
Trwa zbiórka pieniędzy na odbudowę zniszczonego pożarem domu w Henrykowie (gm. Nowe Miasto). A jest to rodzinny dom ludzi, którzy od lat niosą pomoc zwierzętom i prowadzą pensjonat Lidkowo. Każdy, kto chciałby pomóc pogorzelcom, może to zrobić, wpłacając pieniądze poprzez portal pomagam.pl - https://pomagam.pl/lidkowo?fbclid=IwAR2e4q9CBfosSpDZbtx2qq6PxSZghrnKVidgbJc4nTIt_ACGh_ikgtFGbEU
A my, zachęcamy do pomocy, wspominając naszą wizytę w Lidkowie z 2002 roku - reportaż w dalszej części materiału.
Jak już informowaliśmy, 23 kwietnia zapalił się dom mieszkalny w pensjonacie ze stadniną koni w Henrykowie (gm. Nowe Miasto). Przez kilka godzin kilkanaście zastępów straży pożarnej walczyło z pożarem. Ogień i woda dokonały ogromnych zniszczeń, tym bardziej, że budynek był wykonany z gliny.
- Zawarłam parę myśli dotyczących ostatnich wydarzeń w filmie... dziękuje z całego serca za dobroć, która od Was płynie - napisała na swoim profilu fb pani Lidia - zobaczcie ten filmik - https://www.facebook.com/100000134425470/videos/4557157117632057/
Z NATURĄ ZA PAN BRAT
Stary, drewniany dom, a przy nim olbrzymi kasztan. Tuż obok pasą się kozy, konie biegają po wybiegu. Dwie małe kózki figlują w trawie, a wyżeł Heluś pilnuje gospodarstwa. Wszyscy żyją tu w zgodzie, konie, psy i kozy. To jest królestwo trzech pań, Julii Praczyk i jej dwóch córek - tak zaczęliśmy nasz reportaż z lata 2002 roku o odnalezieniu swojego miejsca na ziemi. Poniżej pełen tekst ówczesnego reportażu.
Julia Praczyk przeprowadziła się z Warszawy do Henrykowa. Odpowiada jej takie życie w zgodzie z naturą. Na zdjęciu pani Julia i źrebak Alkazar.
Z Warszawy do Henrykowa
Henrykowo to wieś w gminie Nowe Miasto. Nazwa pochodzi ponoć od imienia dziedzica - Henryka. Domy rozrzucone wśród pól, wyboista, gruntowa droga. Z daleka widać ciemny, duży, drewniany dom nieopodal rzeczki Sony. Obok olbrzymi, rozłożysty kasztan. Wygląda jak obraz, na którym zatrzymał się czas. Cisza, spokój i mnóstwo zieleni, aż chciałoby się usiąść w cieniu kasztana i nic nie robić.
Tego właśnie szukała Julia Praczyk. Ciszy, spokoju i kontaktu z naturą. Jest rodowitą warszawianką, w stolicy prowadziła mały sklep spożywczy. Przestał być opłacalny, kiedy pobudowano nieopodal duży supermarket. Córka Lidia zawsze kochała zwierzęta, szczególnie konie. Ze względu na nią Julia zdecydowała się na przeprowadzkę na wieś, aby córka zrealizowała marzenie i mogła mieć konie.
- Jeździłyśmy po całej Polsce, aby znaleźć właściwe miejsce. Tu przyjechałyśmy zimą, wszystko było takie opuszczone, pełno śmieci. Ale ta okolica nas urzekła, od razu wiedziałyśmy, że to jest to, czego szukamy - opowiada Julia Praczyk. - Kupiłyśmy to gospodarstwo dwa lata temu, dom, budynki gospodarcze i osiem hektarów ziemi.
Stęskniony za Lidią koń skorzystał z otwartego okna i... postanowił odwiedzić swoją panią. Uroczy obrazek.
Sympatyczny zwierzyniec
Kupując gospodarstwo w Henrykowie panie Praczyk miały zamysł, aby założyć klub jeździecki. Zwiedziły różne stajnie i rok temu kupiły pierwszego konia. W tej chwili w stajni są już cztery. Najstarszy - Botanika to kłusak rosyjski, wielkopolanka Alabama została właśnie matką źrebaka Alkazara, Debiut to małopolski siwek. W przyszłości stajnia w Henrykowie ma zmieścić 10 koni.
- Nie robimy tego, aby się dorobić - mówi Julia Praczyk. - Chcemy zapewnić zwierzętom godne warunki. Córka Lidia ma 21 lat, kocha konie, studiuje zootechnikę i pasjonuje się fotografią, choć amatorsko. Nasz klub jeździecki ma być dla wszystkich, nie tylko dla wąskiego kręgu koniarzy.
Wybieg ogrodziły same, choć przy pomocy sąsiadów. Podobno mieszkają tu fenomenalni ludzie, którzy jak potrzeba, to pomogą. W przyszłości ma być zbudowana ujeżdżalnia koni, gdzie mogłyby poskakać, duży taras na fundamentach trzydziestoletniej piwnicy, gdzie będzie można usiąść przy stoliczku i obserwować konie. Pani Praczyk ma zamiar uruchomić działalność związaną z agroturystyką, może jakieś obozy dla młodzieży. Będzie można przyjechać, pojeździć konno, przenocować i coś zjeść. Tym bardziej, że od niedawna w stajni w Henrykowie jest pensjonat dla koni. Działa to na takiej zasadzie, że ktoś kupuje konia, nie może się nim zajmować i oddaje go tak jakby na przechowanie do pensjonatu. Tu koń ma opiekę i wyżywienie, a właściciel odwiedza go, kiedy chce. Cena, którą musi zapłacić klient za pobyt konia w pensjonacie zależy do wymagań. Jest to kwota około 400 - 500 złotych miesięcznie. 1 czerwca br. w pensjonacie w Henrykowie zamieszkał pierwszy koń.
Żeby kózka nie skakała...
Oprócz koni w gospodarstwie Julii Praczyk pasą się 4 dorosłe kozy. Przy jednym z drzew figluje miesięczny, uroczy koziołek i kózka. Uparcie skaczą na drzewo, podbiegają do wybiegu dla koni. Źrebak Alkazar jest zainteresowany przyjaźnią z kozią rodziną, wyciąga do nich głowę. Małe koźlątka na widok pani Julii podbiegają, przytulają się i podgryzają, gdzie się da.
- Pierwszą kozę dostaliśmy do znajomego, miała służyć jako kosiareczka do trawy. Później kupiliśmy następne. Mamy kozie mleko, świeży serek i masło - mówi Julia Praczyk. - Uczymy dziewczyny z sąsiedztwa dojenia kóz. Kozie mleko jest zdrowe, ma inny skład białka niż krowie, poza tym zbija cholesterol. Jest na nie coraz większe zapotrzebowanie, ale najbliższa mleczarnia skupująca kozie mleko znajduje się na Pomorzu. Gdyby ludzie w Henrykowie zdecydowali się na hodowlę kóz, to mleczarnia odbierałaby od nas mleko.
W pobliżu biega jeden z wyżłów o wdzięcznym imieniu Heluś. Drugi wyżeł musi w tym czasie być zamknięty, gdyby biegały oba, udałyby się na polowanie. Wyżeł jest bowiem psem myśliwskim.
Heluś, chociaż duży i z daleka groźnie wygląda, to bardzo lubi gości. Podczas mojej wizyty uparcie podbiega do mnie z kawałkiem kory w zębach, chce bawić się w aportowanie. Raz rzucony przedmiot nie załatwia sprawy. Heluś wraca z korą drugi raz, trzeci, czwarty. Zmęczony oblatywaniem wybiegu siada pod kasztanem.
- Odpowiada mi takie życie, w zgodzie z naturą - mówi Julia Praczyk. - Kocham zwierzęta i pracę w ogrodzie. Za jakiś czas wszystko będzie tu inaczej wyglądało. Będziemy remontować stary dom, ale chcemy by to było takie drewniane ranczo. Katarzyna Olszewska; foto: zbiory prywatne, archiwum
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie