokowała się na środku wsi Unieck. Naczelnicy zaś w liczbie 6 pod dowództwem Kazimierza Wolskiego, z legionów Garibaldiego mieniącego się z Włoch i ks. Franciszkanina z Warszawy, przybyli do mnie uzbrojeni, żądając furmanki. W kwadrans niespełna, wpada nagle parę osób z partii, przestrzegając o nadchodzącym wojsku ros., które otoczywszy całą wieś silnie, zajęło zabudowania plebańskie, a najbardziej plebanję. Przestrach, trwoga ogarnęła mnie. Bezzwłocznie trzy kolumny Kozaków w dodatku piechota rozpoczęli strzały najsilniej od frontu plebanji bez przerwy. Spadające obrazy, wyłomy tynkowania, z okien szkło i widoczne niebezpieczeństwo wprowadziło mnie w obłęd. Wychodzę, oświadczając, kim jestem (na moje nieszczęście miałem księdza z Ratowa, który mnie wyręczał w chorobie). Wiary mi nie dano. Pięciu żołnierzy otacza mnie, popychając bagnetami, abym na przodzie wskazał im miejsce ukrycia Polaków. Na plebanji wskutek wybicia szyb, gasło światło w latarni, czy też może dano jej źle założone, wypadają więc żołnierze, myśląc że zdrada. Człowiek mój przez usunięcie mnie z miejsca, ratuje moje życie od kuli, która wpadłszy jednym oknem, drugim wypadła i ta w same w piersi byłaby mnie raziła. Bezzwłocznie opuszczam plebanię. Wtedy zostaję otoczony przez owych 5 żołnierzy do pełnionej rewizji, czy nie mam broni i „w plen” na uboczu umieszczony, stoję na dworzu w szlafroku z gołą głową i latarnią w ręku.

Tu widzę rozmyślne zapalenie stodoły, by służyła tylko za oświetlenie do ścigania, bo nikogo w niej nie było. Również i plebanja podpalona przez kozaków przy użyciu suchej słomy z dachu i wystrzale. Zupełne nieszczęście! Wybiegają z ognia powstańcy Polacy, otaczają ich żołnierze. Kozacy dopełniają rewizji… A popłoch wynikły w wojsku, dozwala mi ujść szczęśliwie do sąsiedniego domu, będącego w pobliżu i tam zostałem do godz. 3-ej rano, gdzie 3 kozaków uzbrojonych zabiera mnie do dowódcy Sierzputowskiego pułkownika. Tu widzę, że i moja osoba zagrożona i dozna jednego pewno losu z jeńcami. Lecz ten pociesza, a przytem poleca zabrać  i pochować dwóch zabitych Polaków i mocno rannych pojechać z Bogiem, w liczbie, który jeden umiera w Uniecku, drugi w Raciążu, a trzeci w Glinojecku.

Z ludzi unieckich zabity został Koprowicz, ranny w rękę Kwiatkowski, na której dziecko swoje trzymał. Ci ratować chcieli swoje rzeczy i uprowadzić z płomieni bydło.

Tak więc w okarmieniu pozbawiony zostałem wszystkiego i całe mienie moje w popiół, gruzy zamieniono, wszystko, trzoda chlewna, która w pobliżu plebanji w chlewach umieszczona była, zboże, cała krescencja, pasza, sprzęty, pościel, garderoba, biblioteka, która przeszło 3 tys. Złotych kosztowała, pieniądze, wszystko, wszystko, a pozostałość i całe mienie stanowił szlafrok i w czem byłem. Ratunek był wykluczony, bo i ksiądz z Ratowa, służba domowa to wyratowali, co na nich było, jak i inni ludzie dworscy, w dwóch domach czworakach, w środku wsi, zamieszkali nic nie mogli uratować. Probostwo przy tem utraciło i kościół z uposażenia swego, wszystkie dowody i akta, zasiew cały, jary, trzodę chlewną, wszystkie naczynia i sprzęty spisane tabelarycznym spisem i protokółem tradycyjnie objęte. Z bielizny kościelnej: komże, firanki i rzeczy, dane do prania, obrusy; dwie puszki do chorych, wszystkie wota srebrne i inne, pieczęcie: kościelna, urzędnika stanu cyw. Do tuszu nowa i do laku dawna itp., akta metryczne od lat najdawniejszych i akta metryczno-cywilne, a nawet duplikat z roku zeszłego 1862 r. (prócz jednej księgi urodzonych od 1 st. 1862 r. którą formując sumariusz czyli rejestr, na stole przy oknie umieściłem i ta skutkiem wpadnięcia okna wyrzucona na świat, ocalała i oddaną mi została), serenga i bańki nadesłane dla felczerów parafialnych. Dziś dopiero składam niniejszy raport J. W. Panu, do skreślenia którego ledwie odwagi i sił nabrać, będąc znękany chorobą i nieszczęściem….”    

Rosjanie, przyjmując nową taktykę w prowadzonych potyczkach z polskimi powstańcami, według gen. Semeki zauważyli oni: „Oddzielanie małych patroli z oddziałów zwiększało i tak wielkie niebezpieczeństwo. Zauważeni przez jakiegokolwiek powstańca-żandarma, mogli łatwo wpaść w pułapkę, którą nie trudno było zastawić przy pomocy mieszkańców zagrożonych groźbą powieszenia. Wysyłanie zaś silniejszych patroli w sile sotni lub połowy sotni kozaków było bezskuteczne, ponieważ banda zauważywszy taki patrol, szybko rozeszłaby się w różne strony i trzeba byłoby ją ponownie znaleźć. Zamiast tego służba wywiadowcza w rejonie płockim była prowadzona bardzo gorliwie i z powodzeniem przez oddziały bojowo-zwiadowcze, które były nieustannie w ruchu i znalazłszy ślad bandy od razu ją atakowały”.  Autor z pewnością miał na myśli, że poszukiwania były prowadzone przez oddziały nieudolnie, ledwo zdążali doścignąć ariergardy band, nie potrafili oskrzydlać flank, odcinać dróg ucieczki, nie potrafili zadawać, jak się wyraża „decydujących ciosów”, w szczególności przy pierwszych starciach, aby oddziaływać na wyobraźnię przeciwnika. Tym czasem w płockim rejonie dwa pierwsze starcia z powstańcami szczególnie obalają przytoczone stwierdzenie. Pod Unieckiem banda została otoczona z flank i nie mając możliwości odwrotu, poddała się i cała została unicestwiona. Takie „decydujące ciosy” powstańcy mogli otrzymać tylko wówczas, gdy ich bandy zostając na zajętych pozycjach przyjmowały walkę, jak było to pod Unieckiem i Podosiem, co później prawie nigdy nie zdarzało się w rejonie płockim. Bandy Wolskiego i Szteinkelera miały najlepszy skład, przepełniony młodzieńczym entuzjazmem - tylko dla tego przyjęli walkę i zostali zniszczeni.

Liczba poległych i rannych polskich powstańców w potyczce w Uniecku jest różnie interpretowana. Według S. Zielińskiego 3 poległo w walce, 22 było rannych, a 75 dostało się do niewoli. Natomiast W. Karbowski podaje, że 2 powstańców poległo, 22 było rannych, a 75 dostało się do niewoli. Szesnastu z nich skazano na katorgę syberyjską, a wśród nich znalazł się na pewno - ranny powstaniec styczniowy Jan Konarski, który po 10 latach pobytu w twierdzach syberyjskich, powrócił do kraju i osiadł na stałe w Płocku i okolicach. (r); foto: Maciej Mączyński

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do