Reklama

Nasi dzielni strażacy osiemnaście lat wcześniej

We wrześniu 2002 roku publikowaliśmy duży reportaż o pracy Komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Płońsku - dziś, by ocalić od zapomnienia, go wspominamy.

Poniżej pełen tekst reportażu sprzed 18 lat:

ZAWÓD STRAŻAK

Często widzimy strażacki samochód pędzący na sygnałach, ale rzadko zastanawiamy się, jak wygląda od podszewki praca zawodowego strażaka. A wymaga ona odwagi i refleksu. Płońscy strażacy mówią jednak o sobie, że nie są bohaterami.

Jak powstała straż w Płońsku

Po serii wielkich pożarów na Mazowszu w drugiej połowie XIX wieku, władze carskie zezwoliły na zakładanie straży ogniowych. Były to pierwsze i przez jakiś okres czasu jedyne organizacje społeczne, działające legalnie  na ziemiach polskich  pod zaborem rosyjskim. Do najstarszych na terenie powiatu płońskiego należała Ochotnicza Straż Pożarna w Płońsku. Pierwsze formalne zebranie odbyło się  6 sierpnia 1880 roku, a statut zatwierdzono w październiku tegoż roku. Jednym z aktywnych działaczy OSP w Płońsku był doktor Leon Rutkowski. Pozostałe straże w powiecie płońskim powstały już w wolnej Polsce, z wyjątkiem straży w Czerwińsku (powstała w 1902 roku), Raciążu (1903 r.), Nowym Mieście (1904 r.) i Sochocinie (1911 r.).

W ostatnich latach XIX wieku, najgroźniejszy pożar miał miejsce w 1896 roku, kiedy to palił się skład smoły i terpentyny w drewnianych budynkach w środku Płońska. Pożar zagrażał całemu miastu. Strażacy brali także udział w akcjach podczas klęsk żywiołowych, między innymi w czasie powodzi, jaka nawiedziła Płońsk w 1888 roku.

Straż w Płońsku odradzała się zarówno po I jak i II wojnie światowej. W 1975 płońska straż nazywała się Rejonową Komendą Straży Pożarnej, w 1978 roku powstała straż zawodowa. Do tego momentu straż funkcjonowała w ten sposób, że w biurze pracowało 5 osób i było zatrudnionych 6 kierowców na zmiany. W 1987 roku rozbudowano budynek straży przy ulicy Rutkowskiego, a w 1992 roku powstała Państwowa Straż Pożarna i Jednostka Ratowniczo - Gaśnicza. Pod komendę w Płońsku podlegała także JRG z Żuromina. W 1999 roku po reformie administracyjnej zmieniono nazwę na Powiatową Komendę PSP i tak jest do dziś.

Praca zespołowa

W płońskiej komendzie pracuje 58 strażaków, w tym 6 oficerów, 8 aspirantów, 34 podoficerów i 10 szeregowych strażaków. 15 osób pracuje w biurze - zajmuje się organizacją, zaopatrzeniem itd. Te osoby mogą być skoszarowane w momencie długotrwałej akcji strażaków zmianowych, na przykład w przypadku powodzi.

Nad całością trzyma pieczę komendant, Antoni Czapski, jego zastępcą Paweł Jakubowski. Za pracę Jednostki Ratowniczo - Gaśniczej odpowiada dowódca starszy kapitan Grzegorz Domański, ponadto na każdej zmianie jest dowódca zmiany, jego zastępca, dyspozytor i podoficer dyżurny. Wszystkich obowiązuje regulamin, grafik służb, podział bojowy i różne inne przepisy.

Każdy strażak ma swój zakres pracy, stopień i funkcję. Ale pomimo wyższych i niższych stopni są na koleżeńskiej stopie, są ze sobą zżyci. W przypadku ich pracy jest to szczególnie ważne, pracują przecież zespołowo i muszą mieć do siebie zaufanie.

Na zdjęciu pracownicy administracji i kadra dowódcza. W górnym rzędzie, od lewej: aspirant sztabowy Sławomir Zagajewski - zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej, aspirant Włodzimierz Czajkowski - starszy inspektor, młodszy kapitan Janusz Majewski - młodszy specjalista, starszy kapitan Dariusz Brzeziński - kierownik sekcji, młodszy brygadier Paweł Jakubowski - zastępca komendanta, brygadier Antoni Czapski - komendant. II rząd: starszy kapitan Grzegorz Domański - dowódca JRG, starszy sekcyjny Mariusz Lipiński - starszy technik, starszy ogniomistrz Ewa Wyszkowska - księgowa, Anna Lewandowska - stażystka, starszy strażak Arkadiusz Rydzewski.

Zmiana musi być zgrana

Strażacy z I zmiany. W pierwszym rzędzie, od lewej stoją: Paweł Sybicki, Marcin Kujawski, Tomasz Brzeszkiewicz, Jarosław Jaworski, Dariusz Kujawski, Wojciech Pawłowski, Mariusz Żebrowski. Drugi rząd, od lewej: Dariusz Aksamitowski, Roman Wiktorowicz, Andrzej Syski, Jarosław Zając, Marek Gierkowski.

Godzina ósma rano. Strażacy z III zmiany oddają służbę I zmianie. Następuje sprawdzenie sprzętu, rozmowy o tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Do godziny dziewiątej strażacy jedzą śniadanie, potem myją szklanki, a dyżurny sprząta stołówkę (na komendzie nie ma zatrudnionych sprzątaczek).  Przy kanapkach, parówkach z serem jest okazja do pogadania o wszystkim, o polityce, pracy, jest czas na żarty.  Tym bardziej, że na tej zmianie jest podobno największy zgrywus - zastępca dowódcy zmiany, starszy ogniomistrz Andrzej Syski - w straży od 1985 roku. Nad I zmianą czuwa jej dowódca - starszy aspirant Robert Kujawski.

- W straży jestem od 10 lat - mówi. - Ukończyłem Szkołę Chorążych Pożarnictwa w Poznaniu. Sam nie wiem dlaczego wybrałem taką drogę, złożył się na to zespół czynników, może ze względu na tradycję. Bycie dowódcą to odpowiedzialność, trzeba wiedzieć, na kogo można liczyć. Zmiana musi być zgrana.

Dowódca I zmiany pochodzi z Drożdżyna, obecnie mieszka w Jeżewie. Wychowuje dwóch synów.

Po śniadaniu jest czas na szkolenie, albo na drobne naprawy sprzętu, czy też prace porządkowe. Sobota jest dniem porządkowym, wtedy strażacy sprzątają cały budynek.

Idziemy do świetlicy, gdzie strażacy mają szkolenia, np. na temat BHP, ratownictwa medycznego. Jest sprawdzana lista obecności, przygotowywane konspekty, sprawdziany okresowe, roczne plany szkoleń. Strażacy muszą też dbać o kondycje fizyczną, grają więc w piłkę nożną, organizują ćwiczenia praktyczne. 30 sierpnia drużyna JRG z Płońska na zawodach strefowych w Kazuniu zajęła I miejsce, a 14 września w finale wojewódzkim VII.

Po obiedzie, zamówionym ze stołówki na Poświętnem jest czas na zajęcia własne, potem kolacja i nocny odpoczynek. Czasem można przespać całą noc, czasem wcale się nie śpi, w zależności od ilości zdarzeń. Następnego dnia około ósmej obejmuje służbę kolejna zmiana.

Strażacy z II zmiany. W pierwszym rzędzie, od lewej stoją: Grzegorz Biegaj, zastępca dowódcy zmiany Paweł Radecki, Arkadiusz Wróblewski. Drugi rząd, od lewej: Bogdan Czuliński, Marek Radziwonka, Paweł Biliński, Robert Lemanowicz.

Strażacy z III zmiany. W pierwszym rzędzie, od lewej stoją: Grzegorz Szatkowski, Krzysztof Buczyński, Jarosław Mielczarek, Tomasz Matuszewski, Marek Dąbrowski. Drugi rząd: Jan Jeziak, Sławomir Maciejewski, dowódca zmiany Wiesław Palewski, Jan Smoliński, Paweł Brzeszkiewicz.

