
Gdy Tomasz zmarł, jego żona i córki pogrążyły się w rozpaczy. Niestety, nie było im dane, aby w tak niewyobrażalnie trudnych dla nich chwilach, mogły w spokoju oswoić się ze świadomością straty bliskiego im człowieka. Przez kilka dni rodzina, można powiedzieć - walczyła ze szpitalem, by otrzymać niezbędne do pochówku dokumenty. Zaplanowany już pogrzeb trzeba było odwołać i niewiele brakowało, by ten w drugim terminie również się nie odbył.
Dokumenty po weekendzie…
Tomasz - mieszkaniec gminy Sochocin 6 kwietnia został zabrany karetką pogotowia. Trafił na covidowy oddział w ciechanowskim szpitalu. Potem przebywał na oddziale zakaźnym, niestety jego stan się pogorszył i 28 kwietnia został przeniesiony na oddział intensywnej terapii. Zmarł w ciechanowskim szpitalu 1 maja. Tego dnia, dziesięć minut przed godziną ósmą Maria została poinformowana o śmierci swojego męża Tomasza.
- Zadano mi pytanie, czy chcę, aby przeprowadzona została sekcja - relacjonuje Maria. - Rozumiejąc to pytanie, jako brak konieczności przeprowadzania sekcji odpowiedziałam, że nie zgadzam się, nie chcę. Lekarz stwierdził, że przyczyną śmierci był rozległy wylew wewnętrzny. Pytałam, co mam zrobić i lekarz odpowiedział, że teraz jest weekend majowy, nic pani w szpitalu nie załatwi, po dokumenty przyjedzie pani do sekretariatu na oddział 4 maja na godzinę 10. Zaczęłam przygotowania do pogrzebu męża, została ustalona data na 5 maja, na godzinę 14.
Tymczasem 4 maja….
Wyznaczonego dnia, po długim majowym weekendzie, pani Maria stawiła się po odbiór dokumentów, niezbędnych do tego, by pogrzeb mógł się odbyć. Dokumentów jednak nie otrzymała.
- Poinformowano mnie, że dokumentów nie ma, ponieważ na ten dzień, 4 maja zaplanowana jest sekcja - relacjonuje. - Powiedziałam, że rozmawiałam z lekarzem i nie wyraziłam zgody na sekcję, kazał mi 4 maja przyjechać po dokumenty.
Zaznaczmy, że nikt do Marii wcześniej nie zadzwonił, by poinformować, iż sekcja jednak ma być przeprowadzona.
Maria udała się do ordynatora. Jak twierdzi, miał jej zakomunikować, że pan Tomasz był zbyt krótko na oddziale i jego stan był dobry, nie wiadomo czemu zmarł, a życie ludzkie jest zbyt cenne, by zostawić przyczynę zgonu bez wyjaśnień, choć nie jest powiedziane, że sekcja odpowiedź przyniesie.
- Prosiłam, błagałam, żeby odstąpić od sekcji, bo ustalona została data pogrzebu, zakład pogrzebowy, ksiądz, rozwieszone nekrologii. Zapewniałam, że podpiszę oświadczenie o braku późniejszych roszczeń. Chciałam, by pogrzeb się odbył planowo - relacjonuje.
Ordynator, według relacji Marii, poinformował, że decyzję o sekcji może zmienić jedynie dyrektor do spraw medycznych. Dyrektor był zajęty, powiedziano że prowadzi operację, by za 20-30 minut kontaktować się z nim telefonicznie.
Sytuacja stawała się coraz bardziej nerwowa, następnego dnia miał odbyć się pogrzeb.
- Dzwoniłam do dyrektora kilka razy, nie był dostępny, a od pani w słuchawce usłyszałam: „pani wydzwania tyle razy, a ja nie wiem, czy pan dyrektor skończył operację czy nie, a jak tak, to ma inne obowiązki dyrektora, a wnioski będzie rozpatrywał, proszę jechać do domu - relacjonuje żona Tomasza. - Sekretarka oddziałowa miała informować o dalszym przebiegu sprawy, nie zadzwoniła jednak z żadną informacją, stwierdziła tylko, że pracuje do 14.30 i tylko do tej godziny wydaje dokumenty. Dzwoniłam ponownie do ordynatora oddziału, jaka jest ostateczna decyzja, ten odsyłał mnie do dyrektora medycznego. Gdy mówiłam, że nie mogę się z nim skontaktować stwierdził, że dyrektor powinien mieć czas dla rodziny, pani nie może się skontaktować, a ja rozmawiałem dwie minuty temu.
Pani Maria miała nadzieję, że uda się doprowadzić do tego, by sekcja - skoro musi być przeprowadzona, została wykonana 4 maja, wówczas zaplanowany na dzień później pogrzeb mógłby się odbyć.
Niestety, okazało się, że sekcja odbędzie się 6 maja rano. Pogrzeb, który miał się odbyć 5 maja, został więc odwołany.
Rodzinę poinformowano, że dokumenty będą gotowe do odbioru 6 maja do godziny 12.
6 maja…
Wyznaczonego dnia, pół godziny przed południem, pani Maria zadzwoniła do ciechanowskiego szpitala, by zapytać, czy może już odebrać konieczne do zorganizowania pogrzebu dokumenty. Najpierw usłyszała od lekarza odpowiedź, że sekcja się przedłużyła i dokumenty będą około godziny 14.
Pani Maria przyjechała więc do ciechanowskiego szpitala pół godziny przed godziną 14.
- O godzinie 14 sekretarka nie miała odwagi ze mną rozmawiać, udała się do toalety - relacjonuje Maria. - Za jakiś czas w drzwiach ukazała się pani doktor, a przy niej sekretarka mówiąc, a to pani przyjechała, miała pani dzwonić, powiedziałam, że dokumenty będą o 14, ale trzeba dzwonić, a w ogóle to jak panie weszły na odział, roznoszą panie choroby, covida, kto tu panie wpuścił. Nic nie odpowiedziałam, zapytałam tylko, czy pani mnie powiadomi, kiedy będą dokumenty.
Pani Maria opuściła szpital, a potem otrzymała telefoniczną informację, że w tym dniu dokumenty nie zostaną wydane. Kolejny termin ich wydania ustalono na 7 maja, na godzinę 11. To już miał być ostateczny, pewny termin. Pani Maria chciała w końcu zorganizować pogrzeb.
7 maja…
Dzień później, kwadrans przed 11, żona zmarłego pacjenta zgłosiła się do sekretariatu.
- Usłyszałam: „Ale miała być pani o 11, jeszcze nie ma tych dokumentów, proszę poczekać na korytarzu - relacjonuje Maria. - Na pytanie zadane o godzinie 11 padło: „Jeszcze nie ma dokumentów, za pół godziny”. Potem znów, że za pół godziny. O godzinie 12 nadal nie mam dokumentów i usłyszałam: „Może by pani poszła do żółtego domku, tam jest lekarz, może wydać dokumenty”. O godzinie 12.30 nadal nie ma dokumentów. O godzinie 13, wchodząc do sekretariatu, słyszymy rozmowę pań sekretarek: „Nie przyszedł do pracy, tych dokumentów nie będzie, a ona czeka, co ja mam zrobić”. Odpowiedziałam na to, że proszę o zaprowadzenie do dyrektora naczelnego na skargę, aby wszyscy dowiedzieli się, co tu się dzieje. Tam poinformowano nas, że dyrektorzy mają naradę, trzeba poczekać 20 minut.
Rodzina doszła do wniosku, że poczeka, aż dyrektor szpitala będzie mógł ich przyjąć. Potem sekretarka powiedziała im, że nie są umówieni i dyrektor rodziny nie przyjmie, a skargę można włożyć na piśmie do kartonika i dyrektor ją rozpatrzy.
Potem, w rozmowie z sekretarką okazało się, że dokumenty w sprawie zmarłego, trafiły na oddział. Zdaniem rodziny pomogła im jedynie próba interwencji u dyrektora naczelnego.
