
1 marca obchodziliśmy Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych, tych, których przez wiele lat komunistyczna propaganda nazywała bandytami. Cofnijmy się dziś kilkadziesiąt lat wstecz dzięki wspomnieniom Aliny Zakrzewskiej pseudonim Młodociana.
Alina Zakrzewska - z domu Pyrzyńska, urodziła się w Arcelinie 24 września 1930 roku, jako córka Stanisławy i Bronisława. Gdy wybuchła II wojna światowa miała tyko dziewięć lat a rodzina Pyrzyńskich pomagała polskim żołnierzom. W styczniu 1945 roku na teren powiatu płońskiego weszła Armia Czerwona, Niemcy uciekli. Wojna się skończyła, ale wolności nie było, zmienił się tylko okupant.
Aresztowanie….
- (…) „Po wojnie z Niemcami, to co przedtem było chlubą naszego narodu, stało się podstawą do oskarżeń przez „władzę ludową” - wspominała Alina Zakrzewska w publikacji Janusza Żabowskiego „Płońska konspiracja patriotyczna 1939-1956”. - Dla ugrupowań AK i NSZ własna Ojczyzna stała się macochą. Ci zaś, którzy się ujawnili - trafili w ręce NKWD i UB.
Alina relacjonowała, że jej rodzinny dom nadal był otwarty dla ukrywających się żołnierzy Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych, mieścił się tu również punkt kontaktowy, a w 1947 roku u rodziny Pyrzyńskich ukrywała się Teodora Skubiszewska z Raciąża. Rok później została aresztowana w Warszawie i skazano ją na długoletnie więzienie.
W lutym 1948 roku Alina, choć nie miała jeszcze 18 lat, zaczęła pracę w Gminnej Spółdzielni w Gralewie (gm. Raciąż). Prezesem tej spółdzielni był Zdzisław Zakrzewski „Dąb”, żołnierz NZW. Alina włączyła się z działalność tej organizacji, została łączniczką, przenosząc korespondencję z Gralewa do Arcelina i Raciąża.
Pomimo ogłoszonej przez komunistyczne władze amnestii, jesienią 1948 roku nastąpiły liczne aresztowania, również w powiecie płońskim. Aresztowany został ojciec Aliny. Dzień później Alina jechała rowerem z Baboszewa do Gralewa i w Mystkowie zatrzymało ją UB.
Polak dla Polaka…
- (…) „Zostałam przewieziona do płońskiego UB przy ul. - o ironio Wolności - relacjonowała Alina z Pyrzyńskich Zakrzewska. - Przeszłam brutalne śledztwo, obelżywe epitety, w czym szczególnie popisywał się śledczy Jan Łaszczewski. Na moją uwagę, jak może tak się wyrażać oficer w polskim mundurze, powiedział: Ja ci pokażę co mogę i kim jestem, no i pokazał… Uderzył mnie kablem w twarz oraz plecy i kazał zamknąć do karceru. W pomieszczeniu tym przebywał już jakiś starszy pan. Nim go zabrali, zdążył mnie ostrzec, że gdy będę podpisywać zeznania, to tak mam to zrobić, aby nic nie mogli dopisać. A taką praktykę stosowali sędziowie śledczy w płońskim UB. Wkrótce się o tym przekonałam: kazano mi podpisać zeznanie dwie czy trzy linijki niżej, na co się nie zgodziłam. Zaczęli mnie wyzywać: ale k…. cwana! W UB było dużo aresztowanych, brakowało nawet cel w piwnicach. Dlatego przewieziono nas do więzienia przy ulicy Warszawskiej. Na dole był punkt skupu zboża z planowych dostaw, rolnicy mogli wjechać wozami na teren więzienia. Aresztowanych trzymano na I piętrze. Więźniowie przechodzili bardzo ciężkie śledztwa. Tu Polak dla brata Polaka wymyślał najcięższe tortury: bito, kopano, wiązano ręce do tyłu, wieszano na haku, bito w pięty do utraty przytomności. W płońskim UB pracowali ludzie bez serc i sumienia, sadyści. Zadawanie więźniom bólu i cierpienia sprawiało im przyjemność. Przebywali tu m.in. więźniowie aresztowani we Wrocławiu. Jeden z nich był w celi razem ze Stanisławem Wiśniewskim z Gralewa. Ponieważ na teren więzienia można było wejść, wrzucili przez okno gryps, w formie kuleczki z adresem, przeznaczony dla swojej rodziny. Jadzia Chądzyńska - Jaworska z Gralewa, która przychodziła pod mury więzienne do ojca Juliana, znalazła tę kuleczkę i pod wskazany adres wysłała list z informacją, gdzie przebywają aresztowani (...).
Bili go, nie powiedział…
Alina została przydzielona do pracy w więziennej kuchni. Więźniowie, dla których nie starczyło misek, dostali stare, brudne, poniemieckie hełmy. Z nich jedli zupę…
Więźniowie nie mogli palić papierosów, zdarzali się jednak strażnicy, którzy papierosy osadzonym dawali. Pewnego dnia Alina poprosiła o papierosy przez okno w więziennej kuchni rolnika, który przywiózł zboże. Rolnik zostawił je przy pompie. Alina zabrała papierosy, gdy poszła po wodę i wieczorem przy okazji wydawania kawy rozdała więźniom. Żołnierz KBW, który to widział, nie wydał Aliny. Jednym z obdarowanych był kolega Aliny, Tadeusz Perłowski. Okazało się, że w jego celi był kapuś, powiedział, że to Alina rozdawała papierosy. Zabrano na przesłuchanie najmłodszego z celi - 19-letniego Tadeusza Wojewódzkiego. I choć go bili, chłopak nie przyznał się, że dostał papierosy od Aliny.
Zasłoniła ją własnym ciałem…
Razem z Aliną w celi przebywała Leokadia Przedpełska ze Strzeszewa - miała wówczas 50 lat. Była wdową, jej męża zamordowało gestapo. Pewnego dnia do celi wpadli strażnicy, krzycząc do Aliny, by oddała papierosy i powiedziała, kto jej je dał. Nie przyjmowali do wiadomości, że Alina żadnych papierosów nie ma.
(…) „- Zaczęli mnie bić kablem, gdzie popadło - po plecach, głowie - opowiadała Alina. - Wówczas pani Przedpełska zasłoniła mnie swoim ciałem i powiedziała: panowie, jak możecie, przecież to jeszcze dziecko. Przestali mnie bić, ale dalej bili tę panią w złości, że mnie zasłoniła. Pani Przedpełska była mądrą i dobrą kobietą, dla mnie to kochana babcia. Jak mogła, osłaniała mnie, broniła, przytulała, łezkę otarła, a łez było dużo, dużo. Tak robią tylko dobre babcie (…)”.
Kałuże krwi…
Gdy przybyło aresztowanych kobiet, Alinę przesunięto z pracy w kuchni do sprzątania więziennych korytarzy i celi, gdzie przesłuchiwano więźniów.
(…) „- Jeszcze dzisiaj pamiętam na podłodze kałuże krwi, biurko i ściany poplamione krwią - wspominała. - Zmywałam i płakałam, żal mi było więźniów tak bitych i katowanych, może tam też była krew mojego ojca?
W listopadzie 1948 roku w remizie strażackiej w Baboszewie odbył się pokazowy proces - Alina została przez wojskowy sąd skazana na karę 5 lat więzienia i utratę praw publicznych na 2 lata a jej ojciec na 12 lat więzienia i utratę praw publicznych na 5 lat. Tego samego dnia skazano również Władysława Łazarskiego (5 lat więzienia) i Tadeusza Perłowskiego (1 rok więzienia).
Za mało dostaliście…
Po ogłoszeniu wyroku więźniowie mogli się spotkać z rodziną.
(…) „- W czasie mojej rozmowy z siostrą, Teresą Obrębską, podszedł do nas milicjant, Witold Zarzycki i powiedział: i tak mały wyrok dostaliście - relacjonowała Alina Zakrzewska. - Siostra odpowiedziała: ciekawe, ile wy dostaniecie, jak was będą sądzić? Milicjant się zdenerwował, złapał siostrę za kołnierz, kopnął ją. Zrobiło się zamieszanie, widzenie przerwano (...). Przewieziono nas do więzienia w Płońsku. Byłam sama w celi. Było mi bardzo smutno - miałam 18 lat, zostałam pozbawiona wolności i wszelkich praw. Chciałam płakać i krzyczeć: za co tak duży wyrok, tak duża kara! Kryłam swój smutek i łzy, bo przez wizjer w drzwiach zaglądali ubecy. Stawałam więc tyłem do drzwi, by nie widzieli łez.
W warszawskim więzieniu…
Dwa dni po ogłoszeniu wyroku Alina została przewieziona do więzienia przy ulicy 11 Listopada w Warszawie i umieszczona w celi dla - jak to określano - antypaństwowych. W małych celach na dwie osoby przebywało 8-10 kobiet i było całe mnóstwo pluskiew.
Jesienią 1949 roku Alina trafiła do pracy w pralni. Kobiety prały męską bieliznę na tarze, gdy zaprotestowały przeciwko ilości tej pracy, zostały ukarane, zabrano im koce i sienniki. Noce były zimne, a ubrania musiały zostawiać na korytarzu. Protestowały dalej, karę przedłużono i kobiety zaczęły chorować, również Alina. Karę zawieszono.
W Fordonie…
Pod koniec 1949 roku kobiety, a wśród nich i Alina zostały przetransportowane do więzienia dla kobiet „antypaństwowych” w Fordonie koło Bydgoszczy. Podczas transportu pilnowali ich żołnierze KBW z psami.
(….) „W Fordonie było dużo kobiet: staruszki, w średnim wieku i młodociane, te które nie ukończyły 21 lat - opowiadała Alina Zakrzewska. - Po dwutygodniowej kwarantannie nastąpił przegląd i segregacja ze względu na przydział pracy. W tym więzieniu robiono swetry i czapki dla wojska oraz haftowano patki oficerskie, milicyjne i górnicze. Musiałyśmy zarabiać na swoje utrzymanie w więzieniu. Zostałam zatrudniona w pracowni hafciarskiej (…)”.
Kobiety miały wyznaczoną normę, te, które jej nie wyrabiały, nazywane były wrogami Polski Ludowej. Jedzenie było koszmarne - w grochówce pływały małe, czarne robaczki, w kaszy robaki białe. Sytuację ratowały paczki żywnościowe i fakt, że jeśli ktoś miał pieniądze, mógł jedzenie kupić - raz w miesiącu. Listy można było otrzymywać dwa razy w miesiącu. Można było czytać, ale tylko książki marksistowsko - leninowskie, te o Stalinie i „Trybunę Ludu”. W tym ostatnim przypadku sprawdzano, czy więźniarki czytają komunistyczną gazetę.
Nie brakowało natomiast kar, a karano karcerem, zabraniem siennika czy głodówką. Nie ominęło to również Aliny - ona i jej towarzyszki z celi zostały ukarane za śpiewanie w Nowy Rok. W zamian dostały tydzień bez sienników i koców oraz 4 dni głodówki.
Przez kilka miesięcy 1952 roku Alina pracowała w cegielni. Była to ciężka praca, tym bardziej, że więźniarki były słabe i niedożywione.
Ten najszczęśliwszy dzień…
(…) „- 10 lutego 1953 r. nadszedł najszczęśliwszy dzień - wspominała Alina Zakrzewska. - Zostałam zwolniona po 4 latach i 5 miesiącach odbywania kary ciężkiego więzienia. Żal mi było koleżanek, które musiały pozostać. Kto nie przeżył więzienia stalinowskiego, nie zrozumie tęsknoty za wolnością, za rodziną, za innym, normalnym życiem. Wyszłam za bramę. Zatrzymałam się na ulicy. Nie wiedziałam czy płakać, czy krzyczeć. Boże, mój Boże, jestem wolna. Nie ma przy mnie strażników, którym musiałam się kłaniać: dzień dobry, panie oddziałowy (…)” .
Alina wróciła do domu. Jej ojciec, Bronisław wrócił po 6 latach spędzonych w różnych więzieniach.
W marcu 1992 roku sąd uniewinnił Alinę, uznając, że czyn, za który skazali ją komuniści, był związany z działalnością na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego. Bronisław Pyrzyński również został uniewinniony.
(…) „- Nie pamiętam, czyje to są słowa, kto napisał: „Prawem każdego Polaka jest przebaczać, obowiązkiem każdego Polaka jest pamiętać. Narody tracąc pamięć, przestają istnieć” - wspominała Alina.
Więc pamiętajmy…
Katarzyna Olszewska
PS. Artykuł powstał na podstawie publikacji „Płońska konspiracja patriotyczna 1939-1956” śp. Janusza Leszka Żabowskiego.
Na zdjęciu lato 2006 roku, kiedy do Płońska przyjechali pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej. W ramach projektu „Śladami zbrodni” dokumentowali płońskie ślady, m.in. płoński areszt i dawną siedzibę Urzędu Bezpieczeństwa. (foto: archiwum)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dziś już znamy odpowiedz na pytanie p. Obrębskiej ile dostaną ubecy i milicjanci, gdy będą sądzeni: nie dostaną nic, lub wyroki w zawieszeniu. Ojczyzna nie osądziła zdrajców, bandytów i sadystów. A nawet dawała im wysokie emerytury do 2017r. Ci wszyscy omamienie przed poprzednie władze powinni o tym pomyśleć. Głosując na nich stajemy sie współwinni zbrodni dokonywanych na "Wyklętych".