Reklama

Z dziejów dwóch rodzin, czyli wspomnienia Tadeusza Końca

04/07/2017 18:16
By uratować od zapomnienia…
W jednym z najnowszych zeszytów Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska - „Z dziejów dwóch rodzin” można przeczytać wspomnienia Tadeusza Końca, pochodzącego z Kamienicy w gminie Załuski.

Tadeusz Koniec na wstępie zaznacza, że do napisania wspomnień zainspirowała go wiadomość, że w Płońsku jest pracownia dokumentacji, gdzie gromadzi się wspomnienia ludzi z ziemią płońską związanych i gdzie gromadzi się pamięć o zbrodni dokonanej w 1945 roku przez Niemców na płońskich Piaskach. Tadeusz Koniec jest szwagrem Mieczysława Kobuszewskiego, który został tam zamordowany.

Zdecydował się na opublikowanie swoich wspomnień, by uratować je od zapomnienia…

(…) „Może ktoś je przeczyta i zamyśli się nad tym, co było. Może komuś pomogą zrozumieć znaczenie jego własnych wspomnień, których sam dotąd nie zapisał” - napisał na wstępie Tadeusz Koniec.

Mieszkali w Kamienicy

Tadeusz Koniec urodził się w 1924 roku w Kamienicy - jego rodzice, matka Helena z domu Stangreciak i ojciec Władysław Koniec, prowadzili tam gospodarstwo rolne. Mama Tadeusza pochodziła z pobliskich Złotopolic. Tadeusz był jednym z sześciorga rodzeństwa - miał czterech braci i siostrę.

Podczas pierwszej wojny światowej carskie wojska ewakuowały rodzinę Końców z Kamienicy, podobnie jak innych mieszkańców. Budowali na polach okopy, wycięli wszystkie drzewa, by mieć widoczność, spalili pasiekę i budynki gospodarcze. Końcowie ukryli się w Strubinach, potem wrócili do domu…

Dzieciństwo Tadeusza przypadło na międzywojenne lata. Wspomina, że Kamienica wówczas była dość zasobną wsią, działał w niej wiatrak, cztery kolonialne sklepy, kuźnia, rymarz, stelmach, świadczono też różne usługi, np. naprawę rowerów.

(…) „Stosunki sąsiedzkie, ludzkie, były wówczas bardzo dobre - wspominał Tadeusz Koniec. - Czasami myślę, że ludzie byli wtedy dla siebie lepsi niż dziś. Dawniej, na przykład często wybuchały we wsi pożary, a gdy do nich dochodziło, ludzie natychmiast szli na ratunek - bo pogorzelcom należało iść z pomocą, więc pomagali. To była autentyczna pomoc ludzka, sąsiedzka. Solidarność w biedzie, w nieszczęściu. I to pomimo tego, że ludzie byli podzieleni na klasy społeczne, bo choć parafia w Kamienicy była niedużą parafią - liczyła siedem wsi i siedem dworów - to nie była jakąś jednością, przeciwnie, była bardzo podzielona, ludzi wtedy dzieliło się na dworskich, potem byli małorolni, a po nich już ci bogatsi od pozostałych… Ale ta pomoc w nieszczęściu była, niezależnie od tych podziałów.(…)”

Wieczorami do Końców przychodzili sąsiedzi i rozmawiano o różnych sprawach. Tak to wtedy bywało… Gdy pojawiło się w domu radio, też razem go słuchano.

Tadeusz wspomina, że po odzyskaniu niepodległości w ludziach silne było przywiązanie do ziemi, wiary i Ojczyzny, a w szkole w Kamienicy kładziono nacisk na wychowanie patriotyczne, nauczyciele wpajali dzieciom patriotyzm i uczyli szacunku do historii.  Kiedy zmarł marszałek Piłsudski cała szkoła słuchała radiowej transmisji z pogrzebu. Tadeusz wspomina, iż tak wówczas młodzież była wychowana, że Piłsudski czy Mościcki, to były postaci im drogie i bardzo bliskie, dla których mieli ogromny szacunek i cześć…

Po sąsiedzku…

Sąsiadami Końców przed wojną była rodzina Kobuszewskich - przyszli teściowie Tadeusza - mieszkali w sąsiadującej z Kamienicą wsi Naborówiec. Adam Kobuszewski żonaty był dwukrotnie: z Kazimierą z domu Karabin miał syna Mieczysława, którego w 1945 roku Niemcy zamordowali na płońskich Piaskach. Po śmierci Kazimiery Adam został sam z małym synkiem - dwanaście lat później ożenił się powtórnie - z Władysławą Matuszewską z Galomina. Mieli troje dzieci, w tym córkę Danielę, która w 1949 roku wyszła za mąż za Tadeusza Końca.

