
Można opłynąć spory kawałek świata, zwiedzić mnóstwo ciekawych miejsc i zarabiać pieniądze? Odpowiedź brzmi: można. Przemek z Płońska odwiedził 40 różnych krajów, głównie na turystycznych statkach.
Poszedł na żywioł…
Historia ma swój początek kilka lat temu, gdy Przemek wyjechał do pracy w norweskiej stoczni.
- To był przypadek - opowiada. - Zajmowałem się w kraju wykończeniami wnętrz, miałem swoją działalność i pewnej jesieni nie miałem pracy. Dzięki osobie z rodziny, która pracowała w Norwegii w stoczniach, zdecydowałem się, by też tego spróbować. Nie miałem żadnego doświadczenia, nie znałem języka angielskiego. Pojechałem, można powiedzieć, zupełnie zielony, na stocznię. Polaków tam pracowało wielu, ale moim przełożonym był Norweg, nie rozumiałem jego poleceń. Dochodziło z tego powodu do różnych śmiesznych sytuacji.
Przemek przyznaje, że początkowo chciano go odesłać ze stoczni, ale dostał swoją szansę, zaczął też uczyć się języka angielskiego sam. Tak więc norweski epizod miał swój dalszy ciąg, był roczny okres pracy w norweskiej firmie i inne stocznie w tym kraju, sezon w przetwórni rybnej, gdzie pracując przy dorszu mógł zobaczyć nie tylko gigantyczne, kilkudziesięciokilogramowe dorsze, ale również polarną zorzę. Do pracy na sezon w rybnej przetwórni Przemek wyjeżdża co roku.
Z Norwegii na statki…
Potem dzięki koledze Przemek zaczął pracować na turystycznych statkach.
- Od 2013 roku byłem już w około 40 krajach, w Europie praktycznie we wszystkich portach na Morzu Śródziemnym - opowiada, dodając, że pierwszy rejs to były Bahamy.
Potem pływał m.in. wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Północnej, z San Francisco przez Seattle na Alaskę i z powrotem, był w Panamie - pracował na małym, 40-kajutowym statku, gdzie jeśli chodzi o Przemka podróże - padł rekord wilgotności.
- Koszulkę można było wyżymać co chwila - mówi. - To inny świat, inny klimat. Panama jest piękna, choć mają tam ogromne bezrobocie i jest niebezpiecznie. Kiedyś, gdy wyszliśmy na miasto, policjanci zaczepili mnie i polecili, bym schował aparat, który miałem na szyi, by nie prowokować. Widziałem tam straszne slumsy, owszem - jest trochę bogactwa, a obok straszna bieda.
Przemkowi podobała się również Alaska.
- Podobna jest do Norwegii. Wysiadaliśmy w najciekawszych portach. Zawsze był czas, by oprócz pracy coś zobaczyć - dodaje płońszczanin.
Największy statek i przylądek Horn…
Przemek ma na swoim koncie rejs przez Atlantyk największym wówczas turystycznym statkiem świata - „Allure of the seas", który ma 350 m długości.
- Otrzymałem nawet certyfikat, że przepłynąłem Atlantyk - opowiada. - Ten statek przewozi 10 tysięcy ludzi na pokładzie. Można powiedzieć, że to po prostu miasto na pokładzie. Wszystko tam jest, nawet wesołe miasteczko, bary, ścianki wspinaczkowe.
Wycieczkowe statki, to zdaniem Przemka, raj na ziemi dla turystów, mają tam wszystko. Pracownicy też - w ramach kontraktu otrzymują utrzymanie i wyżywienie, a jedzenie jest bardzo dobre. Oczywiście muszą pracować - dzień pracy na statku to 12 godzin.
Przemek był kilkaset kilometrów od Antarktydy, widział przylądek Horn.
Ameryka Północna kojarzy mu się z kontrastami - z jednej strony piękne miejsca, z drugiej strony brud i zaniedbanie. Wspomina jedno z kanadyjskich miast, na którego peryferiach widział narkomanów ze strzykawkami. Zdaniem Przemka, w wielu krajach, które widział, jest dużo biedy i większe kontrasty niż u nas.
Przemek był również w Singapurze.
- Jest tam bardzo czysto, podobnie jak w Norwegii i bezpiecznie - mówi, dodając, że wielu pracowników na rejsowych statkach to Polacy. - Najlepsze w tym jest to, że człowiek zarabia a jednocześnie może tyle nowych, ciekawych miejsc zobaczyć.
Przemek pływał również po Karaibach i zwiedził kilka wysp, w tym San Martin, San Thomas, Bahamy. Opowiada, że Karaiby często nawiedzają cyklony - we wrześniu 2017 roku wyspa San Martin została w 95 proc. zniszczona przez cyklon Irma i widział efekty tego żywiołu.
Przemek lubi podróżować, oprócz swojej, można powiedzieć, podróżniczej pracy, zwiedził Bałkany podczas długich, samochodowych wycieczek z rodziną.
Teraz do pracy na wycieczkowych statkach Przemek wyjeżdża rzadziej – dwa razy w roku, ale stara się utrzymywać kontakty.
Żyd z Płońska…
Ten epizod wydarzył się podczas listopadowego rejsu między Chile a Argentyną.
- Podszedł do mnie człowiek i zapytał po angielsku, skąd jestem - opowiada Przemek. - Odpowiedziałem, że z Polski, a on: ale z jakiego miasta? Moja odpowiedź, że jestem z Płońska, bardzo go poruszyła. Był w szoku. Okazało się, że przed wojną jego rodzice mieszkali w Płońsku, gdy wybuchła wojna, uciekli do ZSRR. Wrócili w 1945 roku i on się w Płońsku rok później urodził. Gdy powstało państwo Izrael, wyjechali z Polski. Mówił mi, że zna dobrze historię Płońska, w którym się urodził Dawid Ben Gurion i że kiedyś na pewno do Płońska przyjedzie.
Walizka podróżniczka…
Podczas ostatniego rejsu, w drodze z Urugwaju na Bahamy zginęły bagaże, wszystkie, oprócz walizki Przemka, się znalazły.
- Wróciłem do kraju bez bagażu i nie wiedziałem, co mam zrobić - mówi Przemek, dodając, że ostatecznie później udało mu się sprawę walizki wyjaśnić, choć przez to zdarzenie na jednym ze statków nie miał swoich rzeczy osobistych.
Okazało się, że walizka przemierzyła Brazylię i Portugalię, skąd niedawno szczęśliwie wróciła do Przemka. Nienaruszona, było w niej wszystko, w tym dysk, na którym były zdjęcia z podróży i czekolada, której Przemek nie zdążył zjeść…
Katarzyna Olszewska
foto: zbiory prywatne
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Super sprawa:)
Brawo Hlousek :D