
Zaledwie rok temu mocno narzekaliśmy na otaczającą nas rzeczywistość. Teraz w sekundę - i w podskokach - wrócilibyśmy do tamtego świata. Bo ten obecny stanął zupełnie na głowie. Niestety, nie tylko w przenośni.
W ostatnich tygodniach trwa bardzo mocna promocja tezy, że jedynym antidotum na tę sytuację jest szczepionka. Chciałbym, ale wiele przemawia za tym, że niestety tak nie będzie.
O szczepionkach dyskutuję - momentalnie nawet chyba obsesyjnie - od kilku tygodni z wieloma ludźmi. Większość z dyskutantów ma pewnie wrażenie, że jestem antyszczepionkowcem. A to nieprawda.
Tyle tylko, że tak z tego wynika, bo poddaję w wątpliwość zasadność całej akcji. A taka postawa szufladkuje. Bo tak zostaliśmy podzieleni - jak ktoś ma wątpliwości czy stawia pytania, już jest wrzucany do worka z oszołomami czy zwolennikami teorii spiskowych. Nie ma pola do dyskusji, nie ma pola do oczekiwania na rzetelne odpowiedzi na najbardziej zasadne pytania. Nie ma rzetelnej ogólnopolskiej debaty.
Zamiast tego jest nachalna - za nasze wspólne pieniądze - propagandowa promocja szczepionek. Rzecz bez precedensu - rząd za bardzo duże nasze pieniądze prowadzi marketingowo-reklamową promocję towaru prywatnych korporacji. W dodatku tylko pro frekwencyjną, bez rzetelnych informacji o potencjalnych zagrożeniach. Powtórzę jeszcze raz - produkty prywatnych korporacji reklamuje i finansuje z publicznych pieniędzy rząd! Coś niespotykanego. Rozumiem bardzo duże cele społeczne tej akcji, ale taką kampanię powinny finansować firmy farmaceutyczne! Mało na tę rzecz zwracamy uwagi, a to jest przecież niedorzeczność. Gdyby rok temu ktoś powiedział, że z naszych wspólnych pieniędzy zakupimy (kosztujący wielki majątek) medyczny specyfik dla całej populacji dorosłych Polaków, producentów zwolnimy z odpowiedzialności za jego działanie, a na koniec za publiczne pieniądze będziemy promować jego zażycie - umówmy się, zostałby uznany za wariata. A teraz to robimy, a organizujący akcję oczekują jeszcze na oklaski.
Tak nas psychicznie sterroryzowano, że nawet takich niedorzeczności nie zauważamy.
Nauka zamieniona w... wiarę
Tak, nie jestem fachowcem. Ani naukowym, ani medycznym. Tym bardziej więc czytam i słucham fachowców.
Bo sprawa wirusów, epidemii czy szczepionek to czysta nauka. Czyli coś namacalnego, sprawdzonego, do obalenia jedynie poprzez inny, dobrze udokumentowany dowód.
W sprawie szczepionek, niestety, naukę zamienia nam się w wiarę. Coś zupełnie odwrotnego. Kolejna niedorzeczność.
Wiemy, że na rzetelne badanie nad szczepionkami mieliśmy - jako ludzkość - po prostu za mało czasu. Nic więc dziwnego, że nie znamy skutków (dobrych bądź złych) zażycia szczepionki. Po prostu tak jest i nic na to nie poradzimy.
Sami producenci pierwszej na naszym rynku szczepionki Pfizer & BioNTech informują, że ostatnia faza badań klinicznych nad produktem zostanie zakończona pod koniec 2022 roku. To wiedza powszechna, choć o dziwo nie rozpowszechniana.
Oczywistym jest zatem, że - przed ukończeniem badań - nie można stwierdzić, że szczepionka jest niebezpieczna. Ale tak samo nie można stwierdzić, że jest ona całkowicie bezpieczna.
To jest oczywista prawda naukowa na dziś.
I to nie jest podejście antyszczepionkowe - to niepodważalna oczywistość.
Nie twierdzę więc, że szczepionka jest niebezpieczna, ale zapala mi się „czerwone światełko”, kiedy w sposób naukowo nieuprawniony rządzący mówią, że jest całkowicie bezpieczna! I przebadana!
To nie tylko nieprawda, ale rzecz sprowadzona do czystej wiary, nie nauki.
Jednocześnie też wszystkim wątpiącym tłumaczy się, żeby się douczyli i słuchali fachowców. Pomieszanie z poplątaniem. Ludzie jednak się boją i emocje wynikające z wiary w szczęśliwe zakończenie biorą górę. Nauka poszła w las - może jednak nie głupie jest to powiedzenie?
Kampania „ukrywania” informacji
Czy to już podważa sens szczepień? Nie. Jesteśmy bowiem w takiej sytuacji, że być może nie mamy wyjścia - musimy bardziej wierzyć niż wiedzieć. I ja to rozumiem.
Gdyby tak to było komunikowane, wątpliwości byłyby mniejsze.
Ale kolejne „czerwone światełko” zapala się mocno, bo jest zupełnie odwrotnie.
Z informacji podawanych przez producentów jasno wynika, że - jak zresztą przy każdym medycznym specyfiku - jest wiele przeciwwskazań przed podaniem szczepionki. Wiadomo, że nie powinny jej przyjmować kobiety w ciąży czy chcące w najbliższej przyszłości (w dalszej nie wiadomo - bo nie zbadano) w ciążę zajść. Wiadomo też, że nie przeprowadzono badań na pacjentach biorących inne leki. Wiadomo, że uważać powinny osoby z tendencją do wstrząsów anafilaktycznych, czyli cierpiący na mocne alergie. Wiadomo, że jest ryzyko długoterminowe zmian autoimmunologicznych, co dotyczy chorych na wiele chorób. I wiele jeszcze innych przeciwwskazań. Czy to już dowód na szkodliwość szczepionki?
Też nie, ale czy nie powinno się o tym jasno informować? Czy nie powinno się zwrócić uwagę zagrożonym grupom, żeby koniecznie przez zaszczepieniem odbyć szeroką konsultację z lekarzem? A medykom jasno zakomunikować, żeby w przypadku wątpliwości, raczej odradzali, a nie namawiali? Decyzje oczywiście pozostawiając pacjentowi.
W zamian mamy za to słowa głównego doradcy medycznego premiera - profesora Andrzeja Horbana, który mówi publicznie, że praktycznie tylko gorączka jest przeciwwskazaniem. To ludzie z zagrożonych grup nie mają prawa o tym wiedzieć. Jakim prawem?
Czy to nie powinno zapalać „czerwonego światełka” wątpliwości?
Ryzyko, ryzyku nierówne
W oficjalnym dokumencie Narodowego Programu Szczepień jest zdanie o realnym ryzyku wynikającym z masowości szczepień preparatami tylko wyjątkowo dopuszczonymi do użytku. Ryzyko to jednak uznaje się za mniejsze od potencjalnych korzyści.
Ok. Z punktu widzenia Europy, czy nawet pojedynczego państwa ja się z tym zgadzam. Na tym etapie wiele wskazuje na to, że rzeczywiście korzyści (ewentualna wygrana z wirusem) przeważają nad stratami. Z punktu widzenia ogółu oczywiście. Ale z tej tezy wprost wynika, że ryzyko strat istnieje. A ogólne straty to - przekładając wprost - ludzkie nieszczęścia wynikające z ewentualnych powikłań, utraty zdrowia czy nawet życia. W skali ogółu może nie znacznych, ale na tym etapie pewnych.
I to też powinno być społeczeństwu mówione. Nie jest. Wprost odwrotnie - z promocji akcji szczepienia człowiek odnosi wrażenie, że szczepienie jest w pełni bezpieczne.
Ryzyko strat (ludzkich) z punktu widzenia małego promila procentowego w stosunku do całej populacji może być uznane za opłacalne. To trudne etycznie, ale można nawet przyznać rację tym, którzy decydują o pójściu drogą mniejszego zła.
Ale powinno to być jasno zakomunikowane, bowiem podjęcie ryzyka z punktu widzenia indywidualnego człowieka jest zupełnie inne. Mówiąc wprost, na kogoś konkretnego ten promil utraty zdrowia czy życia przecież padnie.
Czy to oznacza, że człowiek w związku z tym podejmie decyzję o braku szczepienia? Nie, ale ma prawo wiedzieć, że ryzyko istnieje i zważyć rację „za i przeciw” w swojej indywidualnej sytuacji.
Promocja akcji #szczepimysię nosi niestety znamiona propagandowe, ewidentnie pomijając kwestię ryzyka, które istnieje w sposób niepodważalny. I to nie twierdzę ja, ale rząd w oficjalnym dokumencie.
Wirusa trudno będzie pokonać
Na domiar złego niedomówienia i dezinformacja panuje jeszcze na wielu innych polach. I to zapala niestety kolejne „czerwone światełka”.
Sami producenci mówią wprost: nie wiadomo, na jaki czas szczepionka daje odporność. Nie wiadomo też, czy zaszczepienie skutecznie hamuje transmisję wirusa.
Po prostu czysta nauka - obiektywnie (z braku czasu) nie wiemy tego jeszcze i już.
Co wiemy od promujących akcję szczepień? Wielokrotnie od ministra zdrowia Adama Niedzielskiego słyszeliśmy, że akcja szczepień doprowadzi do zahamowania transmisji wirusa i jest szansą na powrót do normalności.
Skąd on to wie, skoro tego po prostu nie wiadomo? Czysta wiara, nie nauka i fakty.
Nie sądzę, że minister czy medyczni doradcy rządu są ignorantami i tego nie wiedzą. To po prostu niemożliwe.
Dlaczego zatem mówią coś innego? Nie wiem, ale chyba mam prawo do tego, by kolejne „czerwone światełko” się zapaliło.
Matematyka to nie propaganda
W matematyce wszystko podobno jest oczywiste. 2+2 po prostu musi być cztery i już.
Dlaczego zatem napisałem podobno? Rzeczywistość ostatnich miesięcy nauczyła mnie bowiem, że jeśli nauka może być wiarą, a pustoszącej wiele krajów choroby nawet nie próbuje się leczyć to... może i 2+2 da się propagandowo zmienić na 5.
Dlaczego odwołuję się do matematyki? Bowiem ta w bardzo prosty sposób dowodzi, że akcja #szczepimysię nie może po prostu przynieść zakładanych celów. Albo inaczej - nie można zrealizować zakładanych celów, bo zostały błędnie wytyczone.
Mówi nam się, że szczepionki dadzą szansę na wygraną z epidemią. By tak się stało - czyli, by osiągnąć tzw. odporność populacyjną - musiałoby się zaszczepić 70-80 procent społeczeństwa.
W Polsce mieszka około 40 milionów ludzi - nie 38 milionów, bo trzeba też dodać także przecież żyjących wśród nas obcokrajowców.
Zaszczepionych musiałoby zatem zostać 32 miliony ludzi.
Wszystkich dorosłych Polaków - bo tylko tacy mogą zostać zaszczepieni - mamy około 31 milionów. Osiągnięcie wymaganych 80% jest więc matematycznie niemożliwe już na starcie.
Czemu zatem mami się nas, że jest to możliwe?
Oczywiście w głównym przekazie będzie się nas mylnie informować, że odporność populacyjna będzie osiągnięta już pewnie przy 50-60% zaszczepionych, a dodatkowo mylnie liczyć od 31 milionów dorosłych (pomijając oczywiście dzieci, które są w bardzo minimalnym stopniu narażone na ciężką chorobę, ale przecież nie jest to grupa, która nie przenosi wirusa). To oczywiście taki matematyczny zabieg, ale z pewnością będzie miał miejsce. Nie każdy bowiem pokusi się o własne spokojne wyliczenia.
A do liczenia warto też użyć kolejnych danych. Nawet jeśli założyć pełną wiarę w skuteczność szczepionki to jest ona na poziomie 95 %. Dużo, ale w natłoku propagandy nie zapominajmy jednak o tych 5 %. Przy 31 milionach dorosłych Polaków to... aż ponad 1,5 miliona osób. Tak - tyle statycznie ludzi nawet po szczepionce odporności nie uzyska.
Do tego trzeba pamiętać, że po prostu niemożliwym jest zaszczepienie wszystkich 31 milionów osób. Jeśli na szczepienie zdecyduje się nawet 70 % społeczeństwa (co jest niezmiernie optymistycznym wskaźnikiem) to tych bez szczepienia będzie dużo ponad 9 milionów.
Tych 9 milionów plus 1,5 miliona niezaszczepionych plus 7 milionów dzieci i młodzieży plus 2 miliony to daje sumę 19,5 miliona polskiego społeczeństwa.
Oczywiście propagandowo można liczbami kuglować, ale matematyka mówi wszystko - odporności populacyjnej nie będzie. I już. To nauka.
Już nawet nie wspominam, że aby akcja miała jakąkolwiek szansę powodzenia powinna być przeprowadzona w jak najkrótszym czasie. A jaka jest rzeczywistość w tym względzie, już większość zdaje sobie sprawę. Mówiąc oględnie, szału nie ma, a zaszczepienie samych tylko chętnych w tym roku jest raczej niewykonalne. I to też stawia duży znak zapytania co do realizacji pożądanych efektów. Bo żeby nie było tak, że zanim zaszczepimy chętnych, już... będziemy musieli szczepić tych pierwszych. Przypominam - czas odporności po szczepieniu nie jest bowiem jeszcze znany.
Szkodliwość utraty nadziei...
Pewnie po tych wszystkich informacjach uznacie Państwo, że jestem przeciw szczepionkom. Powtarzam jeszcze raz - właśnie nie. Wprost odwrotnie - jestem za. Pod warunkiem jednak, że każdy z osobna podejmie niewymuszoną niczym decyzję. A wcześniej zostanie rzetelnie poinformowany o wszystkim, co się z akcją szczepień wiąże. Bardzo bym chciał, by cokolwiek (ze szczepionką włącznie) spowodowało wygraną z epidemią.
Problem w tym jednak, że wszystkie za i przeciw wskazują jednoznacznie, że tego efektu nie jesteśmy w stanie osiągnąć.
I temu jestem zdecydowanie przeciw. Temu, że już na wstępie akcji szczepień rozbudzono (bezpodstawnie i niepotrzebnie) wielkie nadzieje, że wystarczy się zaszczepić (jednocześnie wymuszając presję na najbliższych, by uczynili podobnie) i wszystko wróci do normy, a ludzie przestaną umierać.
Szczepionka oczywiście w jednostkowych przypadkach może pomóc, ale niestety sama końca wojny nie zapewni. A nie słychać o innych pomysłach na wygranie walki z wirusem.
Wiele osób z pewnością się ze mną nie zgodzi i ma do tego prawo. Szanuję to, ale polecam zastosować mały papierek lakmusowy. Bardzo szybko do zweryfikowania. Jesteśmy na finale akcji szczepień personelu medycznego. To oczywiste - jeśli akcja ma nam dać szansę na powrót do normalności to za chwilę (bo tak na logikę powinno być) powinna zostać odblokowana służba zdrowia. Powiedzmy: sprawdzam. I patrzmy, czy w związku z bezpieczeństwem lekarzy (zgodnie z narracją o super mocy szczepionek) zostaną otworzone szpitalne oddziały, a rodzinni zaczną normalnie przyjmować zaprzestając nienormalnych teleporad.
Oby tak było - choć jakaś cisza w tym temacie... Jeśli tak się nie stanie, to chyba nawet sceptycy moich tez muszą przyznać rację, że powrotu do normalności szczepionka nie przyniesie.
Ja - mówiąc szczerze - nie chciałbym mieć racji co do ostatecznej nieskuteczności akcji szczepień. Kibicuję - by byli zdrowotnie bezpieczni i odzyskali psychiczny spokój po wielkim strachu - jednocześnie wszystkim, którzy szczepionkę przyjmą.
Martwi mnie tylko ryzyko utraconej nadziei. Bardzo ważnej. Po roku w psychicznym amoku strachu, stworzono nadzieję na powrót do normalności.
Psychiczne konsekwencje utraty tej nadziei - w przypadku dalszego braku innej perspektywy niż szczepienie - będą bowiem w skali społecznej straszne. Bardzo straszne.
Artur Kołodziejczyk; foto: ilustracja z Narodowego Programu Szczepień
Zrozumieć covidowski matriks
Nie wiem jak Państwo, ale ja mam już dość! Mam dość tego covidowskiego matriksa. Trzeba otrzepać się z przerażającego strachu, by załączyć rozsądek. Tak, miejmy obawy, działajmy ostrożnie, ale czas najwyższy na chłodną ocenę i rozsądne działanie.
Bo jak na razie to idealnie do tej sytuacji pasuje cytat ze Stefana Kisielewskiego: „To, że jesteśmy w dupie to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”.
Skończył się ten niezwykle nienormalny 2020 rok. Wojna z zaraźliwym i przyczyniającym się do śmierci wielu ludzi wirusem, paraliż ochrony zdrowia skutkujący brakiem leczenia pozostałych chorób i przerażającym wzrostem zgonów, szereg obostrzeń (racjonalnych i absurdalnych niestety też), załamanie drobnej przedsiębiorczości i wolnego biznesu, obawy o nieuchronnie czekający nas kryzys gospodarczy.
Taki w skrócie był ten ostatni rok. Dodatkowo rok, kiedy królował przerażający strach, który w nadmiarze z zasady wyłącza logikę, rozsądek i racjonalne myślenie.
A z kryzysowych sytuacji nie wychodzi się mając tzw. „gorącą głowę”, a raczej myśląc na chłodno.
Na razie nie wygląda na to, żebyśmy dążyli do takiego stanu - wręcz przeciwnie. Dlatego nowy 2021 rok, moim zdaniem - mówiąc delikatnie i przesadnie nie strasząc - nie będzie lepszy.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że analiza jakiegoś lokalnego dziennikarza nie ma, i nie będzie miała, dużego znaczenia. Ale chociażby dla poprawy własnego samopoczucia, bo już długo „gryzie” mnie ten stan bezczynności w walce o włączenie rozsądku - swoje spostrzeżenia poczyniłem i będę upubliczniał.
Zdaję sobie też sprawę, że będzie wiele osób, które się z moimi analizami nie zgodzi, wielu też mocno skrytykuje. Ale ja z sobą będę się czuł dobrze, na klatę przyjmując nawet mocny hejt.
Jednocześnie dziękuję wszystkim tym, którzy - mając różne zdania - zechcą się z tymi spostrzeżeniami zapoznać.
A i jeszcze dwa zastrzeżenia, żeby nie było wątpliwości. Uważam, że koronawirus istnieje i stanowi zdrowotne zagrożenie. Po drugie zaś - nie jestem politycznie zaangażowany po żadnej ze stron naszej polsko-polskiej wojenki.
Całość analizy jest długa, więc publikacje są w częściach. Ukazało się już pięć - linki do nich poniżej.
cz. I - „OPOWIEŚĆ ŚWIĄTECZNA, czyli nieogłoszony lockdown podstawowej opieki zdrowotnej” - https://plonszczak.pl/artykul/zrozumiec-covidowski/1118839
cz. II - „Za sprawę amantadyny powinny polecieć głowy!” - https://plonszczak.pl/artykul/zrozumiec-covidowski/1119520
cz. III - „A kto umarł ten nie żyje, czyli dość barbarzyństwa!” - https://plonszczak.pl/artykul/zrozumiec-covidowski/1122930
cz. IV - „Jedni walczą, inni pacjentów opuścili, czyli bardzo gorzkie żale do medyków” - https://plonszczak.pl/artykul/zrozumiec-covidowski/1125539
cz. V - „Hipokryzja rządzących, czyli klasy I-III wracają a biznesy nadal zamknięte!” - https://plonszczak.pl/artykul/zrozumiec-covidowski/1126008
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jeśli otwierając przyszłość jako księgę,to chciałbym się pochylić nad jednym temacie.Iż moim skromnym zdaniem,serial "Ranczo" powinien być edukowany,już w szkole podstawowej.Scenarzysta w tym serialu,poprzez aktora(Czerepach)wypowiedział mądre słowa,FARMACEUTYKA JEST PIĄTĄ WŁADZĄ,JAK NIE PIERWSZĄ,tylko że teraźniejszość jest inna,bo ten sam aktor,w rzeczywistości namawia do szczepienia,kologialne niedomówienie,aktorstwo,a życie.Więc proszę o jeszcze jedną czerwoną lampkę,jeśli ktoś się nie zaszczepił,i nie zakładał tej szmaty,to on jest chory,czy był chory,czy będzie chory?Już przestałem walczyć z ludźmi którzy w to wierzą,bo w motto w które wierzę,to "MĄDRY POWIE,ŻE TAK MUSI BYĆ,A GŁUPI POWIE CZEMU NIE"zakładać maski,w której będzie wdychał swój dwutlenek.