Rodzina Kobuszewskich była zamożna, mieli duże gospodarstwo i służbę, a do kościoła jeździli bryczką. Kobuszewscy i Końcowie żyli po sąsiedzku zgodnie, wymieniali się sprzętem rolniczym, wspólnie jeździli na targ.

Adam Kobuszewski zmarł w 1933 roku, jego rodzina do wybuchu drugiej wojny radziła sobie.

Ludzie ciężko pracowali…

Mama Tadeusza - poza tym, że prowadziła z mężem gospodarstwo, miała również w domu pracownię słomkowych kapeluszy. Przywoziła z Warszawy zamówienia i specjalny gatunek słomy, a potem z dziewczętami z okolicy wyplatała kapelusze, co było zadaniem wymagającym precyzji. Gotowe kapelusze trafiały do sklepów w stolicy.  Ojciec z kolei zajmował się sprzedażą rolniczych produktów. Jeździł z nimi do Płońska.

Ludzie ciężko wtedy pracowali, aby przeżyć. A potem, gdy wybuch II wojny okazał się nieunikniony, zaczęli się bać.

(…) „- Bała się jej także moja mama, bo nas było przecież pięciu chłopaków!... Pamiętam jej słowa: - „Mój Boże!... Jeśli ta wojna musi być, to niech będzie teraz, dopóki jeszcze moje dzieci są małe…” Ale jeden z nas zdążył dorosnąć i poszedł na wojnę - w marcu 1939 roku powołany do wojska został mój najstarszy brat Jan, dostał skierowanie do Modlina, do 32. Pułku Piechoty. (…)” - wspominał Tadeusz.

Gdy wybuchła wojna, ludzie zaczęli uciekać - niemieccy szpicle opowiadali, że Niemcy będą wywozić i zabijać, udało się zdezorganizować ludność. Ludzie uciekali, czasem nie wiedząc, dokąd mają pójść. Drogi były zatłoczone. Wyjechali też Kobuszewscy, ale następnego dnia wrócili. Uciekać zamierzali też Końcowie, ale ostatecznie na taki krok się nie zdecydowali.

Niemcy zajęli majątek Tarnowskich w Kamienicy, zajęli też ten w Naborowie i Zdunowie.  Interesowali się Mieczysławem Kobuszewskim - przyrodnim bratem przyszłej żony Tadeusza Końca.

W Kamienicy tajne nauczanie prowadził proboszcz, ksiądz Morawski. Uczył m.in. Danielę Kobuszewską. Nikt nie znał dnia, ani godziny, Niemcy stosowali różne represje, wysyłali na roboty. Synowie Końców ukrywali się, by uniknąć takiego losu…

Wzięli jak swoje…

Do Kamienicy przywieziono siedem niemieckich rodzin, które zajęły polskie gospodarstwa. Jedna z tych rodzin zajęła połowę domu Końców, druga gospodarstwo ich sąsiadów, Kobuszewskich, których wysiedlono do Kozimin. Tam przydzielono im jedną izbę w czworaku. Rodzinie Kobuszewskich pomagał zarządzający tym majątkiem Bojanowski, to on ich z Kozimin wydostał. Powrócili do Kamienicy w 1943 roku.

Tadeusz nie mógł wtedy mieszkać z rodzicami, bo jak wspomina, nie podobał się Niemcowi, który zajął ich gospodarstwo. Pojechał do siostry w Olszynach Nowych, ale któregoś dnia jej gospodarstwo również zajęli Niemcy.

Potem było jeszcze gorzej. Jesienią 1940 roku Niemcy w ciągu jednego dnia wysiedlili całą Kamienicę, dali dwie godziny na opuszczenie domów. Rodzina Końców straciła dach nad głową. Zamieszkali u rodziny w Słotwinie.

Tadeusz poszedł do siostry mamy, do Złotopolic i do pracy w Kroczewie, gdzie Niemcy budowali lotnisko. Woził żwir, piasek i drewno na budowę, a potem zachorował z wycieńczenia i zimna, więc wrócił do rodziców, do Słotwina. Gdy wrócił do zdrowia, zatrudnił się u rodziny w Olszynach Nowych.

Trudno sobie wyobrazić…

Tadeusz wspomina, jak Niemcy zabrali do obozu w Dachau jego wuja Bożewskiego z Grodźca, który należał do AK. Wrócił po wyzwoleniu, ale był już cieniem człowieka… Niemcy przyszli też do brata mamy Tadeusza, Władysława Stangreciaka ze Słotwina. Szukali broni z alianckiego zrzutu. Broń była schowana na strychu w oborze, Niemcy jej nie znaleźli. Pojechali od razu do Wacława Budnika z Olszyn Nowych, zabrali go do Pomiechówka. Znęcali się nad nim, aż go zamordowali…

Po tym, jak wybuchło Powstanie Warszawskie, Niemcy wpadli w popłoch i zaczęli wyjeżdżać. Ludzie wrócili do swoich domów - pustych, bo Niemcy wywieźli wszystko… Niemcy jeszcze wrócili, Polaków nie wypędzali, ale jednocześnie nasilili represje. Zabierali ludzi na okopy i na roboty do Niemiec. Synowie Końców bali się wrócić do domu. Mieli różne kryjówki.

Tadeusz należał do AK - wprowadził go wuj Stangreciak, był łącznikiem.

Gdy jesienią 1944 roku zaczęły się aresztowania, Mieczysław Kobuszewski - brat przyszłej żony Tadeusza, zdawał sobie sprawę z zagrożenia. Ukrywał się, podobnie jak Władysław Stangreciak ze Słotwina. Kobuszewski został jednak aresztowany i uwięziony w płońskim areszcie. Zginął razem z wieloma osobami w styczniu 1945 roku, zamordowany przez Niemców na płońskich Piaskach.

O odkryciu masowego grobu w Płońsku Kobuszewskich powiadomił Zygmunt Karabin z Bród. Decyzję o sprowadzeniu ciała brata do domu podjęły siostry. Mieczysław nie spoczął w zbiorowej mogile na płońskim cmentarzu, ale w grobie rodzinnym na cmentarzu w Kamienicy…

Niemcy zabili Kobuszewskim syna, a Sowieci zabrali matkę. Kobuszewską wywieziono w głąb Rosji. W domu zostali: 19-letnia Mieczysława, 16-letnia Daniela i ich 11-letni brat Ryszard. Pomagał im Zygmunt Karabin z Bród.

Do dziś nie wiadomo , co z panią Kobuszewską się stało. Rodzina poszukiwała jej przez PCK, potem pytała w IPN. Ostatnia wiadomość od ludzi, których też wywieziono, była taka, że wysiadła na jednej ze stacji z wagonu po wodę i już nie wróciła. Możliwe, że było to już na terenie Rosji.

Po wojnie

Tadeusz Koniec po wojnie zamieszkał w Nowym Dworze. Jego brat Jan powrócił z obozu jenieckiego, spotkali się przypadkiem na płońskim rynku. Jesienią 1949 roku Tadeusz poślubił córkę Kobuszewskich, Danielę. Urodziły się im dwie córki.  Przeżyli razem 66 lat. Pani Daniela zmarła w ubiegłym roku. Pan Tadeusz ma obecnie 93 lata i mieszka w Warszawie.

Katarzyna Olszewska

PS. Całość wspomnień Tadeusza Końca  jest dostępna w zeszycie pracowni „Z dziejów dwóch rodzin” (Seria: Wspomnienia. Zeszyt XXIX. Płońsk 2017). Materiał powstał na podstawie powyższej publikacji.

foto: zbiory Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska    Helena ze Stangreciaków i Władysław Koniec z dziećmi Janiną i Janem, 1917 r. (foto: zbiory Pracowni Dokumentacji Dziejów Miasta Płońska)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do