
W rocznicę (18 maja) 100 urodzin Karola Wojtyły podążamy śladami św. Jana Pawła II w powiecie płońskim.
Poniżej o swoich spotkaniach z Ojcem Świętym wspomina (materiał publikowaliśmy w kwietniu 2005 roku) ksiądz Jan Piotrowski, płońszczanin, proboszcz dwóch naszych parafii: w Baboszewie i w Gralewie.
Ksiądz Piotrowski, a właściwie ksiądz kanonik doktor, w latach 1984-88 studiował na wydziale Świętej Teologii Papieskiego Uniwersytetu św. Tomasza z Akwinu w Rzymie. Studia doktoranckie ukończył z najwyższą notą.
Ksiądz Piotrowski (po prawej) z rozrzewnieniem wspomina, że mógł celebrować msze święte w prywatnej kaplicy Ojca Świętego w Watykanie.
- Studiował ksiądz w Rzymie. Często ksiądz spotykał Ojca Świętego?
- Przez cztery lata byłem w Rzymie. To były lata 1984-1988. Przez te lata spotkałem Papieża niezliczoną ilość razy. Jestem niesamowicie wdzięczny Panu Bogu za te spotkania i za te lata. Spotykałem Go przy różnych okazjach. Między innymi dlatego, że byłem dziekanem w kolegium księży polskich, studiujących w Rzymie i organizowałem wiele oficjalnych spotkań. Poza tym oprowadzałem po Rzymie grupy pielgrzymów z Polski i wówczas była możliwość, może to nieładne słowo, „załatwienia” prywatnej audiencji u Ojca Świętego. Te dziesiątki zdjęć, które mam, to nie tylko dokumentacja, ale przede wszystkim pamiątka czegoś niesamowitego, co dla mnie osobiście było ogromnym przeżyciem. Teraz, gdy wszyscy przeżywamy z takim ogromnym żalem śmierć Papieża, wspomnienia tych spotkań powracają i bardziej widać pewne cechy, elementy, na które wtedy nie zwracało się uwagi.
- Jakie są osobiste wspomnienia księdza tych spotkań z Ojcem Świętym?
- Moich osobistych wspomnień szczególnych spotkań, na audiencjach prywatnych u Papieża, tak bezpośrednich, nie jestem w stanie opowiedzieć. Natomiast czternaście razy koncelebrowałem mszę świętą z Papieżem, w Jego prywatnej kaplicy. To było tak, że Papież prosił, by któryś z księży z kolegium uczestniczył we mszy świętej. To znaczy, nie prosił osobiście, ale przez księdza Dziwisza, wówczas jeszcze prałata. Jak wyglądało celebrowanie mszy świętej przez Papieża? Ja osobiście wracałem z tej mszy świętej wewnętrznie tak poruszony, że nie da się tego opisać słowami. Wypowiadane słowa konsekracji i unoszona konsekrowana Hostia, konsekrowane Wino. Słychać było w tym czasie jęk z ust Papieża, jęk, jakby oznakę cierpienia, bólu, widać to było również na Jego twarzy. To nie było tylko celebrowanie mszy, to była mistyka. Coś, co zawsze mnie poruszało, ja zawsze wracałem poruszony. Nawet, gdy nie był przy ołtarzu, to siedział w fotelu w tak bardzo głębokim skupieniu. Dla mnie był to po prostu mistyk. Gdy patrzyłem na to ja, jako ksiądz, to było to dla mnie ponowienie tego cierpienia, tej Ofiary, jakiej dokonał Chrystus w Wieczerniku w Wielki Czwartek. Mówię to z całą świadomością, nigdy wcześniej takiego świadectwa nie dawałem. Ja miałem to szczęście, szczęście spotykania Ojca Świętego, za które Panu Bogu dziękuję.
- O czym ksiądz rozmawiał z Papieżem? O co Ojciec Święty księdza pytał?