Nie można wszystkiego tłumaczyć pandemią…
- W dosłownie ostatniej chwili mogłam załatwić sprawy w USC - bo za chwilę zaczynały się śluby, żeby w sobotę, 8 maja odbył się pogrzeb - relacjonuje Maria. - Wiele osób nie wzięło udziału w pożegnaniu mojego męża, ponieważ było zbyt mało czasu aby poinformować i dostosować się do nowej daty. Śmiem twierdzić, że do tej sytuacji przyczynił się szpital w Ciechanowie, załatwiając w taki karygodny sposób wydanie dokumentacji. Przebiegało to bardzo lekceważąco, jestem oburzona, że w tak trudnej sytuacji, w jakiej się znalazłam, zostałam potraktowana w taki sposób. Podczas każdej wizyty dotyczącej odbioru dokumentów towarzyszyła mi osoba postronna, więc nie można zarzucić mi, że w emocjach coś źle zrozumiałam, usłyszałam. Czy aż tak długo powinno to trwać? Dlaczego tyle czasu trzeba czekać na wydanie karty informacyjnej, w skład której wchodziły zaledwie 2 kartki, na karcie tej nie ma podpisu lekarza wykonującego sekcję, zatem dlaczego cała sprawa była tak odwlekana? Wszystko sumuje się do Covidu, brak komunikacji, załatwianie spraw jest skomplikowane. Sugerowałabym, żeby w szpitalu była osoba, która miałaby czas na rozmowę z rodziną osoby zmarłej w tym szpitalu, o udzielanie odpowiednich informacji. Nie można cały czas uzasadniać takich sytuacji pandemią, co mam wrażenie, stało się wygodnym wytłumaczeniem i częstym rozwiązaniem w funkcjonowaniu szpitala. Odsyłanie od lekarzy do ordynatora, do dyrektora, do wielu miejsc i niezrozumiałe podejście wobec bliskich zmarłego. Proszę sobie spróbować wyobrazić, ile bólu, stresu, trudu i nerwów spowodowała dla mojej rodziny ta sytuacja. To, co powinno być normalnym procesem - zwykły odbiór dokumentacji.
Słowo przepraszam nie padło…
Maria skierowała do dyrektora Specjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Ciechanowie skargę w powyższej sprawie.
I nie chodziło o „robienie afery”, ale raczej o zwykłe słowo „przepraszamy”.
Odpowiedź na skargę dotarła do Marii w lipcu - dyrektor medyczny napisał, że w jej efekcie przeprowadzono postępowanie wyjaśniające. Zdaniem szpitala sekcja była konieczna, wykonano ją bez nadmiernej zwłoki, a w sprawie należy uwzględnić fakt, że był długi weekend i szpital, jak inne instytucje pracował w trybie dni wolnych. Marię poinformowano, że w związku z jej uwagami przeprowadzono z personelem rozmowę przypominającą zasady kontaktu z rodzinami pacjentów.
Zdaniem szpitala…
Z pytaniami w tej sprawie wystąpiliśmy do ciechanowskiego szpitala.
- W imieniu Dyrekcji Specjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Ciechanowie, informuję, że zgodnie z art.31 ust.4 pkt.2 Ustawy o działalności leczniczej, sekcja zwłok przeprowadzana jest, gdy przyczyny zgonu nie można ustalić w sposób jednoznaczny - poinformowała w odpowiedzi rzecznik prasowa szpitala, Agnieszka Woźniak. - Wobec braku pewności co do przyczyny nagłego zatrzymania krążenia oraz wyrażanych przez rodzinę wątpliwości dotyczących przebiegu hospitalizacji, Koordynator Oddziału zdecydował o konieczności wykonania badania pośmiertnego, o czym poinformował żonę pacjenta. Na tym etapie, nie był jeszcze znany termin wykonania sekcji, ponieważ wykonuje ją Zakład Patomorfologii, stosownie do grafiku pracy lekarza patomorfologa. Badanie pośmiertne, zostało wykonane w pierwszym, możliwym terminie dostępności lekarza patomorfologa. Dokumentacja zaś została przekazana rodzinie niezwłocznie po jej przygotowaniu. Szpital zawsze stara się działać dla dobra pacjentów i ich rodzin. Rocznie hospitalizujemy ok. 30 tysięcy chorych. Z troską podchodzimy do spotykających ich trudnych sytuacji. Niestety, zdarzają się również nieprzewidywalne, nie wynikające z naszej złej woli czy braku należytej staranności sytuacje, które powodują, że nie jesteśmy w stanie sprostać oczekiwaniom rodzin pacjentów.
Katarzyna Olszewska; foto: archiwum
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ale słowo przepraszam nie mogło przejść przez gardło jak zawsze szpital kryształowy tylko ludzie się czepiają pandemia to dla szpitala świetna wymówka mają spokój nikt nie chodzi nie czepia się jak długo to można znosić?