Jedziemy na akcję

W pewnym momencie zapala się magiczny wyświetlacz (światło nad drzwiami oznaczające alarm), słychać dźwięk wzywający do wyjazdu. Trwało to kilka sekund, kiedy rozejrzałam się  dokoła, strażaków już nie było. Przepis mówi, że w ciągu dnia czas przygotowania się do wyjazdu trwa pół minuty, w nocy natomiast minutę. Strażacy dwoma samochodami pojechali do hotelu na Poświętnem, gdzie włączył się alarm przeciwpożarowy. Był to fałszywy sygnał, ktoś po prostu włączył RSP - ręczny sygnalizator pożaru.

Wracamy do komendy. Strażacy rozchodzą się do swoich zajęć, są przyzwyczajeni do tego, że w każdym momencie może się zapalić magiczny kinkiet ogłaszający wyjazd. Czasami jest spokojnie i nic się nie dzieje, czasami z jednej akcji trzeba dojechać do drugiego zdarzenia.

W porze obiadowej dyspozytor odbiera telefon, że pali się trawa w Bielach. Tym razem zdążyłam wsiąść do strażackiego auta i pojechaliśmy. Małe zdarzenie, ot kawałek rowu przy trasie z Płońska do Sochocina. W drodze powrotnej do bazy strażacy otrzymują wiadomość przez radio, że pali się las w Ciemniewie. Więc zawracamy.

Do lasu nie ma dogodnej drogi, więc jedziemy na przełaj, przez pole (swoją drogą przydałby się straży terenowy samochód gaśniczy). Na miejsce dojeżdża także jednostka OSP z Nowego Miasta i Sochocina. Właśnie w takim momencie widać pracę zespołową, każdy ma swój odcinek i od tego zależy skuteczność kolejnych działań. Dowódca zmiany wydaje polecenia, panuje nad sytuacją i koordynuje akcję. Jest dowódcą całej akcji, muszą się mu podporządkować jednostki OSP, pogotowie i policja.  W przypadku poważnych akcji działania koordynuje dowódca JRG.

- Szybko przyjechali - komentuje pan, który zauważył pożar. - Ciężką mają pracę chłopaki, nie do pozazdroszczenia.

Po każdej akcji sprzęt musi być umyty i doprowadzony do porządku. Następnego dnia strażacy będą gasić słomę w Gralewie, później stodołę w Janopolu.

W królestwie dyspozytora

Wiadomość o pożarze w Ciemniewie odebrał dyspozytor I zmiany, ogniomistrz (stopień w korpusie podoficerów straży) Lech Małecki. Mówi, że do straży zawodowej trafił 6 lat temu, właściwie  z zamiłowania, należał do OSP w Latonicach, gdzie mieszka. Jego ojciec też był w OSP.

PSK - powiatowe stanowisko kierownicze - to właściwie mózg całej straży. Tu odbierane są telefony na numer alarmowy, stąd dyspozytor wydaje polecenie wyjazdu. To on zbiera informacje, które potrzebne są strażakom, między innymi jak dojechać do miejsca zdarzenia itd. Jest możliwość sprawdzenia numeru, spod którego dzwoni informator. Dlatego też alarmy fałszywe zdarzają się teraz sporadycznie.

W PSK wisi mapa, tablica gotowości bojowej poszczególnych jednostek OSP. Dziewięć z nich na terenie powiatu działa w krajowym systemie ratowniczo - gaśniczym, to znaczy, że kiedy dyspozytor odbiera informację, że jest pożar w Raciążu, to kliknięciem myszki komputerowej włącza syrenę w raciąskiej remizie.

Zasada jest taka, że do zdarzenia poza Płońskiem jedzie jeden samochód, bo tam straż zawodową wspierają jednostki OSP. Na terenie miasta zawodowi muszą radzić sobie sami, jadą więc dwa samochody.  I tu jest bzdurna zależność: na terenie gmin wójtowie dają większe czy mniejsze środki na jednostki OSP, na terenie miasta, gdzie zdarzeń jest najwięcej, nikt straży nie wspiera finansowo.