- O różne, przeróżne sprawy. Papież miał niesamowitą pamięć do ludzi. Studiowałem teologię i pisałem doktorat na temat odnowy liturgii w kościele polskim po Soborze Watykańskim II. Wcześniej Ojciec Święty pytał mnie, z jakiej jestem diecezji, jaki kierunek studiuję. Chyba mnie zapamiętał, bo potem zapytał, czy jest ta odnowa liturgii w kościele polskim, czy jej nie ma. A ja się uśmiechnąłem i powiedziałem: Ojcze Święty, Ojciec wie to chyba najlepiej. Lubił śpiew. Były takie zwyczaje, że księża studenci byli zapraszani na wieczór kolęd. Wspólnie śpiewaliśmy z Papieżem. Była jeszcze taka dodatkowa radość. Wcześniej ksiądz Dziwisz dzwonił do kolegium i pytał, ilu nas będzie, bo na każdego z nas czekał przygotowany upominek od Ojca Świętego. Bo to, co Papież otrzymywał od ludzi, przekazywał, rozdawał innym. Dlatego te podarunki to były bardzo różne rzeczy. Na przykład rower, piłka, piękna stuła, ornat. Ja wylosowałem misternie rzeźbiony zegar. Dla mnie jest to osobista pamiątka.
- A co księdzu jako duszpasterzowi pozostało z tych spotkań? Czego się ksiądz od Ojca Świętego nauczył?
- Przede wszystkim otwarcie na drugiego człowieka, wielki szacunek dla drugiego człowieka. Spokój i duch modlitwy, przeżywanie mszy świętej. Powiem może w ten sposób: kiedy dowiedziałem się, że rano będzie możliwość odprawienia mszy świętej z Papieżem w Jego kaplicy i dwóch z nas, księży z kolegium, ma być o godzinie 6 rano przy Spiżowej Bramie, to całą noc nie spałem. To bardzo osobiste. Zawsze gdy miałem odprawiać mszę, starałem się być w stanie łaski uświęcającej. Ale pamiętam, że wtedy dla mnie, jako młodego księdza, pójście do kaplicy Papieża i stanięcie z nim przy ołtarzu powodowało, że ja czułem się mały, niegodny. Poszedłem wtedy do spowiedzi z całego życia, żeby tę mszę, według mnie, godnie przeżyć.
Dla mnie to było niesamowite, że akurat ja mogłem w tym uczestniczyć. Te spotkania budowały w wierze, a jednocześnie pokazywały Papieża otwartego na ludzi, kontaktowego, lubiącego śpiew i młodych ludzi. Bardzo przeżyłem spotkanie Papieża z moją, nieżyjącą już, matką. Moja mama była na audiencji i On do niej powiedział: każdej mamie dziękuję za księdza. Była taka szczęśliwa, ta audiencja była niej chyba największą radością.
- Opowiadał ksiądz, że będąc w Rzymie oprowadzał polskie pielgrzymki. Dużo wśród nich było płońszczan?
- Wielu. Miałem taką ambicję, aby „załatwić” im, że tak powiem nieładnie, prywatną audiencję u Papieża. Wówczas to było możliwe. To było dla nich zawsze wielkie przeżycie. Wtedy był inny sposób pielgrzymowania, inne czasy. Jadąc do Rzymu płacili koszty podróży, a w Rzymie szukali miejsca gdzie można jak najtaniej zjeść i przenocować. Mogli zjeść suchy chleb i popić wodą, aby tylko przeżyć wielką radość ze spotkania z Papieżem.
W czasie studiów w Rzymie, ksiądz Piotrowski (na dole po lewej) pomagał przybywającym do Watykanu pielgrzymom z Polski. Tu podczas spotkania Jana Pawła II z grupą płońszczan.
- Ksiądz też potrafi trafić do młodzieży?
- Plebania jest zawsze otwarta dla młodzieży. Ja sobie nie wyobrażam pracy duszpasterskiej bez kontaktów z młodzieżą. We Włoszech nauczyłem się innego spojrzenia na duszpasterstwo, na ludzi, to mi dało bardzo wiele. Dzisiaj ksiądz musi wyjść do ludzi, musi dla ludzi się otworzyć, musi tych ludzi ukochać. I oni to czują, i przyjdą do kościoła. Kiedy pytano młodych, pokazywano to w telewizji, dlaczego kilkanaście godzin czekali, by dojść do katafalku i pożegnać Papieża, mówili: „On nas kochał, my kochamy Jego”. A młodzież jest bardzo krytyczna, nie krytykancka, a krytyczna, i wyczuje, czy coś jest autentyczne, czy coś jest prawdziwe.
foto: zbiory prywatne
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie