Reklama

Wiktoria w potrzebie - czasu jest niewiele! Przyłączmy się, by uzbierać 300 tysięcy złotych!

Piętnaście lat temu usłyszeli, że ich ośmiomiesięczna córeczka jest chora. Przeciwnik był bardzo groźny - złośliwy, rozległy nowotwór mózgu. Dziś Wiktoria ma 15 lat i wszystkie te lata wypełniła walka z chorobą. Operacje, szpitale, chemioterapia i ciągły strach. Teraz potrzeba 300 tysięcy złotych na operację stabilizatora szyi, by nie doszło do paraliżu rdzenia kręgowego. Czasu jest niewiele, liczy się każda złotówka. Wiktorii potrzebna jest pomoc.

Piętnaście lat temu rodzice Wiktorii usłyszeli diagnozę, że ich mała córeczka cierpi na złośliwy, rozległy nowotwór mózgu. Dziewczynka miała osiem miesięcy, gdy trafiła na oddział neurochirurgii w Centrum Zdrowia Dziecka - potrzebowała pilnej operacji odbarczenia płynu mózgowo-rdzeniowego i założenia zastawki.

- Nic nie rozumieliśmy z tego, co się wtedy działo. Strach paraliżował logiczne myślenie. Wszystko było dla nas tak trudne do zrozumienia - relacjonują rodzice Wiktorii na portalu siepomaga.pl. - Kiedy lekarz przyszedł ze zdjęciami rezonansu i pokazał wielki guz w głowie, zawalił się nasz cały świat... Nasza mała córeczka miała przed sobą przeciwnika, z którym wydawało się nie ma szans. Guz był nieoperacyjny. Biopsja była obarczona wysokim ryzykiem powikłań i nie wyraziliśmy na nią zgody. Tak trafiliśmy na onkologię i podjęliśmy leczenie w ciemno. Z obrazu guz wyglądał na złośliwego i taki protokół rozpoczęliśmy. Trwał od sierpnia 2007 do listopada 2008. Łącznie 22 cykle chemioterapii, szereg powikłań, toczeń krwi, wylanych łez i nieprzespanych nocy. Kiedy zakończyło się leczenie, odetchnęliśmy z ulgą i na nowo zaczęliśmy planować życie. Nie trwało to długo. Zyskaliśmy 8 miesięcy spokoju. Aż tyle łaskawy los nam podarował… Wznowa! Niesprawiedliwość, złość i bezradność, jakie wtedy czuliśmy rozrywały nam serca. Stanęliśmy do walki po raz drugi. Lekarze, dalej podejrzewając guz złośliwy, nie dawali nam większych szans. Ku zdziwieniu wszystkich leczenie przebiegło pomyślnie. Wiki dostała roczny protokół chemioterapii i, choć była malutka, rozpoczęła radioterapię. Po tym leczeniu przestała rosnąć, lecz guza udało się powstrzymać.

W 2015 roku nastąpiła kolejna wznowa i ponownie rozpoczęto leczenie chemioterapią. Okazało się, że guz zmienia swoją budowę.

- Wkrótce okazało się, że dla nas to wyrok śmierci - relacjonują rodzice. - W guzie tworzyły się torbiele, które można zniszczyć tylko operacyjnie. Ale jak, kiedy guz jest nieoperacyjny? Zostaliśmy odesłani do domu ze sterydami i lekami przeciwbólowymi. Wiktoria gasła z dnia na dzień. Bezradność, którą czuliśmy jest nie do opisania. Grupa onkologicznych rodziców pomogła nam się otrząsnąć i skonsultować nasz przypadek poza granicami naszego kraju. Okazało się, że aż trzy ośrodki mogą podjąć się jak dotąd niemożliwej operacji. Sytuacja była mega pilna. Udało nam się zdobyć pieniądze na operację i w ciągu miesiąca byliśmy już po. Profesor Schuhmann z Niemieckiego Uniwersytetu Kinderklinic w Tubingen dokonał niemożliwego. Usunął wszystko, co było możliwe, by nie uszkodzić funkcji życiowych Wiktorii. Guz okazuje się być łagodny, ale tylko 100 proc. wycięcie zamknęłoby temat na zawsze. W 6. dobie po operacji Wiktoria na własnych nogach opuściła mury szpitala. Pełni nadziei wróciliśmy do kraju i próbowaliśmy ponownie po prostu żyć... Rok spokojnych rezonansów. Później guz ponownie zaczął produkować torbiele.

Wiosną ubiegłego roku doszło do kolejnej wznowy i konieczna była kolejna chemioterapia.

- Wątroba zaczęła niestety niedomagać… Wiktoria nie była w stanie wstać z łóżka! Kolejny raz szok - znowu torbiele. W miejscu, gdzie nie było na nie miejsca! Pilna konsultacja ponownie w Niemczech i pilna kolejna operacja - opowiadają rodzice dziewczynki.

W maju tego roku odbyła się trzecia operacja ratująca życie Wiktorii. Niestety - w najbliższym czasie musi odbyć się jeszcze jedna operacja stabilizatora szyi, aby nie doszło do paraliżu rdzenia kręgowego. Wyjęcie dwóch kręgów szyjnych i kolejne nacinanie mięśni, niestety, pogłębia uciekanie szyi i sama rehabilitacja nie wystarczy. Rodzice byli już z dziewczynką na konsultacji w niemieckiej klinice, która podejmie się operacji. Koszt to około 300 tys. zł.  

- Przeszliśmy już tak wiele. 15 lat, które nie tak powinno spędzić dziecko. Szpitale, kroplówki, operacje. Ból i strach, który nie opuszcza jej nawet na chwilę. Ileż można wzbudzać nadzieję i co chwilę ją tracić? Wierzymy, że tym razem to już ostatnie starcie w drodze do zdrowia Wiktorii. Przeszkodą są ogromne, koszty, jakich nasza rodzina nie jest w stanie niestety udźwignąć. Błagamy, pomóżcie nam uratować życie naszego dziecka. To jedyna rzecz, o jaką prosimy od 15 lat Boga, wierząc niezmiennie, że nasze prośby zostaną w końcu wysłuchane, a nasza córka będzie mogła żyć tak jak jej rówieśnicy. Wystarczy już tego bólu i strachu… Tylko z Wami możemy wygrać ostateczną bitwę o życie Wiktorii - apelują rodzice.

Pieniądze na operację Wiktorii - mieszkanki Grodźca w gm. Czerwińsk można wpłacać poprzez stronę www.siepomaga.pl/wiktoria-kaminska

Można również pomóc biorąc udział w licytacjach prowadzonych na FB - na profilu Bazarek dla Wiki Kamińskiej. (ko); foto: zbiory prywatne

 

 

 

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do