Są trzy rodzaje zdarzeń: pożar, miejscowe zagrożenie i alarm fałszywy (może być w dobrej wierze albo złośliwy). Przybyło fałszywych alarmów w dobrej wierze, ubyło natomiast tych złośliwych. To zasługa dyspozytorów, którzy wyłapują żartownisiów. Poza tym wszystkie rozmowy są rejestrowane. Dyspozytor powinien oznajmiać strażakom wyjazd spokojnym głosem, by ich nie stresować. Podobno spokojniej jadą wtedy do pożaru, nie „katując” sprzętu.

W dyspozytorni stoi także tajemnicza skrzyneczka; monitoruje pięć płońskich obiektów wyposażonych w alarm przeciwpożarowy, są to: hotel na Poświętnem, budynki po montowni Forda, LU czyli dawny Wedel, Telekomunikacja i Urząd Skarbowy.

Z życia jednostki

Od stycznia do końca sierpnia 2002 roku płońscy strażacy interweniowali w 683 przypadkach. W tych zdarzeniach było 283 pożarów, 391 miejscowych zagrożeń i 9 alarmów fałszywych, w tym tylko jeden złośliwy. Warto dodać, że straż pożarna jest koordynatorem działań w przypadku wszelkich akcji, z wyjątkiem ratownictwa górskiego i morskiego. Najwięcej zdarzeń ma miejsce w sezonie letnim, szczególnie w godzinach wieczornych.

Jednostką Ratowniczo-Gaśniczą w Płońsku dowodzi starszy kapitan Grzegorz Domański (jednocześnie prezes OSP w Raciążu).

- Od dziecka należałem do OSP w Raciążu - mówi. -  Do straży należał również mój ojciec. Odkąd sięgam pamięcią, praca w straży była moim marzeniem.  Pracę w Płońsku rozpocząłem w 1994 roku, po dwóch latach trafiłem do komendy wojewódzkiej i tam spędziłem dwa lata, po czym znów wróciłem do Płońska. Według mnie ważne są także jednostki OSP, jest to ruch społeczny. Ci ludzie zostawiają własne obowiązki i jadą gasić pożar, a przecież nie biorą za to pieniędzy. Mężczyzn to bierze.  Wychowuję dwóch synów, starszy nie jest jak na razie zainteresowany zawodem strażaka. Mówi, że to jest nudne, strażacy siedzą i czekają, potem jadą, wracają i znów czekają.

Dowódca jednostki mówi, że  strażacy często spotykają się z wdzięcznością ludzi. Czasem przejawia się to bagażnikiem pełnym piwa, czasem dobrym słowem. Niejednokrotnie spotykają się jednak z krytyką i brakiem zrozumienia.

- Jeśli ktoś czeka na przyjazd strażaków,  ten czas oczekiwania się mu dłuży - mówi Domański. - O naszej skuteczności decyduje czas i pieniądz. Czasami barierą jest brak odpowiedniego sprzętu.

Zastępcą dowódcy JRG jest aspirant sztabowy Sławomir Zagajewski, który mieszka w Baboszewie.  W straży pracuje od sierpnia 1985 roku. Jest absolwentem Szkoły Chorążych Pożarnictwa w Poznaniu.

- Dlaczego tak się stało? - zastanawia się Zagajewski ( prywatnie ojciec trojaczków). - Ukończyłem technikum budowlane w Gostyninie, później rozmawiałem z kolegą Darkiem Racinowskim. On  mówił, że w straży jest ciekawie i zdecydowałem się na pożarniczą szkołę.  Wygraliśmy batalię z badaniami i przyjęciami do szkoły w Poznaniu, wtedy na 1 miejsce było 6 osób chętnych. I zostałem strażakiem. Do  Płońska trafiłem za sprawą żony, która pochodzi z tych stron.

Chrzest bojowy

Tak uważa starszy ogniomistrz (odpowiednik sierżanta w wojsku) Marek Dąbrowski, który do pracy dojeżdża z Sarbiewa. Podczas naszej wizyty pełnił funkcję podoficera dyżurnego.

- Nie ma dwóch takich samych akcji - mówi Dąbrowski, strażak od 15 lat. - Zdarzają się takie działające na wyobraźnię, które długo się pamięta. Ja na przykład pamiętam  wypadek w Dzierzążni.

- Kilka lat temu  na siódemce było takie zdarzenie, że ciężarówka potrąciła pieszego - dodaje młodszy ogniomistrz Tomasz Jędrzejewski, dyspozytor III zmiany. - Pieszy został praktycznie wgnieciony w asfalt. Ja pracuję w straży od ośmiu lat, z wykształcenia jestem mechanikiem samochodowym. Podjąłem tę pracę trochę z potrzeby, trochę z zamiłowania.

Sekcyjny Paweł Brzeszkiewicz  śmieje się, że został strażakiem, ponieważ zawsze chciał pomagać ludziom. Do pracy dojeżdża z Królewa.

Niektórzy podczas pierwszej akcji przypadkowo przeszli chrzest bojowy. Między innymi dowódca III zmiany, aspirant sztabowy Wiesław Palewski (dziadek i jego bracia należeli do OSP w Nowym Mieście), który podczas pożaru budynku w Koryciskach został przypadkowo oblany wodą.

Strażacy mówią, że choć niektóre akcje robią wrażenie, to można się z tym jakoś oswoić, spokojniej reagować. To pozwala trzeźwo i logicznie myśleć.

- Pamiętam taką akcję, to było zimą w Mławie - wspomina dowódca jednostki Grzegorz Domański. - Był pożar domu, straż wydostała stamtąd człowieka. Po prostu żywy trup, twarz z horroru. Był spalony, ale żył. Do dziś pamiętam ten obraz.  Dlatego strażak musi być odporny psychicznie. Ale my nie jesteśmy bohaterami. Czasem ważniejsza niż samo gaszenie jest rozmowa strażaka  z ludźmi, którzy w jednej chwili wszystko stracili.

Podczas akcji nie ma czasu na zastanawianie się, czy pożar należy ugasić mniejszym czy większym kosztem. Najważniejsze, aby zgasić go jak najszybciej. Czas na wnioski jest dopiero po akcji.

Strażacy wspominają pożar cysterny w Czerwińsku, pożar w Kiełbowie, akcję powodziową w Jońcu i Czerwińsku, topielców w Wiśle i na Rutkach. Akcje są mniejsze i większe. Strażacy jadą zarówno do pożaru czy wypadku, jak i do gniazda szerszeni. Kiedyś zdejmowali wróbelka z akacji, innym razem kota z drzewa na ulicy Płockiej. Czasem akcję utrudnia zachowanie ludzi, którzy różnie reagują w sytuacjach zagrożenia. Każde zdarzenie ma swoją specyfikę i naprawdę większe wrażenie robi stres związany z reanimacją człowieka niż przyjazd na miejsce wypadku, gdzie już są zwłoki. W większości ma się do czynienia z ludzkimi emocjami, tragedią, ciekawością gapiów, czasem złośliwymi komentarzami.

- Praca strażaka zmieniła się na przestrzeni lat - mówi aspirant Paweł Radecki, strażak od 18 lat, technik mechanik i absolwent Szkoły Aspirantów w Krakowie. - Kiedyś nie było ratownictwa chemicznego, inny sprzęt, inni ludzie. Pamiętam pożar w Ciechanowie. Była noc, burza, ewakuowaliśmy kilka osób za pomocą drabiny.

Strażacy mówią, że wzrosła świadomość ludzi. I większość posiada telefony. Dlatego dziś można szybko reagować i rzadko zdarzają się duże pożary.

Nie tylko gaszą, ale i zapobiegają 

Nie sposób pominąć strażaków zajmujących się prewencją i zaopatrzeniem jednostki, którzy pracują w systemie ośmiogodzinnym.

