Reklama

RetroPiłka - październik 2004 - Sona Nowe Miasto

W sezonie 2004-2005 Sona Nowe Miasto rywalizowała w lidze okręgowej.

Październik był dla Sony bardzo dobry - trzy zwycięstwa, remis i jedna porażka dawały drużynie z Nowego Miasta ósme miejsce w tabeli.

Październikowe spotkania:

3.10: Sona Nowe Miasto - Orzyc Chorzele 4:1 (2:0)

bramki: Jastrzębski (18, asysta Latkowski), Macias (42, asysta Radomski), Jastrzębski (71, asysta Macias), samobójcza (88, po zagraniu Kręźlewicza).

Sona: Ryszard Wieczorkowski - Robert Niepytalski, Paweł Radomski, Piotr Dalecki, Marcin Szwejkowski, Krzysztof Kowalczyk, Cezary Prusinowski, Rafał Latkowski (87, Marek Bandurski), Krzysztof Łukasiak (76, Łukasz Szczypiński), Marcin Macias (81, Marcin Kręźlewicz), Piotr Jastrzębski.

Mogli strzelić jeszcze więcej

Sona nie dała szans, ostatniemu w tabeli, Orzycowi. Nowomieszczanie od początku do końca kontrolowali przebieg gry i bezapelacyjnie (choć z przebiegu gry zdecydowanie za nisko) pokonali gości z Chorzel 4:1.

Początek spotkania był dość zaskakujący, bo z impetem do ataku ruszyli goście, trafili po rzucie rożnym w poprzeczkę, lecz w miarę upływu czasu nowomiejska defensywa kierowana przez Pawła Radomskiego i Piotra Daleckiego, szybko ugasiła zapał graczy Orzyca. Już w 5 minucie spotkania dośrodkowanie Krzysztofa Kowalczyka i uderzenie Krzysztofa Łukasiaka mogło przynieść prowadzenie miejscowym, lecz piłka o centymetry minęła słupek bramki gości. Kilka sekund po tym jeszcze lepszą sytuację miał Marcin Macias, ale jego strzał okazał się zbyt słaby. Umiejętności bramkarza z Chorzel sprawdzali jeszcze i Łukasiak i Radomski, ale bez powodzenia. Dopiero w 18 minucie piłkarze Sony ożywili nowomiejską publiczność. Rzut rożny wykonywał Rafał Latkowski, który dośrodkował piłkę wprost na głowę Piotra Jastrzębskiego, a ten wpakował futbolówkę do bramki Orzyca.

Po tej bramce ofensywny zapał gospodarzy trochę przygasł. Gra toczyła się głównie w środku pola przez co widowisko zrobiło się bezbarwne i nieciekawe. Orzyc stawiał silny opór gospodarzom, ale nie ograniczał się też tylko do obrony. W 30 minucie spotkania zagotowało się trochę pod bramką Ryszarda Wieczorkowskiego. Zawodnik z Chorzel bezkarnie „wjechał” z piłką w pole karne nowomieszczan i oddał piekielnie mocny strzał, lecz na szczęście dla gospodarzy, futbolówka, już po raz drugi w tym meczu, uderzyła w poprzeczkę. Kolejny fragment gry nie był zbytnio porywający, bo styl rozgrywania piłki przez jednych i drugich przypominał bardziej grę w bilard niż piłkę nożną. Mogłoby się wydawać, że tak już będzie do końca pierwszej części meczu jednak piłkarze z Nowego Miasta w końcówce zafundowali swoim kibicom bardzo miły prezent. Nominalny środkowy obrońca w tym spotkaniu - Paweł Radomski w sposób bardzo efektowny i widowiskowy włączył się do akcji ofensywnej, minął kilku defensorów Orzyca, wpadł w pole karne, odegrał do znajdującego się na lepszej pozycji Marcina Maciasa, a ten pewnym strzałem dopełnił formalności i Sona na przerwę schodziła z dwubramkowym prowadzeniem.

Druga połowa należała już tylko i wyłącznie do ekipy z Nowego Miasta, która stworzyła sobie mnóstwo podbramkowych sytuacji, wykorzystując tylko ich niewielki procent. Już siedem minut po przerwie dwójkowa akcja Macias - Jastrzębski, zakończyła się minimalnie niecelnym strzałem tego drugiego. Goście ograniczali się tylko do bicia długich piłek w pole karne Sony, lecz tu panował Ryszard Wieczorkowski. Kolejna zmarnowana stuprocentowa sytuacja dla Nowego Miasta miała miejsce po indywidualnym rajdzie Marcina Szwejkowskiego, który przebiegł z piłką pół boiska, by przegrać pojedynek „sam na sam” z golkiperem przyjezdnych. Nowomieszczanie próbowali wielu rozwiązań, aby podwyższyć rezultat spotkania, ale ani Cezary Prusinowski próbą lobowania, ani Piotr Jastrzębski efektownymi nożycami, nie zdołali umieścić piłki w siatce. Dopiero w 71 minucie meczu po trójkowej akcji Prusinowski-Macias-Jastrzębski, padł trzeci gol dla Sony. Nie ma wątpliwości, że w tym spotkaniu powinien paść grad bramek dla miejscowych, lecz ci regularnie marnowali nadarzające się okazje. Kolejne mieli Macias (w 75 minucie) i Jastrzębski (w 76 minucie). W międzyczasie po zamieszaniu w polu karnym Sony, piłkarze z Chorzel wykorzystali moment zagapienia nowomiejskiej defensywy i zdołali strzelić gola. Na nic jednak zdały się wysiłki gości na odrobienie strat, bo ekipa Sony dobiła rywali, a właściwie to sami siebie dobili, bo po dośrodkowaniu Marcina Kręźlewicza jeden z zawodników Orzyca wbił piłkę do własnej bramki i spotkanie zakończyło się bezdyskusyjnym zwycięstwem gospodarzy.

Po meczu grający trener Sony, Ryszard Wieczorkowski nie krył zadowolenia.

- Zagraliśmy dzisiaj dobry mecz, w pierwszej połowie było trochę błędów z naszej strony, ale druga połowa już definitywnie należała do nas. Wynik mógł być na pewno dużo, dużo większy, bo i Marcin Macias i Piotr Jastrzębski mogli tych bramek strzelić o wiele więcej.

9.10: MKS Przasnysz - Sona Nowe Miasto 1:4 (1:2)

bramki: Jastrzębski (10, asysta Macias), Prusinowski (43, po indywidualnej akcji), Macias (63, po indywidualnej akcji), Macias (89, asysta Latkowski).

Sona: Ryszard Wieczorkowski - Marcin Szwejkowski, Krzysztof Brudzyński, Paweł Radomski, Łukasz Szczypiński (68, Marek Bandurski), Robert Niepytalski, Krzysztof Kowalczyk, Rafał Latkowski, Cezary Prusinowski, Marcin Macias, Piotr Jastrzębski.

Spacerek w Przasnyszu

Chyba nawet sami zawodnicy Sony nie spodziewali się, że w sobotnim meczu na wyjeździe w Przasnyszu pójdzie im tak łatwo. Z Przasnysza wywieźli w pełni zasłużone zwycięstwo. I dokonali tego bez większego wysiłku.

Mecze na wyjeździe nie są łatwe, do Przasnysza Sona jechała więc nie bez obaw. Było to spotkanie dwóch zespołów ze środka tabeli i można było się spodziewać zaciętego boju. Jak się jednak okazało gospodarze stawili dosyć niewielki opór piłkarzom z Nowego Miasta. Sona grała pewnie i co najważniejsze - skutecznie.

W pierwszej połowie spotkania gra była dosyć wyrównana, choć już po kilku minutach można było dostrzec, że to raczej Sona będzie w tym meczu dyktować warunki. Piłkarze z Nowego Miasta byli skuteczniejsi w rozgrywaniu akcji ofensywnych, potrafili utrzymać się przy piłce, a od czasu do czasu przeprowadzić groźną akcję. I mimo że mecz nie obfitował w wiele ofensywnych akcji, to zdecydowanie częściej przeprowadzali je przyjezdni. Już w 10 minucie Sona wykorzystała jeden z wielu błędów defensywy gospodarzy w tym meczu. Piłkę na prawej stronie przejął Kowalczyk, podał do Maciasa, ten zaś otworzył drogę do bramki Jastrzębskiemu, który pewnym strzałem zapewnił Sonie prowadzenie. Jastrzębski, niezwykle aktywny w tym meczu mógł wpisać się na listę strzelców kilkakrotnie. Brakowało mu jednak skuteczności.

Pech chciał, że gospodarze wyrównali. Pech, bo trudno za utratę bramki z 17 minuty winić zawodników Sony. Sędzia nie zauważył, że jeden z piłkarzy Przasnysza był na kilkumetrowym spalonym i pozwolił mu zakończyć akcję celnym strzałem do bramki. Od tej chwili jednak do ataku przystąpili piłkarze Sony i to oni zaczęli nadawać ton całej grze. Dogodną sytuację miał Macias, jednak jego strzały - najpierw głową, potem nogą - nie przyniosły gola. Po dośrodkowaniu Niepytalskiego głową strzelał Jastrzębski, ale minimalnie ponad poprzeczką. Jednak w 43 minucie po rzucie rożnym dla Sony i wybiciu piłki przez obrońców Przasnysza przejął ją Prusinowski, który  ograł jednego defensora i strzelił z 20 metrów. Na tyle celnie i mocno, że piłka znalazła się w siatce, a piłkarze Sony do szatni schodzili z jednobramkowym prowadzeniem.

Już trzy minuty po przerwie bramkę mógł zdobyć Jastrzębski. Jeden z obrońców Przasnysza tak niefortunnie wybił piłkę, że ta odbiła się od nogi Jastrzębskiego i poszybowała kilka centymetrów ponad poprzeczką. Minutę potem na lewej stronie piłkę wyłuskał Latkowski, podał w pole karne Jastrzębskiemu, ale ten będąc w doskonałej sytuacji strzelił po ziemi daleko od słupka. W 58 minucie Jastrzębski znowu nie wykorzystał okazji do podwyższenia rezultatu. Z kontrą ruszył Macias, podał Jastrzębskiemu, ale ten w sytuacji sam na sam strzelił w bramkarza. Piłka doleciała jeszcze do Prusinowskiego, ale ten posłał ją ponad bramką.

W 63 minucie po fatalnym błędzie obrońców z Przasnysza piłka trafiła do Maciasa, który ruszył na bramkę gospodarzy i w pojedynku z bramkarzem okazał się lepszym egzekutorem niż Jastrzębski - strzelił pewnie na 1:3. Przy takim rezultacie Sona uspokoiła grę. Gospodarze próbowali atakować bramkę Wieczorkowskiego, ale albo gubili się na 20 metrze, albo ich strzały zatrzymywał bramkarz Sony. Sona dobrze poczynała sobie w defensywie, a co i raz wyprowadzała kontry. Ostatnia z bramek padła po jednej z takich kontr. W 89 minucie Maciasa dobrym podaniem uruchomił Latkowski. Napastnik Nowego Miasta doszedł do sytuacji sam na sam z golkiperem gospodarzy i - tak jak wcześniej - zamienił akcję na bramkę.

Po meczu jego bohater, Marcin Macias powiedział: - Grało nam się dobrze, pierwsza połowa nieco bardziej wyrównana, ale w drugiej kontrolowaliśmy wszystko. A te dwie bramki, które strzeliłem chciałbym zadedykować swemu synkowi, Michałowi.

17.10: Sona Nowe Miasto - MKS Małkinia 1:1 (1:1)

bramka: Kowalczyk (38, asysta Radomski).

Sona: Ryszard Wieczorkowski - Robert Niepytalski, Krzysztof Brudzyński, Paweł Radomski, Marcin Szwejkowski, Krzysztof Kowalczyk, Cezary Prusinowski, Rafał Latkowski, Łukasz Szczypiński (34, Piotr Dalecki), Marcin Macias, Piotr Jastrzębski.

Nieskutecznie

Spotkanie nie stało na zbyt wysokim poziomie, lecz z przebiegu gry zwycięstwo należało się bardziej nowomieszczanom. Gospodarze grali jednak nieskutecznie i drużynie z Małkini ostatecznie udało się wywalczyć remis 1:1.

Sona Nowe Miasto dobrze ostatnio spisuje się w meczach okręgówki. Miejscowi piłkarze zarówno siebie, jak na wyjeździe, wygrywają z kim się da i tak miało też być w spotkaniu z MKS Małkinia. Sona na fali, ale przeciwnik także ostatnio błysnął formą, bo pokonał u siebie Gladiatora Słoszewo 4:2. Faworytem jednak byli nowomieszczanie, a wskazuje to na pewno lepsza pozycja w tabeli i oczywiście atut własnego boiska, na którym Sona przegrała tylko raz.

Od pierwszych minut tego spotkania piłkarze obu zespołów walczyli na całego o każdą piłkę i każdy metr boiska. Twarde, czasami wręcz brutalne widowisko niezbyt chyba podobało się publice w Nowym Mieście, bo na tym stadionie na pewno bywały mecze lepsze. Jedni i drudzy bardziej koncentrowali się na wybijaniu przeciwnika z rytmu gry brzydkim faulem czy wykopaniu piłki daleko w aut niż na skonstruowaniu sensownego ataku, zakończonego przynajmniej strzałem na bramkę. Tak mało efektowne widowisko utrzymywało się przez większą część pierwszej połowy, lecz to Sona pierwsza przemogła ofensywną bierność i stworzyła sobie niezłą sytuację strzelecką. W 24 minucie spotkania z lewej strony boiska dośrodkowywał Łukasz Szczypiński, a całą akcję zamykał Krzysztof Kowalczyk, który efektownym strzałem z powietrza próbował zaskoczyć golkipera Małkini, lecz ten był na posterunku. Sona próbowała coś robić w ofensywie, lecz akcje układały się w miarę dobrze jedynie w środku pola, dalej coś się zacinało i albo napastnicy z Nowego Miasta nie dochodzili do zagranych im piłek, albo byli łapani na pozycji spalonej. Ekipa z Małkini również miała swoje pięć minut, kiedy to jeden z jej piłkarzy znalazł się w wybornej sytuacji na zdobycie prowadzenia, ale pod bramką Ryszarda Wieczorkowskiego najwyraźniej zabrakło mu zimnej krwi i fatalnie spudłował. Na piłkarzy Sony sytuacja ta podziałała jak płachta na byka, i już po chwili nowomieszczanie prowadzili 1:0. Wszystko zaczęło się od Pawła Radomskiego, który popisał się  piekielnie mocnym uderzeniem z około 35 metrów, które zmierzało w górny róg bramki przyjezdnych. Bramkarz Małkini, z najwyższym trudem sparował ten strzał, lecz piłkę przejął Krzysztof Kowalczyk i ze stoickim spokojem umieścił ją w siatce przeciwnika. Tak więc na kilka minut przed końcem pierwszej połowy Sona prowadziła i wydawało się, że taki wynik utrzyma się do przerwy. Nic z tego, zawodnicy z Nowego Miasta pozwolili sobie na jeden jedyny błąd w defensywie i od razu został on bezlitośnie  wykorzystany przez gości, którzy po rzucie rożnym i mocnym strzale głową, zdobyli bramkę wyrównującą.

Po przerwie Sona dążyła do strzelenia bramki dającej jej ponownie prowadzenie. Wielka chęć zwycięstwa i ambicja nowomieszczan to było jednak zbyt mało, aby rozmontować skutecznie grającą defensywę Małkini. Gospodarze wszystkimi siłami próbowali osiągnąć swój cel, lecz tego dnia miejscowym niewiele wychodziło. Sytuacje na zdobycie gola może nie były tak czyste i klarowne, ale można było coś też i z tego zrobić. Dwukrotnie na przykład w polu karnym szarżował Marcin Macias, tylko że za każdym razem piłkę spod nóg wybijali mu w ostatniej chwili obrońcy z MKS-u. Sona się bardzo starała, walczyła, zostawiała dużo zdrowia na boisku, lecz goście również nie ustępowali, mieli tylko jedną, ale bardzo dogodną sytuację, którą w dziecinny sposób zmarnowali. Losy tego spotkania mogły się jednak odmienić w 69 minucie spotkania, kiedy to Piotr Jastrzębski ofiarnie odzyskał piłkę, chciał uderzyć na bramkę, a jego strzał, o dziwo, trafił do znajdującego się w wyśmienitej sytuacji Cezarego Prusinowskiego, ale niestety lekko bita futbolówka przeleciała obok bramki Małkini. Do końca meczu wynik już się nie zmienił, mimo że nowomieszczanie nadal byli w natarciu, atakowali, lecz nie przyniosło to rezultatu bramkowego.

Po spotkaniu grający trener Sony Ryszard Wieczorkowski nie ukrywał swojego niezadowolenia: - Był to na pewno słabszy mecz w naszym wykonaniu, ale jak zwykle u nas zawiodła bardzo skuteczność. Co z tego że jesteśmy lepsi przez większą część spotkania, jak nie potrafimy tego udokumentować w postaci bramek. Fakt jest jednak faktem, że i sędziowie się nie popisywali w niektórych sytuacjach, i już dawno nie widziałem tak słabego sędziowania.

23.10: Wieczfnianka Wieczfnia - Sona Nowe Miasto 3:0 (2:0)

Sona: Ryszard Wieczorkowski - Marcin Szwejkowski, Krzysztof Brudzyński, Paweł Radomski, Robert Niepytalski, Łukasz Szczypiński, Rafał Latkowski, Cezariusz Prusinowski, Krzysztof Kowalczyk, Piotr Dalecki, Marcin Kręźlewicz (36, Piotr Jastrzębski).

Dobra tylko końcówka

Sona dawno nie poniosła tak dotkliwej porażki. Trzybramkowa przegrana przerwała niezłą passę piłkarzy z Nowego Miasta, choć trzeba przyznać, że porażka była zasłużona. Sona zagrała słabo, a pierwsze groźne sytuacje strzeleckie stworzyła dopiero na kilkanaście minut przed końcem meczu, kiedy wynik był już przesądzony.

Przed tym meczem obie drużyny miały w tabeli po 12 punktów i zajmowały miejsca w środku stawki. W Wieczfni można było się więc spodziewać zaciętego meczu, sobotnie spotkanie Wieczfni z Soną zaciętym meczem jednak nie było. Swój styl gry gospodarze narzucili już na początku spotkania.

Piłkarze Sony nie błysnęli formą. Przeciwnicy byli szybsi, zwrotniejsi i bardziej pomysłowi w rozgrywaniu akcji. Już w piątej minucie gospodarze przeprowadzili ładną, składną akcję, która wprawdzie bramką się nie zakończyła, ale już zapowiadała dalszy przebieg meczu. Po kolejnych pięciu minutach napastnicy Wieczfni okazali się skuteczniejsi, bo po strzale jednego z nich piłka poleciała po ziemi w lewy róg bramki Wieczorkowskiego, który wyciągnął się jak długi, ale futbolówka i tak wpadła do siatki. Strata jednej bramki była jeszcze do odrobienia, ale ze strzeleniem wyrównującego gola nie było w tym meczu tak łatwo. Defensywa gospodarzy była bardzo szczelna, a piłkarze Sony grali wolno, bez polotu, a i nierówne boisko skutecznie przeszkadzało. W 15 minucie zrobiło się już 2:0, kiedy po pięknej kontrze gospodarzom udało się strzelić równie pięknego gola.

Dwubramkowa przewaga  dawała piłkarzom z Wieczfni niesamowity komfort. Pod bramką Wieczfnii zaś akcje były stwarzane z trudem. Strzału z dystansu próbował Prusinowski, ale jego strzał był za lekki, by zaskoczyć golkipera gospodarzy. Po zagraniu Prusinowskiego w pole karne do Szczypińskiego, obrońcy zatrzymali dobrze zapowiadającą się akcję. Tymczasem gospodarze sami ruszyli z kontrą - jeden z napastników wyszedł na sytuację sam na sam z bramkarzem, przerzucił ponad nim piłkę, którą gdy zmierzała w światło bramki głową uderzył nie pilnowany przez nikogo inny napastnik Wieczfni. Zrobił to jednak tak niefortunnie, że tylko przeniósł ją ponad poprzeczką.

Później groźnie głową, po rzucie rożnym, uderzał Brudzyński, strzelił jednak ponad poprzeczką i była to jedna z niewielu dogodnych sytuacji strzeleckich, jakie stworzyła sobie w pierwszych 45 minutach Sona.

Druga połowa rozpoczęła się fatalnie. Strzał z wolnego na bramkę Wieczorkowskiego zakończył się golem. Próżne były potem tłumaczenia sędziemu, że był to strzał z rzutu wolnego pośredniego, sędzia, ku frustracji piłkarzy Sony, bramkę uznał. Szans na gola kontaktowego szukali strzałami z dystansu Prusinowski i Latkowski, piłka po strzale Jastrzębskiego znalazła się nawet w siatce, ale było to po gwizdku sędziego, który był zdania, że napastnik Sony w momencie przejęcia piłki od Szwejkowskiego był na spalonym. Gospodarze oddali inicjatywę Sonie, i z minuty na minutę goście poczynała sobie pod bramką Wieczfni coraz lepiej. Tak jak w 76 minucie po akcji Niepytalskiego, który wbiegł z prawej strony w pole karne i podał Radomskiemu, ale piłkę wyłuskali obrońcy. Po kilku minutach Radomski próbował jeszcze pokonać golkipera Wieczfni, ale ani po jego strzale, ani po dobitce Kowalczyka bramka nie padła.

Końcówka jednak przy odrobinie szczęścia mogła jeszcze odwrócić losy meczu. Po ładnym, mocnym strzale Jastrzębskiego z 82 minuty bramkarz z trudem wybił bramkę poza boisko, potem gdy prostopadłym podaniem Prusinowskiego wypuszczony został na sytuację sam na sam z bramkarzem Jastrzębski, piłka po jego uderzeniu trafiła w poprzeczkę. Strzelali później jeszcze i Radomski i znowu Jastrzębski, ale tego dnia skuteczność nie była najmocniejszą stroną Sony. W ostatniej minucie nietuzinkową akcję przeprowadził Niepytalski. Pognał z piłką kilkadziesiąt metrów, minął kilku zawodników przeciwnika, wyszedł naprzeciw bramkarza i strzelił tylko minimalnie niecelnie - kilka centymetrów od słupka.

31.10: Sona Nowe Miasto - Gwar Pawłowo 4:1 (1:0)

bramki: Kowalczyk (12, asysta Jastrzębski), Dalecki (53, po indywidualnej akcji), Prusinowski (55, po indywidualnej akcji), Szwejkowski (60, asysta Prusinowski).

Sona: Ryszard Wieczorkowski - Krzysztof Brudzyński, Mieczysław Burzyński (61, Marcin Kręźlewicz), Robert Niepytalski, Piotr Dalecki, Krzysztof Łukasiak, Rafał Latkowski (5, Łukasz Szczypiński), Cezariusz Prusinowski, Krzysztof Kowalczyk, Marcin Szwejkowski, Piotr Jastrzębski.

Bramek mogło być więcej

Dotkliwa porażka Sony w poprzedniej kolejce była tylko chwilowym kryzysem. W meczu z Gwarem Pawłowo Sona znów zaprezentowała formę na miarę oczekiwań swoich kibiców. Grała szybko i z rozmachem, a zwycięstwo, gdyby tylko snajperzy z Nowego Miasta byli skuteczniejsi, mogło być znacznie wyższe.

Ten mecz należał do Sony, początek jednak nie wróżył dobrze, bo już w 5 minucie z powodu kontuzji z boiska zejść musiał Rafał Latkowski. Mimo to w 12 minucie gospodarze zdołali zdobyć pierwszą w tym meczu bramkę. Po dalekim wrzuceniu piłki ponad głowami obrońców Gwaru, nieudaną pułapkę ofsajdową Gwaru wykorzystał Jastrzębski, strzelił w kierunku bramki, dosyć lekko i niecelnie, ale gdy bramkarz był pewny, że piłka potoczy się poza boisko, dobiegł do niej Kowalczyk, który z ostrego kąta strzelił do pustej bramki.

Prowadzenie pozwoliło Sonie kontrolować dalszy przebieg spotkania, ale jedna bramka przewagi nie dawała komfortu, który pozwoliłby nie martwić się o końcowy rezultat. Akcje gospodarzy przeprowadzane głównie prawą stroną (rajdy Kowalczyka) stwarzały duże zagrożenie pod bramką gości, tym bardziej, że i bramkarz, i obrońcy Gwaru nie mieli dobrego dnia. Zawodnicy Pawłowa nie byli w stanie upilnować szybkiego Kowalczyka, a za rozegraniami w środku pola pomiędzy Prusinowskim a Daleckim, też nie nadążali. Przed wieloma okazjami do wpisania się na listę strzelców stawał Jastrzębski, ale napastnikowi Sony brakowało skuteczności. W pierwszej połowie oddał sześć strzałów na bramkę Gwaru, ale były one zazwyczaj niecelne. W 25 minucie świetną akcję rozpoczął Prusinowski, zagrał do Kowalczyka, ten ładnie odegrał do Jastrzębskiego, ale ani jego strzał, ani dobitka nie przyniosły podwyższenia rezultatu. Kilka minut przed przerwą w pole karne wbiegł Kowalczyk i gdy wydawało się, że zaraz odegra do dobrze ustawionego Jastrzębskiego, został powalony przez obrońców na ziemię - karnego sędzia jednak nie odgwizdał. Zanim jeszcze nastąpiła przerwa dwukrotnie na bramkę strzelał Szwejkowski, ale piłka po jego uderzeniach szybowała albo ponad, albo obok bramki. Z kolei na pozycji libero świetnie wywiązywał się ze swoich zadań Burzyński, nie pozwalając napastnikom Gwaru na dojście do pozycji strzeleckich - w pierwszych 45 minutach Wieczorkowski praktycznie nie miał nic do roboty.

W drugiej odsłonie meczu Sona znowu przystąpiła do frontalnego ataku na bramkę przyjezdnych. Na zdobycie kolejnych goli trzeba było jednak trochę poczekać. Nieskuteczny okazał się strzał Jastrzębskiego z 47 minuty, kiedy po dalekim podaniu od jednego z obrońców znalazł się on w dobrej sytuacji, ale akcję zakończył minimalnie niecelnym strzałem. Potem Jastrzębski ładnie poradził sobie z dwoma obrońcami, ale za mocno wypuścił sobie piłkę i złapał ją bramkarz. W 53 minucie przez gąszcz obrońców lewą stroną przedzierał się Jastrzębski, obrońcy wprawdzie zabrali mu piłkę, ale trafiła ona na szesnastkę do Daleckiego, który ją przyjął, rozejrzał się, a następnie zdecydował się na rajd ku bramce. Minął jednego, potem drugiego piłkarza Gwaru i strzelił w krótki róg z kilku metrów. Bramkarz nie zdążył z interwencją i Sona prowadziła już 2:0.

Dwubramkowa strata na gości podziałała deprymująco, z kolei Sona jeszcze bardziej uwierzyła w swoje siły i za wszelką cenę starała się zakończyć to spotkanie z wyższym wynikiem. Minutę po zdobyciu drugiego gola, po podaniu Szwejkowskiego w dobrej sytuacji był Prusinowski, ale zdołał wywalczyć tylko rzut rożny. Piłkę z prawego narożnika wybił Kowalczyk, głową zgrali ją obrońcy i ustawiony na 16 metrze Prusinowski bez chwili zawahania strzelił wolejem z pierwszej piłki. Piłka poszybowała tak szybko i tak precyzyjnie, że wpadła w samo okienko bramki Gwaru. Niezwykle efektowna bramka.

W 59 minucie po dośrodkowaniu Daleckiego z trudnej pozycji na bramkę pawłowian głową strzelał Szwejkowski, bramkarz Gwaru był jednak na miejscu. W 60 minucie padła kolejna bramka dla Sony. I była ona dziwna, bo gdy na lewej stronie, tuż przy linii końcowej boiska, Prusinowski poradził sobie z obrońcami, ci myśleli, że piłka opuściła boisko i stanęli w miejscu, w żaden sposób nie reagując na podanie Prusinowskiego wzdłuż bramki do stojącego na długim słupku Szwejkowskiego. Ten, nieco zdezorientowany zachowaniem piłkarzy Gwaru przypatrującym się tylko całej akcji, strzelił jednak do pustej bramki. Bramkarza i obrońców oczekujących, że akcję rozpocznie Gwar od bramki, z letargu zbudził dopiero gwizdek sędziego, który uznając gola wskazał na środek boiska. Chwilę potem, w 62 minucie, gościom udało się strzelić bramkę honorową. Po zagraniu Kowalczyka ręką w polu karnym, Gwar zdobył bramkę z rzutu karnego. Piłkarze Sony mieli jednak ochotę strzelać kolejne gole - po dośrodkowaniu Niepytalskiego głową próbował Kręźlewicz, a po dośrodkowaniu z rzutu wolnego z pierwszej piłki uderzał Prusinowski, ale piłka poleciała kilka centymetrów od słupka. Dwukrotnie strzelał jeszcze Krężlewicz, ale najlepszą okazję do zdobycia kolejnej bramki miał Jastrzębski, który wyłuskał piłkę obrońcom, wyszedł na pozycję sam na sam z bramkarzem i strzelił w pełnym biegu, szkoda tylko, że niecelnie.

foto: archiwum (zdjęcia z meczów z Orzycem Chorzele, MKS Przasnysz, MKS Małkinia, Wieczfnianką i Gwarem Pawłowo)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo plonszczak.pl




Reklama
Wróć do