W dziale prewencji pracuje młodszy kapitan Dariusz Racinowski. Naukę w szkole pożarniczej w Poznaniu rozpoczął w 1983 roku. Po dwóch latach nauki został skierowany do komendy wojewódzkiej w Płocku, potem pracował w komendzie rejonowej w Sierpcu, następnie w Ciechanowie, gdzie był zatrudniony jako strażak w przedsiębiorstwie młynarskim. 1 września 1992 roku trafił do komendy  w Płońsku i od początku zajmuje się prewencją.

-  Głównym zadaniem tej sekcji jest profilaktyka - mówi Racinowski, który zajmuje się także kontaktami z mediami. - Kontrolujemy zakłady pracy na terenie powiatu pod kątem przestrzegania przepisów przeciwpożarowych. Rozpoznajemy zagrożenia chemiczne, ekologiczne, analizujemy sprawy operacyjne, na przykład, czy dany obiekt jest przygotowany na wypadek zagrożenia.

W ubiegłym roku dział prewencji skontrolował 216 obiektów. Oprócz kontroli dział ten prowadzi pogadanki z młodzieżą, organizuje pokazy i zawody strażackie.  Młodszy ogniomistrz, Andrzej Głowacki pracuje w wydziale operacyjnym. Wydział ten składa się z pięciu osób, w tym trzech dyspozytorów.

- Sporządzamy analizy, plany ratownicze i raporty z działalności JRG - mówi Głowacki. - Jesteśmy odpowiedzialni za funkcjonowanie stanowiska kierowania, dysponujemy środkami gaśniczymi w zależności od zdarzenia. Poza tym kontrolujemy gotowość bojową JRG i jednostek OSP, prowadzimy szkolenia strażaków.

Andrzej Głowacki pracuje w straży od 9 lat. Przez pierwsze lata był na podziale bojowym, od pięciu lat pracuje w systemie ośmiogodzinnym. Do straży trafił z wykształceniem średnim, potem przechodził przez różne kursy. Zrobił licencjat w Pułtusku na wydziale nauk politycznych, teraz pracuje nad tytułem magistra. Od września rozpoczął też naukę w studium aspirantów. Mieszka w Skarżynie i jest kawalerem.

Zaopatrzeniem jednostki, czyli logistyką, zakupem paliwa, środków czystości, umundurowania  i utrzymaniem sprzętu w  gotowości bojowej zajmuje się dwóch kwatermistrzów. Młodszy technik Arkadiusz Rydzewski pracuje w straży od 1996 roku, kwatermistrzem jest od stycznia 2002 roku. Drugi kwatermistrz, starszy technik Mariusz Lipiński w płońskiej komendzie jest od siedmiu lat. Obydwaj mieszkają w Płońsku, jest to korzystne z tego względu, że w przypadku poważnej akcji mogą w każdej chwili dotrzeć do firmy.

Starszy ogniomistrz Andrzej Ryziński, strażak od 1986 roku, obecnie zajmuje się  sprawami kadrowymi. Wcześniej na tym stanowisku pracował jego ojciec, a dziadek był strażakiem ochotnikiem. Zajmuje się przyjmowaniem, zwalnianiem strażaków, awansami  i kształceniem zawodowym strażackiej kadry. Ryziński mieszka w Płońsku, ma 36 lat, żonę i dwóch synów. Uczy się zaocznie w Szkole Aspirantów w Krakowie.

Liczeniem strażackich wydatków zajmuje się księgowa, Ewa Wyszkowska, jedna z dwóch kobieta w płońskiej komendzie. Oprócz niej jest jeszcze stażystka na pół etatu. Pani Ewa pracuje tu od lipca 1992 roku, a w straży w ogóle od 1978 roku. Do pracy dojeżdża z Ciechanowa, jej mąż, też strażak, jest już w tej chwili na emeryturze.

A nad wszystkim czuwa...

... troskliwy komendant, który nawet podczas urlopu wpada do strażaków. Brygadier Antoni Czapski ma 47 lat. Ukończył Szkołę Chorążych Pożarnictwa w Poznaniu, SGSP w Warszawie, WSH w Pułtusku. Do Płońska trafił w 1984 roku.

Zastępcą komendanta jest młodszy brygadier Paweł Jakubowski. Pochodzi z Uniecka, tam ukończył szkołę podstawową, później liceum w Raciążu, studium zawodowe i SGSP w Warszawie.

- Mój tata należał do OSP - mówi Jakubowski. - Poniekąd to tradycje rodzinne miały wpływ na moją decyzję. Bezpośrednio po szkole pożarniczej trafiłem do pracy w Płońsku. Obecnie mieszkam w Płońsku, żona jest nauczycielką, wychowujemy dwóch synów - bliźniaków.

Zastępca komendanta uważa, że płońscy strażacy pracują dobrze, choć nie należy popadać w samozachwyt. Jakieś niedociągnięcia i niedoskonałości zawsze się znajdą.

- Są u nas przełożeni i podwładni, ale stosunki między poszczególnymi szczeblami strażackiej hierarchii są raczej koleżeńskie - opowiada Jakubowski. - Mówimy do siebie po imieniu, ale  kiedy trzeba,  odnosimy się do siebie służbowo. Na przykład w trakcie szkolenia, odprawy czy też akcji. Nie ma miejsca ani czasu na czarowanie, ktoś musi wydawać krótkie i zwięzłe polecenia.

Zostać strażakiem...

... to nie taka prosta sprawa. Niedawno wystarczyło wykształcenie średnie, teraz wymagana jest już szkoła pożarnicza. Ale to pestka w porównaniu z badaniami kwalifikującymi do pracy w straży pożarnej.

- Trzeba mieć uregulowaną służbę wojskową, wiek do 24 lat - mówi strażak kadrowy, Andrzej Ryziński. - Potem jest bieg na 50 metrów na czas i tzw. próba harwardzka. Jest jeszcze bieg na 1000 metrów, podciąganie się na drążku. Po podsumowaniu wyników kwalifikuje się kandydata według specjalnej tabeli. Jeśli wynik jest dobry, osoba zostaje skierowana na  komisję lekarską. Delikwenta ocenia 20 lekarzy różnych specjalności, przechodzi także test psychologiczny, podobno bardzo trudny.

W trakcie pracy strażak co roku przechodzi badania lekarskie, a po 15 latach służby może przejść na 40-proc. emeryturę.

Strażacki koncert życzeń

Płońscy strażacy dysponują 4 samochodami gaśniczymi. Od niedawna strażackiego poloneza zastąpił nissan terrano, terenowy wóz z napędem na cztery koła. O tym , że takie auto jest potrzebne świadczy między innymi przypadek, gdy strażacy razem z wojskiem usuwali zator lodowy w Jońcu. Trzeba było przejechać mostem, gdzie dotarła już woda. Albo pożar lasu w Draminie, gdzie z przejazdem miały kłopoty inne auta. Nissan przejechał.

Strażacy marzą jednak o nowoczesnym sprzęcie. Przydałby się ciężki samochód gaśniczy, aby wszędzie można było nim dojechać, do każdego zdarzenia. Potrzeb jest wiele, między innymi nowe drabiny (którym co 5 lat kończy się atest), nowe ubrania a także łódka do akcji na wodzie.  Na wszystko jednak potrzebne są pieniądze, a strażacki budżet został w tym roku okrojony.

Ponadto przydałby się nowy samochód specjalny tj. podnośnik hydrauliczny - obecnie eksploatowany SH-18 powinien być wycofany z użytku 3 lata temu.

- Przydałyby się nowe meble do koszar i biura, remont łazienek - mówią strażacy.

Tymczasem samochód proszkowy jest już w leciwym wieku - auta operacyjne straży zawodowej  mogą funkcjonować 10 lat, potem często, gęsto są przekazywane jednostkom Ochotniczej Straży Pożarnej.  Cały strażacki sprzęt ma swoje normy, atesty, czasookresy. Nawet na strażackim hełmie jest wybita data. A według przepisów, „w przeterminowanym" hełmie gasić pożaru nie wolno...

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do